Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#60182

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szczęście w nieszczęściu, przygoda u weterynarza.

Przeprowadziłam się i postanowiłam zabrać ze sobą koty z rodzinnego domu. Mama uparła się że kota trzeba wykastrować a kotkę wysterylizować. Jak dla mnie ok, problemu nie ma żadnego. Tutaj muszę dodać że kotka była rok temu leczona na ropomacicze, wydałam wtedy olbrzymią sumę pieniędzy u weterynarza, no ale czego się nie robi dla swojego pupila. Weterynarz wydawał się być uczciwy, dobry w swoim zawodzie, wykazywał się empatią. Po skończonej kuracji i dokładnym badaniu stwierdził że z kotką już jest wszystko w porządku i to nie wróci. Brzmi cudownie !

Ostatnio moja Pandora poszła do nowego weterynarza na sterylizację. Przyjechałam po odbiór kota i czego się dowiedziałam? Mała miała ropomacicze w stadium zaawansowanym, weterynarz wyciął 30 guzów, największy był wielkości ludzkiej pięści. To był ostatni dzwonek, dwa tygodnie i Pandorka by odeszła. Najprawdopodobniej poprzedni weterynarz albo przegapił lub uznał guzy za niegroźne, albo po prostu wolał kasować nas za droższe od operacji zastrzyki.

Niestety mała nie pokazywała po sobie choroby, miała aż za duży apetyt, była pełna życia i nic nie wskazywało na to co się dzieje w jej brzuszku. Mam nadzieję że dojdzie szybko do siebie. Jutro jedziemy na zastrzyk i zamierzam kupić weterynarzowi dużą czekoladę za (w sumie przypadkowe) uratowanie życia mojej kotce.

weterynarz

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 13 (47)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…