zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Studia to podobno piękny czas... dopóki nie trzeba załatwić czegoś urzędowego. 3 dni trwała wojna między mną a COS- Centrum Obsługi Studenta w pięknym mieście w centralnej Polsce na literę Ł. Chciałam złożyć wniosek o stypendium a termin końcowy nieubłaganie się zbliżał.
Dzień 1 - Po 1,5h jeździe tramwajem dotarłam do miejsca docelowego. Odstałam swoje w kolejce i trafiłam na młodą panią blondynkę, która siedziała po prawej stronie zaraz od wejścia i zabijała wzrokiem zza lady. Wiedziałam, że nie mam dokumentu z Urzędu Skarbowego, ale wyczytałam, że można donieść dokumenty po terminie przynoszenia wniosków. Okazało się, że jestem w wielkim błędzie.
Piekielna Blondi[PB] - Jak pani tego nie ma, to niepotrzebnie pani przychodziła. Straciła pani swój czas, mój i tych ludzi w kolejce za panią. I to przez panią teraz ta kolejka dalej się tworzy.
Po takiej jakże delikatnej uwadze wyszłam. Pomijając fakt, że nie powinna tak się odezwać piekielne było też to, że rozmowa z PB trwała minutę. Rzeczywiście bardzo Ci ludzie ucierpieli.
Dzień 2 - Już z potrzebnym dokumentem wróciłam. Po kolejnym czekaniu w kolejce jak na nieszczęście na 3 panie trafiłam na PB. Zadowolona dałam jej papiery i z myślą, że to wszystko załatwię okazało się, że muszę potwierdzić, że tata nie pracuje i przynieść jego oświadczenie, że nie jest zarejestrowany w Urzędzie Pracy, zaświadczenie z UP, jego ostatnie świadectwo pracy oraz miałam wypełnić wniosek o ponowne przeliczenie dochodu. I wszystko to PB napisała na wniosku... Przez to musiałam wydrukować nowy wniosek i go przepisać. Z racji, że PB nie miała cierpliwości do ludzi i po moim zapytaniu gdzie znajdę wniosek o ponowne przeliczenie dochodu spiorunowała mnie wzrokiem i z oburzeniem zapytała, czy słucham tego, co ona do mnie mówi. Powtórzyła mi wszystkie dokumenty jakie mam przynieść, ale nie odpowiedziała na moje pytanie... Zrezygnowana znowu wróciłam z pustymi rękoma do domu. Stwierdziłam, że trzeba może zadzwonić do COS-u i poprosić o pomoc. Z racji, że po tych 2-ch dniach dostałam nerwicy, moja mama zadzwoniła w moim imieniu. Po rozmowie równie znerwicowana jak ja powiedziała, że nigdy nikt jej tak nie zjechał przez telefon. Oto co powiedziała do mojej rodzicielki:
- "Jak Pani śmie dzwonić w sprawie swojego dziecka, studenta, przecież student to osoba dorosła i sama załatwia swoje sprawy"
- "Na stronie wszystko się znajduje i ja nie mam teraz czasu, żeby z Panią to wszystko omawiać. Teraz dużo studentów i innych dzwoni, bo nie umieją czytać, a wszystko jest napisane" - po żmudnych godzinach czytania linijki po linijce znalazłam odsyłacz do kolejnego dokumentu i po kolejnych trzech stronach znalazłam wykaz dokumentów potrzebnych do złożenia wniosku o stypendium. Ale nigdzie nie było wykazu dokumentów potrzebnych do złożenia wniosku o ponowne przeliczenie dochodu.
- Jak wyżej opisałam, na stronie wszystko jest tak napisane, że ciężko to znaleźć i mama powiedziała, że nawet ona sama nie mogła tego odnaleźć (co jest prawdą). Piekielna Urzędniczka stwierdziła, że "wie Pani, nasi studenci wszystko z tej strony rozumieją i muszą rozumieć (bo są przecież NASZYMI studentami), tym bardziej, że są o wiele bardziej rozgarnięci w sprawach internetowych niż normalni ludzie, ale jak Pani chce to ja poświęcę swój czas i przeczytam i omówię z Panią cały wykaz dokumentów sylaba po sylabie"
- "W dodatku Pani i tak Pani nie połączyła się do odpowiedniego miejsca" - co najlepsze numer był brany z ich strony i było napisane, że zajmują się stypendium.
Dzień 3 - ostatni termin oddania wniosków - wyszukałam jakie dokumenty czasem potrzebują na innych uczelniach i obładowana w tekę przeróżnych papierów pojechałam tym razem z tatą. Gdyby nie jeden chłopak, który miał problem z wypełnieniem czegoś to trafilibyśmy do PB. Na nasze szczęście trafiliśmy na inną, nawet miłą panią. Okazało się, że z dokumentów, które pani PB podała potrzebne było: świadectwo pracy i wniosek. Z czego PB powiedziała, że świadectwo tylko z tamtego roku, a okazało się, że z tego też. Na szczęście wszystkie papiery miałam i okazało się, że dochód na osobę panie same przeliczają, a PB czekała na gotowe i nawet nie sprawdzała co dokładnie dałam i wpisałam. U tej drugiej pani wszystko zostało sprawdzone i obyło się bez problemów.
PS 1. Od Piekielnej Blondyny większość studentów wychodziła z kwitkiem tak jak ja, a dzisiaj widziałam, że u innych babek bez problemów pozałatwiali.
PS 2. Dziewczyna wyszła zapewne od PB, bo mówiła "ja wiedziałam, że tak będzie, bo ta baba taka jest".
Dzień 1 - Po 1,5h jeździe tramwajem dotarłam do miejsca docelowego. Odstałam swoje w kolejce i trafiłam na młodą panią blondynkę, która siedziała po prawej stronie zaraz od wejścia i zabijała wzrokiem zza lady. Wiedziałam, że nie mam dokumentu z Urzędu Skarbowego, ale wyczytałam, że można donieść dokumenty po terminie przynoszenia wniosków. Okazało się, że jestem w wielkim błędzie.
Piekielna Blondi[PB] - Jak pani tego nie ma, to niepotrzebnie pani przychodziła. Straciła pani swój czas, mój i tych ludzi w kolejce za panią. I to przez panią teraz ta kolejka dalej się tworzy.
Po takiej jakże delikatnej uwadze wyszłam. Pomijając fakt, że nie powinna tak się odezwać piekielne było też to, że rozmowa z PB trwała minutę. Rzeczywiście bardzo Ci ludzie ucierpieli.
Dzień 2 - Już z potrzebnym dokumentem wróciłam. Po kolejnym czekaniu w kolejce jak na nieszczęście na 3 panie trafiłam na PB. Zadowolona dałam jej papiery i z myślą, że to wszystko załatwię okazało się, że muszę potwierdzić, że tata nie pracuje i przynieść jego oświadczenie, że nie jest zarejestrowany w Urzędzie Pracy, zaświadczenie z UP, jego ostatnie świadectwo pracy oraz miałam wypełnić wniosek o ponowne przeliczenie dochodu. I wszystko to PB napisała na wniosku... Przez to musiałam wydrukować nowy wniosek i go przepisać. Z racji, że PB nie miała cierpliwości do ludzi i po moim zapytaniu gdzie znajdę wniosek o ponowne przeliczenie dochodu spiorunowała mnie wzrokiem i z oburzeniem zapytała, czy słucham tego, co ona do mnie mówi. Powtórzyła mi wszystkie dokumenty jakie mam przynieść, ale nie odpowiedziała na moje pytanie... Zrezygnowana znowu wróciłam z pustymi rękoma do domu. Stwierdziłam, że trzeba może zadzwonić do COS-u i poprosić o pomoc. Z racji, że po tych 2-ch dniach dostałam nerwicy, moja mama zadzwoniła w moim imieniu. Po rozmowie równie znerwicowana jak ja powiedziała, że nigdy nikt jej tak nie zjechał przez telefon. Oto co powiedziała do mojej rodzicielki:
- "Jak Pani śmie dzwonić w sprawie swojego dziecka, studenta, przecież student to osoba dorosła i sama załatwia swoje sprawy"
- "Na stronie wszystko się znajduje i ja nie mam teraz czasu, żeby z Panią to wszystko omawiać. Teraz dużo studentów i innych dzwoni, bo nie umieją czytać, a wszystko jest napisane" - po żmudnych godzinach czytania linijki po linijce znalazłam odsyłacz do kolejnego dokumentu i po kolejnych trzech stronach znalazłam wykaz dokumentów potrzebnych do złożenia wniosku o stypendium. Ale nigdzie nie było wykazu dokumentów potrzebnych do złożenia wniosku o ponowne przeliczenie dochodu.
- Jak wyżej opisałam, na stronie wszystko jest tak napisane, że ciężko to znaleźć i mama powiedziała, że nawet ona sama nie mogła tego odnaleźć (co jest prawdą). Piekielna Urzędniczka stwierdziła, że "wie Pani, nasi studenci wszystko z tej strony rozumieją i muszą rozumieć (bo są przecież NASZYMI studentami), tym bardziej, że są o wiele bardziej rozgarnięci w sprawach internetowych niż normalni ludzie, ale jak Pani chce to ja poświęcę swój czas i przeczytam i omówię z Panią cały wykaz dokumentów sylaba po sylabie"
- "W dodatku Pani i tak Pani nie połączyła się do odpowiedniego miejsca" - co najlepsze numer był brany z ich strony i było napisane, że zajmują się stypendium.
Dzień 3 - ostatni termin oddania wniosków - wyszukałam jakie dokumenty czasem potrzebują na innych uczelniach i obładowana w tekę przeróżnych papierów pojechałam tym razem z tatą. Gdyby nie jeden chłopak, który miał problem z wypełnieniem czegoś to trafilibyśmy do PB. Na nasze szczęście trafiliśmy na inną, nawet miłą panią. Okazało się, że z dokumentów, które pani PB podała potrzebne było: świadectwo pracy i wniosek. Z czego PB powiedziała, że świadectwo tylko z tamtego roku, a okazało się, że z tego też. Na szczęście wszystkie papiery miałam i okazało się, że dochód na osobę panie same przeliczają, a PB czekała na gotowe i nawet nie sprawdzała co dokładnie dałam i wpisałam. U tej drugiej pani wszystko zostało sprawdzone i obyło się bez problemów.
PS 1. Od Piekielnej Blondyny większość studentów wychodziła z kwitkiem tak jak ja, a dzisiaj widziałam, że u innych babek bez problemów pozałatwiali.
PS 2. Dziewczyna wyszła zapewne od PB, bo mówiła "ja wiedziałam, że tak będzie, bo ta baba taka jest".
Centrum Obsługi Studenta
Ocena:
-13
(25)
Komentarze