Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#58710

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Postanowiłem się z wami podzielić swoją historią, związaną z pewną piekielną damą jaką spotkałem na ścieżce... nie, nie do piekła ale rowerowej.
Rzecz ma miejsce w Krakowie-Nowej Hucie, okolice ronda Kocmyrzowskiego. Czas akcji - październik 2013.

Jako, że jestem zdecydowanym fanem rowerowej turystyki zwykle wszędzie poruszam się na rowerze. Zawsze staram się jeździć wyznaczonymi trasami dla rowerzystów ewentualnie gdy takowej brak jadę ulicą.
W ten piękny lipcowy dzionek poruszałem się, a jakże, na swoich wypieszczonych dwóch kółkach. Wraz ze mną na wycieczkę wybrał się sąsiad, również zapalony rowerzysta. W związku z tym, że w rzeczonej okolicy znajduje się stosowna ścieżka bardzo czytelnie oznaczona zarówno znakami pionowymi jak i poziomymi, jechaliśmy sobie przepisowo.

Wtem ni z gruszki ni pietruszki, zza pobliskiego przystanku autobusowego na naszą drogę wkroczyła ona. Skądinąd sympatyczna z wyglądu dama, z pieskiem rasy nijakiej w jednej ręce i papierosem w drugiej, wyszła dosłownie przed moje przednie koło.
Wyobraźcie sobie sytuację: po mojej lewej kolega na rowerze, po prawej oszklona wiata autobusowa, a po środku ona. Kolega odbił instynktownie na chodnik, ja nie miałem już na to czasu. Zaznaczam, że jechaliśmy około 30 km/h. Nie mając innego wyboru (poza rozjechaniem bezmyślnej baby), w sekundę nacisnąłem na klamki hamulcowe do oporu. Mam hamulce hydrauliczne, więc stanąłem dosłownie w miejscu. Nastała ciemność.

Tutaj relacjonuję wydarzenia posiłkując się słowami kolegi.
Więc Marcin odbił na chodnik, zatrzymał się, a ja lotem swobodnym poleciałem centralnie lądując w przystanku. Ważę sobie jakieś 80 kg, więc solidnie rąbnąłem.
Efekt: zniszczona wiata (jak później wyceniło MPK strata za 2300 zł), uszkodzony rower (zniszczone oświetlenie, kamera na kierownicy, zgięta kierownica-straty na ponad 1500 zł). Zniszczyłem sobie również spodnie, kurtkę i kask - łącznie popłynąłem na dokładnie 2155,80 zł. A to nie koniec historii...

Jak już wspomniałem, po zobaczeniu piekielnej damy później była tylko ciemność. W momencie solidnego uderzenia wyryłem głową (na szczęście w kasku) w chodnik, więc lekko mnie zamroczyło. W dalszej części opowieści oczywiście pogotowie - lekki wstrząs mózgu i złamana ręka, pobieżne otarcia i siniaki.
Zapytacie co w tym piekielnego?
Szanowna dama piekielna jakby nigdy nic postanowiła ulotnić się w czeluści osiedlowe. Na szczęście przytomna reakcja Marcina uniemożliwiła jej ewakuację. Oczywiście dama nie poddała się bez walki i kolega oraz interweniujący przypadkowy przechodzień, nie dość że zarobili ciosy zadawane parasolką, to usłyszeli pod swoim adresem stek solidnych wulgaryzmów.
Wezwana policja ukarała madame solidnym mandatem, którego nie przyjęła bo uwaga... "to moja wina, że jadę ścieżką rowerową, mogłem jechać ulicą".

Sprawa poszła do sądu, piekielna zarobiła 800 zł grzywny i zwrot kosztów sądowych. Z pozwu cywilnego walczę o odszkodowanie, MPK zresztą też. Jaki z tego morał - piekielne towarzystwo można posłać do diabła i ludzie na miłość boską, przestańcie chodzić po ścieżkach rowerowych. Proste prawa fizyki mówią, że w przypadku zderzenia z pieszym komuś na pewno stanie się krzywda, a dobry rowerzysta może jechać nawet 40-50 km/h, co z jego masą i masą roweru może dać smutny skutek.

ulica

Skomentuj (77) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 421 (537)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…