Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59889

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pan X chorował na chorobę onkologiczną. Stadium końcowe, więc leczenie jest już paliatywne - czyli łagodzenie dolegliwości i innych paskudnych objawów na przykład duszności.

Leki, które dostawał należą do grupy narkotyków i innych psychoaktywnych, a pan X potrzebował ich we wzrastających ilościach. Ze względu na chorobę, zdarzało się, że recepty były pisane zaocznie, tj odbierała je córka albo wnuk.

Panu niestety pogorszyło się na tyle, że pogotowie, na wyraźną prośbę rodziny, zabrało pana do szpitala (co i tak jest piekielne, ale jeśli rodzina się uprze...)

Kilka dni później rozmawiałam z moją koleżanką, opiekującą się X w przychodni rodzinnej. Oczywiście powiedziałam jej, że X już kończy żywot, że stan beznadziejny. Takie smutne refleksje, a tu nagle koleżanka podrywa głowę i pyta "czekaj, kiedy był przyjmowany?"

Okazało się, że X trafił do szpitala w poniedziałek, a we wtorek w POZ pojawił się wnuczek z prośbą o kolejne leki, bo się powoli kończą...

Trudno przypuszczać, że liczył na powrót dziadka do domu i szykował mu leki na zapas. Jedyna logiczne wydaje się, że narkotyki - czyściutkie i sprawdzone - brał albo sam, albo sprzedawał dalej. Pytanie tylko ile z wcześniej zapisanych leków otrzymywał chory, a ile podbierała mu radosna młodzież.

Chociaż pewnie wnuczek i tak się wywinie, bo minęło już z pół roku, a o karach, czy nawet dochodzeniu jakoś nie słychać.

Zadupie

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 741 (775)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…