Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#56806

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Historia CichoByc, pokazuje coś, o czym się nie mówi.

Miałam 13 lat, kiedy zaczęłam się głodzić. Jedno jabłko dziennie? Zmniejszałam do ćwiartki. W pewnym momencie, chciałam odmawiać sobie nawet picia wody, bo w moim chorym mózgu uroiłam sobie, że woda też ma kalorie. Gdy musiałam coś wypić, bo nie mogłam wytrzymać, miałam ogromne wyrzuty sumienia, karałam się nacięciami żyletką na ramieniu.

Na początku obsesyjnie ćwiczyłam (póki nie opadłam z sił), po 8-9h dziennie. I to nic, że po połowie czasu nie miałam ochoty chociażby mrugać. Nie mając siły, potrafiłam stać i kiwać się w miejscu ze skakanką, albo leżeć i chociaż tę nogę zginać.
W 3 miesiące zrzuciłam ponad 30kg. Z dziewczynki 160cm/65kg zmieniłam się w szkielet ważący jakieś 30-34kg.

Czemu nikt nie zauważył? W tym momencie mieszkałam tylko z mamą, która pracowała na dwa etaty, wychodziła koło 5 i wracala o 23, kiedy już spałam. Z dalszą rodziną się nie widywałam, tata był za granicą.

Nauczyciele w szkole, pedagog? Dobre sobie. Nosiłam duże ciuchy, raz (!) nauczycielka biologii spytała, czy jestem chora, bo zbiedniałam na twarzy mocno. Wystarczyło, że powiedziałam, że nic mi nie jest. Żadnego tłumaczenia.

Wszystko wydało się, kiedy mama wróciła z pracy szybciej, akurat wychodziłam spod prysznica w ręczniku, kiedy weszła. I zobaczyła nogi jak patyki i wystające łopatki.

Popłakałyśmy się, nie wiedziałyśmy, co robić. Obiecałam więcej jeść, poszłyśmy następnego dnia do dietetyka, który dziewczynie, która od kilku dni jadła jakieś 100 kalorii i nie miała siły wstać, wydrukował menu na 2000 kalorii, zainkasował stówę i dał numer do prywatnego trenera fitness.
Nie wiedziałyśmy, czy to dobrze czy nie, mama wzięła urlop, gotowała mi wg menu (i to jakiego! Kapary, melony, małże itp. - które nie zawsze są najtańsze i dostępne u mnie, o czym facet wiedział, bo mama powiedziała mu, gdzie mieszkamy).

Oczywiście, jadłam mniejsze porcję, bo w tym stanie nie zjadłabym całej michy np. zupy.
Ale po pierwszych kilogramach w górę, dostałam amoku, jedzenie było tak cudowne, jadłam ogórki zagryzając cukierkami, ciastka popijałam żurkiem, wszystko, od czego wymiotowałam potem oczywiście. I zdałam sobie sprawę, że to sposób świetny! Jem, ile chcę i co chcę, a nie przytyję jak świnia, bo wyrzygam wszystko.

Kryłam się tak dobrze, że mimo, że mama była w domu i mnie pilnowała, ja potrafiłam być tak cicho, że święty by się nie zorientował.
Nie chciałam, żeby mi ktoś pomógł, mi było tak dobrze. Gdy próbowano mnie na siłę do psychiatry zaciągnąć, groziłam, że coś sobie zrobię, uciekałam. Po jakimś czasie, gdy po prostu od rzygania zbrzydłam, byłam zaniedbana - wzięłam się w garść. Tak po prostu. Nie umiałam nie liczyć kalorii, dlatego jadłam, nie znałam umiaru, nie wiedziałam, kiedy jestem głodna, a kiedy przejedzona, ale jadłam i nie wymiotowałam. Sama z siebie tak postanowiłam. Oczywiście, najbliżsi już wiedzieli o wszystkim. Nie chciałam wsparcia na siłę. Sama dla siebie to zrobiłam.

Przytyłam do 72 kg, ale umiałam już jeść w miarę racjonalnie. Nie akceptowałam siebie, ale wiedziałam, że muszę. Waga wahała się nawet +/- 10kg, ale dawałam radę sama. W ciągu kolejnych trzech lat walczyłam o stałą wagę i zaprzestanie obsesyjnego myślenia. Jadłam, wykluczyłam przetworzone rzeczy, dużo czytałam, brałam witaminy (po drodze przyplątała się anemia), chodziłam na długie spacery, czasami pływałam, czasem jeździłam rowerem.

Teraz, po sześciu latach, ważę około 55kg - nie sprawdzam tego, mówię "na oko". Ciuchy M dobrze leżą. Mam jędrną skórę. Pozostałości po tamtym czasie, to na pewno problemy z zębami, cerą, włosami, ale na tyle drobne, że wyglądam tak, jak chcę. Ale w głowie wciąż coś mam. Taka myśl, kiedy kupuję spodnie i nie mogę się w nie wcisnąć, kiedy kupuję paczkę czipsów albo oglądam się nago w lustrze. Tylko jedna myśl, która od czasu do czasu mnie nawiedza.

Może się żalę tylko, może coś mi w głowie zostało.
A może ktoś, przypadkiem natknie się na historię.
Po prostu się rozejrzycie wokół siebie. Może to Wasze dziecko, rodzeństwo, przyjaciel.

Tego się nie widzi i o tym się nie mówi. Nauczyciele mają to w nosie, dietetyk chce tylko zarobić, rodzice nie mają czasu dla dziecka. Nie każdy jest na tyle silny, by wyjśc z tego.

Nie lekceważcie nas.

ana

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (366)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…