Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#58356

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielnych śledzę od jakiegoś czasu, postanowiłam dzisiaj podzielić się jedną z wielu dziwnych/zabawnych/strasznych historii, które mi się przydarzyły. Będzie o zamierzchłych czasach, czyli końcu lat osiemdziesiątych, kiedy to miałam wątpliwą przyjemność chodzić do przedszkola.

Dla wielu osób największym koszmarem przedszkolnym były posiłki- wiadomo, znienawidzony szpinak, wątróbka itp. Ja jako dziecko byłam potwornym niejadkiem i każde jedzenie, to była droga przez mękę. Rodzice mieli do tego zdrowy stosunek, nie zmuszali do jedzenia, dostawałam to co lubiłam w niedużych ilościach, ogólnie zero stresu w tym temacie. W przedszkolu wręcz odwrotnie. O ile większość przedszkolanek widząc, jak siedzę zaryczana drugą godzinę nad chlebem z masłem, odpuszczała, o tyle gdzieś pod koniec mojej przygody z tą placówką pojawiła się Piekielna przedszkolanka.
Odsadziła niejadków do osobnego stołu, nad którym stała jak Cerber, krzyczała, popędzała, "pomagała" jeść, wciskając dzieciom do buzi na siłę jedzenie....no ogólnie koszmar.

A, w kwestii wyjaśnienia- od najmłodszych lat, z niewiadomych względów, mój organizm na wszelkie owoce niecytrusowe reaguje odwrotną perystaltyką. Nie wiem czemu, ale mam tak od dziecka, w związku z tym omijam szerokim łukiem i żyję, jestem zdrowa, nie mam awitaminozy, ogólnie nie szkodzi mi to.

Moja mama w rzeczonym przedszkolu, poza proszeniem pań, by nie zmuszały mnie do jedzenia, wyjaśniła też, że owoce wszelkie mi szkodzą, więc mam ich nie jeść.
Piekielna rzecz jasna wiedziała lepiej.
Po jakimś obiedzie, po którym byłam już zapewne czerwona od ryku, bo ciągle się darła, uznała, że muszę jeszcze zjeść deser- 5 sztuk śliwek. Usiadła naprzeciwko mnie, i zaczęła mi je na siłę wpychać do ust, po czym trzymała za brodę tak, że nie mogłam otworzyć ust. Przy zapchanym od płaczu nosie raczej nie jest łatwo nabrać powietrza, więc siłą rzeczy żułam, połykałam, ryczałam dalej....przy czwartej sztuce tego deseru moje bebechy się zbuntowały- pani Piekielna doświadczyła solidnej Niagary przeżutego obiadu centralnie w twarz. Pamiętam jak w zwolnionym tempie, jak wywala oczy na wierzch i ociera twarz ręką....no i wiadomo, jak nie zacznie mnie szarpać, drzeć ryja, wyzywać-bardzo pedagogicznie.
Przyszła inna przedszkolanka, zaprowadziła mnie do pielęgniarki, dostałam coś na ból brzucha i wymioty, przyszła mama, zabrała mnie do domu, koniec.

Po kilku latach moja mama przy jakiejś okazji wspominała tę historię, więc dopytałam, jak to się w sumie skończyło.
Otóż, rozwścieczone babsko zadzwoniło do mojej mamy do pracy z awanturą i tekstem, że natychmiast ma być w przedszkolu, bo jej dziecko zrobiło coś niewyobrażalnego. Mama się zdenerwowała, zwolniła wcześniej z pracy, pojechała. Poproszono ją do gabinetu dyrektorki, gdzie była też Piekielna, która od progu zaczęła krzyczeć, co ten bachor jej zrobił, pokazując bluzkę ze śladami zajścia. Kiedy udało się jej wejść w słowo, bo nabierała powietrza, moja mama zapytała, o co chodzi- na co pani dyrektor, że dziecko ZŁOŚLIWIE i SPECJALNIE uraczyło panią Taką a Taką wymiotem w twarz. Czemu? "Bo pilnowałam żeby zjadła śliwki po obiedzie".
Moja mama twierdzi, że najpierw na chwilę ją zamurowało, po czym wstała i powiedziała obu paniom, że skoro są tak tępe, że słowo mówione, powtarzane kilka razy do nich nie dociera, to może w postaci bardziej namacalnego argumentu dotrze.

Może i nie jest to jakaś straszna, dramatyczna historia, ja pamiętam to jako traumę, i zastanawiam się, jakim człowiekiem trzeba być, żeby w ten sposób znęcać się nad dziećmi.

uslugi

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 279 (375)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…