Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#59274

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Komentarze pod poprzednią historią natchnęły mnie do napisania kilku przykładów tego co potrafi się dziać na zajęciach laboratoryjnych jakie mają miejsce na kierunkach typu biologia/fizyka/chemia. Od wesołych bądź głupawych historyjek po przykłady sprawiającej niebezpieczeństwo bezmyślności

1) Laboratoria z chemii nieorganicznej na I roku. W jakimś doświadczeniu używany jest dosyć mocno stężony amoniak. Ktoś wpadł na pomysł że spod wyciągu przeniesie go w pipecie. Nie ważne że pipety używane przez pokolenia początkujących chemików są... awaryjne. Efekt? Amoniak się rozlał bo pipeta nie trzyma. Mnóstwo smrodu w sali, polane amoniakiem spodnie, podłoga, notatki... Dobrze że w pipecie nie przenoszono np jakiegoś stężonego kwasu

2) Laboratoria z chemii organicznej. Pracujemy, pracujemy... Nagle jak w sali nie buchnął kosmiczny smród gnijącej ryby. Normalnie fetor nie do wytrzymania. Szybka ewakuacja, otwieranie okien i 10 minut przerwy w zajęciach. Ktoś nie wpadł na pomysł, że pod wyciągami pracujemy z jakiegoś powodu i trzymając pełną zlewkę jakiś amin poszedł szukać prowadzącego...

3) Laboratoria z chemii nieorganicznej. Pracujemy w parach. W pewnym momencie w doświadczeniu miał być wykorzystany kwas azotowy. Stężony. Było to jedno z tych doświadczeń gdzie żongluje się 10-ma probówkami, wlewa się i przelewa i patrzy na kolorki etc. Koleżance z pary omsknęła się ręka i nieco jej się polało po zewnętrznej ściance probówki, którą ja trzymałem w rękach. Oczywiście polała mi po palcach stężonym kwasem azotowym. Na szczęście tylko parę kropel, więc obyło się bez poważnych oparzeń.

4)Laboratoria z chemii nieorganicznej. Przykład w sumie nie wiem czego. Roztrzepania? Ale ze strony doktoranta prowadzącego ćwiczenia. W jednym doświadczeniu wykorzystywaliśmy niestandardowe stężenie jakiegoś kwasu. Chyba siarkowego. Więc trzeba było go zrobić z tego co akurat było na sali. Na zapas przygotowaliśmy sobie od razu więcej, przelaliśmy do dużej zlewki i sobie stoi kwas. Pracujemy nad doświadczeniem i przyplątał się do nas doktorant... Z dobrymi chęciami pomocy. W pewnym momencie potrzebowaliśmy coś rozcieńczyć wodą. Doktorant wziął naszą zlewkę i radośnie wlał jej zawartość do drugiej... Po tym jak roztwór zmienił barwę doktorant też zmienił barwę, bo skapnął się, że w zlewce nie było wody, tylko kwas i spalił się trochę ze wstydu, bo nie ma co ukrywać - zepsuł nam doświadczenie.

5) Laboratoria z chemii fizycznej. Wykonujemy jakieś doświadczenia. Nagle prowadzący dosyć wk******* przychodzi i pyta czy ktoś nie korzystał z wyciągu, bo została pod nim pipeta w której coś jest naciągnięte. Dla nie zorientowanych - pod wyciągiem leżą zwykle rzeczy niebezpieczne np stężone kwasy i zasady, mocno szkodliwe związki organiczne etc. A tu coś jest i nikt nie wie co? I co z tym zrobić? Wiadomo, że coś się da, ale roboty trochę z tym jest.

6) Laboratoria z chemii fizycznej. Prowadząca była BARDZO przeczulona na punkcie BHP i generalnie była dosyć piekielna. Od momentu gdy padała komenda "Włożyć okulary", wszyscy na sali musieli nosić okulary aż do momentu wyjścia z sali. Niby dobrze - pilnuje żeby nam się nic nie stało... No ale jest też druga strona medalu. Raz na laborki przyszedł student który ma zajęcia z innego dnia. Był donieść protokół, którego nie zdążył oddać. Po prostu przemknął od drzwi do stołu gdzie siedzieli prowadzący. Bez fartucha i okularów. Dostał kilka karnych punktów za nie przestrzeganie bhp. Inna sytuacja, gdy już po wykonanych doświadczeniach i posprzątaniu sali uzupełniamy protokoły, bo czas jeszcze jest, a lepiej oddać i mieć z głowy. Okazało się że protokoły też mamy wypełniać w okularach...

7) Laboratoria z chemii analitycznej. Miareczkowanie. Generalnie w skrócie proces polega na tym, że masz roztwór którego stężenia nie znasz, a chcesz poznać. Więc po kropelce ze specjalnej biurety wlewasz inną substancję póki się kolor nie zmieni. Wtedy na podstawie ilości zużytej substancji możesz obliczyć stężenie tego co badasz. Tylko żeby to miało sens musisz używać roztworu mianowanego, czyli takiego którego stężenie znasz możliwe najdokładniej. No i my sobie miareczkujemy pobierając roztwór mianowany NaOH z kolby, która miała chyba 3 litry pojemności. I teraz jest ważne. Nie ma opcji żeby wlać cokolwiek do butelki z roztworem mianowanym. Zostało coś w biurecie? Wylewasz do odpadów i tyle. Po prostu roztwór mianowany do którego cokolwiek dolano nie jest już mianowany. Jeden geniusz wlał całą zawartość biurety do kolby...

8) Laboratoria z chemii analitycznej. Jednym z punktów programu jest rozpoznawanie jonów w roztworach. Generalnie często wygląda to tak że prowadzący rozdają probówki gdzie są jakieś jony (zwykle dwa) i studenci mają zbadać jakie to jony, używając nie więcej niż 3 substancji chemicznych. Jeśli użyją więcej dostaną gorsza ocenę. Generalnie bardzo fajna zabawa w rozwiązywanie zagadek. Tu od piekielnej strony może pokazać się wykładowca - może dać komuś czystą wodę. Wbrew pozorom jest to chyba najtrudniejsza substancja do udowodnienia ;)

9) Laboratoria z chemii analitycznej. Prowadzący na początku wyraźnie mówił - używać tylko wody destylowanej. Bo użyjesz kranówy to w badanej próbce znajdziesz całą tablice Mendelejewa. Oczywiście w każdej grupie co roku znajdzie się chociaż jedna osoba, która wyczyści szkło kranówką a potem się dziwi że połowa reakcji charakterystycznych mu zachodzi

10) Laboratoria z biochemii. Zajęcia z enzymów. Jedno doświadczenie polegało na badaniu szybkości reakcji katalizowanej enzymami w zależności od temperatury i pH. Enzymem jakiego mieliśmy użyć w doświadczeniu była amylaza ślinowa. Oczywiście nie było żadnej butelki z owym enzymem. Najzwyczajniej w świecie trzeba było napluć do probówki. Gdzie problem? Ano w tym, że w tej konkretnej grupie ćwiczebnej było 2 facetów i 18 dziewczyn. Przecież poważne przyszłe panie magister nie będą pluły do probówek. Wszystkie musieliśmy obskoczyć z kumplem.

11) Laboratoria z biochemii. Doświadczenie w stylu "Patrzenie jak woda stygnie". Kto miał pracownie biologiczną/fizyczną/chemiczną ten na pewno wie o co chodzi... A Ci co robili doświadczenie "Badanie ciepła właściwego wody metodą ostygania Newtona" wiedzą, że określenie "patrzenie jak woda stygnie" nie jest przenośnią. Generalnie tego typu eksperymenty wyglądają tak, że robisz coś przez 10 minut, a potem pół godziny albo i więcej czekasz na wynik. Pół biedy jak w tym czasie masz inne rzeczy do roboty. Gorzej jak nie ma. Wtedy siedzisz i się nudzisz. Na podobne okazje pewien młody, wyluzowany doktorant pokazał nam że taka maszynka jak spektrofotometr ma funkcję "tetris" :D Wiec czekając godzinę na wyniki gramy sobie w tetrisa na spektrofotometrach będących na sali. Przynajmniej do momentu jak pani laborantka - upiorna wiedźma - przegoniła nas bo zepsujemy... Mimo, że żaden prowadzący nie miał nic przeciwko.

No to by było tyle z rzeczy, które pamiętam. Jak coś nowego by się wydarzyło, albo coś sobie przypomnę to wrzucę. Historie te pewnie uruchomią też masę wspomnień u innych studentów i absolwentów kierunków ścisłych, więc w komentarzach na pewno też trafią się jakieś perełki.

studia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (98)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…