Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#61914

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Minął już cały dzień, a mnie wciąż trzęsie, więc z góry przepraszam za nieco toporny język.
Ostatnie 3 lata pracowałam w pewnym warszawskim call center na umowę zlecenie, przedłużaną co 3 msc. Jakoś tak się w grudniu 2013 złożyło, że zaszłam w ciążę. Jak długo mogłam, tak pracowałam, ale w maju pojawiły się komplikacje i musiałam przejść na L4. Ostatnia umowa kończyła mi się 30.06, więc w okolicach tej daty pobiegłam do firmy, żeby dowiedzieć się co dalej. Pani kadrowa oraz bezpośrednia zwierzchniczka uspokoiły mnie, zapewniły, że po prostu przechodzę na wypłatę świadczeń przez ZUS, jedyne, co się zmienia to to, że teraz im będę wysyłać zwolnienia i składać podanie o macierzyński. Kilkukrotnie dopytałam, czy na pewno będzie mi wszystko przysługiwało, czy na pewno w tej sytuacji macierzyński dostanę i uzyskawszy odpowiedzi twierdzące spokojnie poczłapałam do domu.
Taka radosna sielanka trwała do momentu, kiedy wczoraj poszłam do ZUSu, żeby dowiedzieć się, jakie papiery muszę złożyć wraz z podaniem o zasiłek macierzyński. Całe szczęście, że od miesiąca mój chłopak nie pozwala mi nigdzie jeździć samej i był tam ze mną. Usłyszałam, że żaden zasiłek macierzyński mi nie przysługuje, ponieważ do ubiegania się o to świadczenie, należy w dniu porodu pozostawać zatrudnioną, a ja od 2 msc nie jestem. Kolana się pode mną ugięły, świat zawirował, chłopak wyprowadził mnie na zewnątrz, posadził na ławce, a kiedy doszłam do siebie wręczył telefon ze słowami "dzwoń do firmy". Zrobił to ze świętym przekonaniem, że w ZUSie zgubili jakiś papierek, że wszystko się wyjaśni. O naiwności. Po 2 minutach rozmowy z kadrową wiedziałam już, że moja firma zrobiła ze mnie balona. Najpierw kobieta przemiłym głosem powiedziała, że wszystko mi się należy, ale kiedy poinformowałam ją, że właśnie wyszłam z ZUSu z zupełnie inną informacją, zmieniła nagle front i zaczęła tłumaczyć, że nie mogli przedłużyć mi umowy, bo ZUS by się czepiał. Nie można mi było tego powiedzieć od razu, kiedy pytałam 2 msc wcześniej, żebym miała czas na przemyślenie tematu i znalezienie rozwiązania? Albo chociaż nie zapewniać żarliwie, że wszystko mi przysługuje? Wiem, jestem głupia i naiwna, mogłam sprawdzić, ale w tej firmie czasem tyrałam po 14 h na dobę, bo trzeba było coś zrobić na cito, kryłam tyłek szefowej, kiedy musiała wyjść wcześniej i zdarzało się, że odwalałam za nią robotę, bo ona się nie wyrabiała. Za darmo. Więc kiedy osoby, wydawało by się, znające się na prawie pracy oraz przepisach ZUSowskich zapewniały mnie, że tak, wszystko będzie mi przysługiwać, uwierzyłam bez zastrzeżeń. A oni, z pełną premedytacją zostawili mnie bez środków na utrzymanie dziecka. Za niespełna 2 tygodnie mam termin porodu i nie wiem, co dalej. Mój facet zarabia nieźle, ale na wszystko nie wyrobi i ten 1000 zł, to dla nas być albo nie być. I szefowa doskonale o tym wiedziała. Nie wiem, co mieli na celu, ale nie odpuszczę. Nawet, gdybym miała nic od nich nie ugrać. Bo mogę nie być jedyna. A poza tym sku**ysyństwo należy tępić!
I drobna edycja po zalewie hejtu:
Nie, nie napisałam tego, żeby być wygłaskana po główce. Ale po przeczytaniu komentarzy już wiem, dlaczego w naszym kraju jest tak źle. Winny jest oszukany, a nie oszust, bo przecież można sprawdzić, przeczytać, dowiedzieć się. Czyli istnieje społeczne przyzwolenie na oszustwo, a nie istnieje na wiarę w ludzi i naiwność. Jeśli zapomnę zamknąć mieszkanie i zostanę okradziona, to winna jestem ja, a nie złodziej. I tak długo, jak owo podejście nie ulegnie zmianie będziemy oszukiwani, tak długo ludzie ze wspaniałymi ofertami będą chodzić po domach, naciągając staruszków. Pozostaje mieć nadzieję, że pewnego dnia uda nam się przejrzeć na oczy i nauczyć się, że istnieje na tym świecie coś takiego, jak moralność. Peace.

call_center

Skomentuj (107) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (532)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…