Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#60744

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Działo się to półtora roku temu w "mojej" kamienicy. Lokatorzy dzielą się tu na dwie grupy - młodzi, z reguły jeszcze bez dzieci, oraz starsi, w wieku emerytalnym.

Do tej drugiej grupy należał lokalny tzw. nieszkodliwy żul. Widziałem go wyłącznie w stanie upojenia... albo po prostu już zawsze tak wyglądał. A że jednocześnie poruszał się o dwóch kulach prezentował sobą raczej mizerny widok.

Ta jego "nieszkodliwość" okazała się jednak pozorna. Pewnego lutowego popołudnia z drzemki wybudziły mnie straszne hałasy na klatce schodowej - krzyki i tłuczenie się. Coś jakby kilku chłopa próbowało wnieść po schodach strasznie wielką i ciężką lodówkę i nie za bardzo im to szło. Drzwi otworzyłem, gdy ktoś zaczął do nich walić. Tego widoku nie zapomnę – na klatce ciemno, głośno, ludzie biegają na dół, strażacy wbiegają na górę, pod sufitem kłęby dymu, na schodach wodospad.

Jak się już pewnie domyślacie przyczyną nieszczęścia był właśnie ten „nieszkodliwy” żul. Za prąd nie płacił, więc mu go odcięli. A że zimą zimno i ciemno, chłopina dogrzewał czym tylko, światło mając ze świeczek. Tego dnia imprezował z jakimś kolegą, oboje zasnęli, od świeczki zajęło się mieszkanie.

Koniec końców szczęśliwego finału nie było – kolega zdołał uciec ale bohaterowi, czy to z powodu kalectwa czy jakiegoś innego, ta sztuka się nie udała. Zginął. Gdyby w tym momencie historia się kończyła, piekielność zamykałaby się do jej bohatera. Niestety efektem pożaru były zalane wszystkie mieszkania w pionie. Sympatyczni starsi państwo, sąsiedzi z drzwi obok, patrzyli ze łzami jak cały dobytek ich życia ulega zniszczeniu. Z niedawno wyremontowanego mieszkania, w którym spędzili większość życia, niewiele dało się ocalić. Ostatecznie musieli się wyprowadzić do rodziny.

Oczywiście zawsze w takiej sytuacji na koniec, gdy już jest za późno, pojawiają się pytania czy tej piekielności dało się uniknąć. Mieszkałem tam od niedawna, po czasie dowiedziałem się, że u nieboszczyka często odbywały się różne popijawy i ogólnie wiele z nim było kłopotu. Czy nie miał rodziny, która mogłaby mu pomóc? Nie wiem. Czy administracja, pomoc społeczna czy ktokolwiek inny mógł zrobić coś więcej aby tragedii uniknąć? Również nie wiem. Tylko co by mieli zrobić? Umieścić go w jakimś ośrodku (czyli de facto eksmitować)? Płacić za niego prąd?

Jednak w tych wszystkich wydarzeniach jest jeden pozytywny aspekt, który sprawia, że serce rośnie – widzieć jak w ludziach rodzi się solidarność, pewna więź wspólnego nieszczęścia oraz bezinteresowna chęć pomocy innym, poparta czynami.

sąsiedzi

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 22 (182)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…