Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#61750

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo, naprawdę. I o rodzicach, z długim (chyba) wstępem.

Ilu z Was, drodzy piekielni, spotkało się z określeniem "wyrodni rodzice"? Pewnie wszyscy. Najczęściej nazywając tak kogoś mamy na myśli patologiczną parkę, okropne matki czy też ojców - alkoholików. Zaskakująco łatwo jest stwierdzić, że dany rodzic "nie nadaje się" do wychowywania dziecka na podstawie jednej, dwóch czy też całego ciągu piekielnych sytuacji.

Co jednak, gdy nie można w żaden sposób dowieść, że ów rodzic - w zasadzie, nienaruszalna świętość, pracująca na swoje pociechy - jednak swoje dziecko męczy? Nie wiem, jak się to dokładnie nazywa. Może ktoś się urodził ze skłonnościami do psychicznego męczenia innych, w tym wypadku - swoich dzieci?

Podam swój przykład. Jestem osobą X w wieku Y i od urodzenia mieszkam z matką, odrobinę mniej - z ojcem. A piekielni oboje. "Czemu?" - może ktoś spytać. Jak ktoś mnie spotka, to widzi normalnie wyglądającego osobnika płci męskiej, któremu powodzi się w życiu wcale dobrze i ma świetny start. Je codziennie, widuje się ze znajomymi. Lodówka zwykle jest pełna, alkoholu nie pije, narkotyków się nie dotyka, papierosów wcale nie chce widzieć. Rodzice - zadbani, jeszcze młodzi, oboje mają dobrze płatną pracę. Sielanka po prostu.

Dlaczego zatem owe dziecko swojej matki, jak się może zadawać - niewdzięczne rodzicom za cały trud pokładany w utrzymywaniu go - nie chce przebywać z nimi, odcina się, woli nie wyjeżdżać z nimi na wcale wypasione wakacje?
Tu wymieniam całą serię/ciąg/zbiór (nazywajcie to, jak chcecie) sytuacji:

1. Prywatność
Niby jest. Kiedyś, co prawda, było gorzej - jeszcze za dzieciaka czy tzw. gimbusa. Przeszukiwanie szafek bez powodu (ot - siedzi sobie dzieciak na łóżku, czyta "Kaczora Donalda", a tu wpada kochany tatuś, by "posprawdzać porządek". Tyle, że każdą półkę lustruje dokładnie, sprawdza każdą koszulkę, nawet bieliznę (a nuż ośmiolatek ukrył narkotyki w skarpetkach). Jeśli ubrania nie są schludnie poskładane czy - zdarzało się i to - nierówno ułożone, co w wieku podstawówkowym zdarzało się zwyczajnie często, można było zobaczyć stertę ubrań wywalanych z szafy i lecącą w stronę dziecka.

Po co komu drzwi do pokoju, skoro można wpaść bez ostrzeżenia? Może w wieku 7- lat by mi to niezbyt przeszkadzało. Ale ojciec czy matka, nagle otwierający drzwi w czasie choćby przebierania się czy w ogóle - nawet, jak byli obcy w domu - byli częstym zdarzeniem: "Oj, otworzyły się drzwi w niefajnym momencie, hihi, zamykamy."

Mam od kilku lat swoje określone hobby, które pochłania nieco kasy. Potrzeba do niego nieco sprzętu, który skrzętnie chowam w specjalnie do tego przeznaczonych szafkach u siebie w pokoju. Zdarzały się sytuacje, gdy pod moją nieobecność np. dzieciaki sąsiadów czy rodziny dostawały do ręki sprzęt wart - bagatela - pół, do nawet trzech tysięcy złotych (wyobraźcie sobie, ile musiałem jako nastolatek na niego zbierać). Dzieci, jak to dzieci - nieraz potrafiły rozwalić, czasem potrzebna była również kosztowna naprawa. A rodzice? Chociaż uświadomieni o wartości całego wyposażenia tylko machali rękami.

Przeglądanie korespondencji. Facebook, poczta elektroniczna, jak się zdarzyła - również papierowa. Mogę zrozumieć troskę o bezpieczeństwo dziecka w sieci. Ale w wieku 16-19 lat, bez jego wiedzy?

2. Kary
Często się zdarzało, że dostawałem absurdalnie wysoką karę na różne rozrywki za głupstwa - wspomniany wcześniej "wielki bałagan" w szafie (nie twierdzę, że byłem i jestem czyścioszkiem - jednak utrzymywałem porządek w ubraniach itd.), pozostawione książki na stole (po prostu - leży sobie "Władca Pierścieni" na biurku), pozostawienie włączonego komputera w czasie wychodzenia do łazienki. To niektóre z kwiatków - najlepszą sytuacją jest nakaz pościerania... Pary wodnej z luster po prysznicu.

Jakie kary?
Dla dzieciaka - zakaz wychodzenia na dwór, szlaban na komputer, przymusowe robieni zadań czy... Pisanie po, np. 400 razy w zeszytach szkolnych: "Nie będę okłamywał mojego taty", "Nie będę płakać w czasie rozmowy z rodzicami", "Nie będę zostawiał bałaganu po sobie" czy też "Nie będę uciekał z domu" (miałem wtedy 9 lat).
Dla starszego - niszczenie wspomnianego sprzętu w udawanym przez ojca afekcie, krzyki, zakaz wychodzenia np. do dziewczyny na dziesięć minut przed wyjściem.

3. Poczucie własności
Zasada jest prosta - wszystko, co kiedyś dostałem od rodziców, należy do nich. Nie muszę zwracać, ale należy do nich. Tak więc ojciec nie widzi nic złego w:
- zniszczeniu dwóch laptopów i komputera
- połamaniu kilku par słuchawek
- wynoszeniu z pokoju telewizora (robiącego za monitor) tak o, bez powodu
- prawie zniszczeniu (dwukrotnie, wywracając na biurko) wspomnianego wyżej telewizora za to, że... podłączyłem go do komputera.
I innych, drobnych rzeczy - dawniej zabawek czy komiksów, dziś rzadziej, ale droższego sprzętu.

Wspomnę także o swoim sprzęcie do tego mojego hobby - trzeba nieco wybulić, często męczyć się z przesyłką z zagranicy. "Za karę" czy "W afekcie" nieraz doszło do niszczenia go. Upominać się o swoje nie ma co - zwykle zamiast odpowiedzi dostaję gromy za to, że mam czelność czegoś chcieć.

4. W oczach innych ludzi
Wiele razy za dziecka po prostu stałem gdzieś publicznie i płakałem, bo ojciec czy matka (a nieraz oboje) pozwalali sobie na "udzielenie mi słownego upomnienia" np. za upuszczenie lizaka. I tak oto, stojąc w centrum dużego miasta, ryczałem na oczach setek osób.
Raz - podczas komunii jednej osoby z rodziny - ojciec zamknął mnie w samochodzie. Rodzina patrzyła, siedziała obok. Próbowali przemówić do rozsądku. Nie, nic.

Teraz ojciec, zanim zacznie mnie za coś opieprzać, otwiera okno czy drzwi na taras, nawet zimą. Mieszkamy na takim osiedlu, że już dziesięć metrów przed nami, za płotem, jest drugi rząd segmentów. I tak oto ok. dwudziestu osób słyszy, jak rodzic po raz enty się na mnie drze. Co tacy ludzie sobie mogą potem pomyśleć o mnie?

5. Oskarżenie
Było ich wiele. O różne rzeczy. Mi chodzi o jedno, konkretne - "Bo Ty robisz wszystko, byśmy nie byli szczęśliwi i nie byli razem" - zasłyszane od obojga w różnych sytuacjach. Pominę fakt przemocy w domu (i to nie w moją stronę), burd i interwencji policji. Kochające małżeństwo, i tyle.

I teraz - po wymienionych wyżej punktach - mogę dodać ojca-alkoholika. Mieszanka wybuchowa.

Nie mam jak przedstawić dowodów na gnębienie. Ktoś by musiał przesiedzieć w naszym domu - i pewnie w Polsce jest takich znacznie więcej - rok czy dwa, by zobaczyć całokształt sytuacji. Małżeństwo z pozoru normalne - czasem się kłócą, czasem matka oberwie, ale generalnie się "kochają". Każdy przykład, analizowany z osobna, nie wydaje się być zły. Ba, nawet kilka naraz. Ot, zdarzyło się. Jednak, biorąc pod uwagę nastawienie obojga i to, że w zasadzie nigdy nie zostałem pobity (w dosłownym słowa znaczeniu - przepychanki się zdarzały) nie mam jak stwierdzić, że byłem gnębiony. Jestem dobrze odżywiony, mam wygodny pokój? Mam. To co mam pyskować? Nie mogę, i już.
A na moje słowa o gnębieniu itd. podczas jednego z wybuchów, które co jakiś czas się zdarzają, otrzymuję tylko odpowiedź w postaci szyderczych śmiechów i teksty, które sprowadzają się do jednego: "Przedstaw nam dowody."

Pewnie osoba z zewnątrz, nawet po - jakimś cudem, jeśliby dała radę - po przeanalizowaniu całokształtu sytuacji, mogłaby mi poradzić coś do tego. Próbowało dwóch psychologów, próbował szkolny pedagog i kilku przyjaciół. I nic. Nie da się. Zmarnowana młodość, to brzmi bardzo... Dramatycznie. Jednak ja, jak i pewnie wiele podobnych mi osób, zwyczajnie nie mam siły ani chęci po kilkunastu latach tego piekła. Bo to piekło, tylko ładnie przystrojone.

I jak tu nie pałać nienawiścią?

kochani rodzice

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (467)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…