Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#59170

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Udzielam czasem prywatnych lekcji języka hiszpańskiego. Czasem dostaję uczniów za pośrednictwem szkoły językowej, w której lektor dojeżdża do klienta, a czasem uczniowie znajdują mnie bezpośrednio na portalach ogłoszeniowych.
Dzisiaj chcę opowiedzieć dwie sytuacje, które dosyć mnie zirytowały.

1. Królewna studentka
Zadzwonił do mnie tata przyszłej uczennicy.
- Córka właśnie zaczęła pierwszy rok iberystyki, ale nie za bardzo sobie radzi, czy mogłaby ją Pani wziąć pod swoje skrzydła (powiedział coś w tym tonie), żeby jakoś zaczęła to łapać?
- Oczywiście możemy spróbować, [tu parę pocieszająco-motywujących zdań].
No więc dziewczyna zaczęła przychodzić. Lekcje nie szły tragicznie, panna nie była głupia, tylko wydawała się stale rozkojarzona i jakby zapominała, o czym przed chwilą mówiłyśmy. Kiedy coś tłumaczyłam, czasem rozglądała się po pokoju. Ale nie było źle.
Któregoś dnia przyszła i mówi, że za tydzień ma kolokwium, no i...
- No i ja sobie tutaj wynotowałam takie słówka do przetłumaczenia, czy pani by mi je mogła przetłumaczyć?
Już brzmi podejrzanie, ale biorę od niej zeszyt i patrzę na te słówka. Kilkanaście stron. No niestety, nie zajmuję się charytatywną kaligrafią. Odpowiadam zatem:
- Jeśli chcesz, możemy potłumaczyć trudniejsze teraz na lekcji, a resztę będziesz musiała zrobić sobie sama.
- Nie, szkoda lekcji na pisanie słówek, nie może pani tego zrobić poza lekcją? Bardzo panią proszę itp. itd.
Oczywiście padły też słowa uwielbiane przez wszystkich świadczących jakieś usługi: "Dla pani to tylko chwilka".
- No ale wiesz, ja też mam swoje życie, nie mam czasu wypisywać takiej ilości słówek. Poza tym takie rzeczy to uroki filologii, nie da się tego obejść.
- No dobrze...
Doradziłam jej jeszcze, żeby może poprosiła kogoś z roku o pomoc, ale stwierdziła, że jej jedyne koleżanki niewiele ogarniają.
Przez resztę lekcji dziewczyna była nieco bardziej rozkojarzona i podirytowana niż zwykle, ale na końcu umówiłyśmy się, że we wtorek, dzień przed następną lekcją da mi znać, czy przyjeżdża (miała chyba jechać do domu i jeszcze nie wiedziała kiedy), a jeśli jej nie będzie, to spotykamy się w następnym tygodniu.
We wtorek czekam na informację od niej. W końcu wieczorem sama piszę do niej smsa, żeby potwierdziła, czy jutro przychodzi. Dostaję odpowiedź:
"Przykro mi, ale zdecydowałam się zrezygnować z lekcji u pani". Może i dobrze.
Jeśli idziecie na studia, to bądźcie gotowi naprawdę studiować, bo nikt za was tego nie zrobi.

2. Biznesmen z wymaganiami
Tym razem zlecenie było od szkoły. Miałam dojeżdżać do lokalnego oddziału znanej firmy przesyłkowej i udzielać lekcji hiszpańskiego jakiemuś regionalnemu prezesowi, który wcale nie zna języka i chce się uczyć od podstaw. Lekcje zamawiała dla niego żona.
Przyjeżdżam na pierwszą lekcję. Umówieni byliśmy na 10. Pan zjawił się o 10:30.
Na początku mówi mi, o jakie lekcje mu chodzi. Tłumaczy też, że nie będzie miał czasu na prace domowe ani naukę poza zajęciami. Mówię, że będzie trudno, ale jeśli skoncentrujemy się na praktyce i utrwalaniu, jest szansa, że się uda. Pół godziny, jakie zostało z lekcji, przebiega w miłej atmosferze, chociaż oczywiście nie bez potknięć ucznia, ale to naturalne, bo przecież to jego pierwszy kontakt z językiem. Ja ogólnie starałam się jak mogłam. Przygotowałam materiały dopasowane do ucznia bez znajomości języka, byłam cierpliwa i wyjaśniałam to, co sprawiało trudności. Wyszłam z lekcji zadowolona z siebie.
Po południu tego samego dnia szkoła przesłała mi maila, którego dostali od żony pana biznesmena:
"Prosimy o zmianę lektora, ponieważ obecny nie spełnia oczekiwań". Tak, po pół godziny lekcji na poziomie podstawowym, czyli tak naprawdę po wprowadzeniu do właściwej nauki. Do tej pory nie wiem, o jakie oczekiwania chodziło.

nauczanie

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (289)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…