Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#61998

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie wiem do końca co z tym teraz zrobić, ale ktoś mocno mi nadepnął na odcisk i mam ochotę teraz temu komuś się odwdzięczyć. Ale od początku...
Od ładnych kilku lat zajmuję się fotografią. Nie pracuję jako fotograf, ale mam taki zamiar. Obecnie jestem na etapie zbierania sprzętu na start. Mimo to zdarzają mi się "fuchy", które są raczej charytatywnie pod warunkiem, że pozostawiam sobie prawa autorskie do zdjęć, "nabywca" zgadza się abym mógł je zamieścić w moim portfolio i na stronie internetowej, a ja zgadzam się na publikację ich pod warunkiem zaznaczenia, że to ja jestem ich autorem. I tak kilka moich prac trafiło na strony internetowe kilku organizacji, a nawet do dwóch książek i kilku przewodników.

5 ostatnich sezonów letnich pracowałem w USA na obozie (rodzaj wymiany studenckiej). Pracowałem dla ogromnej organizacji o nazwie Girl Scouts of Connecticut. Moloch jest organizacja non profit. W skrócie nie mogą zarobić, muszą wydać wszystko to co zarobili, chyba, że jest to im darowane. A, że ludzie coraz mniej chętnie ich wspierają finansowo, cięcia widać na każdym kroku. Głównie za sprawą fatalnego wręcz zarządzania finansami (Ameryka, Ameryką, ale takiego nepotyzmu i kumatorstwa w HR to w żadnej polskiej firmie nie ma!). Jeśli cokolwiek zostaje pod koniec roku (w USA rok fiskalny kończy się z końcem września) to jest to wręcz przejadane i marnowane, tak aby na 30 września było 0 w kasie. Po czym jak planują budżet na kolejny rok, nie wiedzą ile będzie i lecą cięcia. Przez ostatnie 5 lat zamknęli 4 obozy letnie, dwa ograniczyli tylko do tzw. "day camp" (rodzaj półkolonii), obcięli dofinansowania na sprzęt i szkolenia, w stajni pojawia sie coraz mniej koni, a także, jak się już pewnie domyślacie, zabrakło pieniędzy na fotografa. Dla smaczku dodam, że jak się na początku lipca okazało, że obóz zarobi za dużo pieniędzy, to aby trochę wydać, wynajęto Melexa, aby szacowne dyrektorstwo nie musiało za daleko chodzić...

Jako, że przypadkiem fotografuję, a biednych skautek nie stać na zawodowca, który w latach 2010-2012 co tydzień się u nas zjawiał, w ubiegłym roku poproszono mnie o robienie zdjęć dzieciakom. Zgodziłem się bez wahania na w/w warunkach. Do tego obiecano mi, że pieniądze ze sprzedaży zdjęć grupowych pójdą na nowy sprzęt i remonty na obozie. Zdjęcia były drukowane w kwocie 20 centów za sztukę, a sprzedawane za 8 dolarów. Tygodniowo mieliśmy 120-200 dzieciaków. 6 tygodni + 3 eventy... I tak wypracowałem im nieco ponad 5000 USD (nie wszyscy rodzice kupują, jest też masa dzieci, które przyjeżdżają na więcej niż tydzień, wtedy kupują tylko jedno zdjęcie).

Na początku roku zmieniła się dyrektorka obozu (o królowej lasu i jeziora będzie osobna historia). Szybko zajęła się za wprowadzanie reform. Do końca marca miałem przygotować program zajęć (pracowałem jako dyrektor programu). Zrobiłem to z uwzględnieniem zapotrzebowania na nowy sprzęt. Zamówienie na... może 800 dolarów. Jednak po przyjeździe w czerwcu, okazało się, że sprzętu nie będzie, bo nie ma pieniędzy. Trochę szok, ale może wszystko na remonty poszło. Nie! Nic nie zrobiono. Nikt nie wie gdzie te pieniądze się podziały (wydane zostały na pewno- dodam, że organizacja może wpłacić pieniądze na konto obozu i te mogą być pozostawione na kolejny rok). Okazało się też, że każdy z pracowników obozu zobowiązany jest do zapłaty za kurs pierwszej pomocy- 20 dolarów- jeśli takowy stracił ważność. W sumie było to ok 15 osób.

Zanim przyjechałem, zapytano mnie, czy będę robił zdjęcia. Zgodziłem się. Przytargałem z Polski statyw, lampy, wyzwalacze i inny szmelc, który mi wybitnie wadził w podróży. Ale jak okazało się, że 5k USD, które sam dla nich zarobiłem poszło na zmarnowanie, to powiedziałem, że ok, robię zdjęcia, ale mają zapłacić za nasze kursy (w sumie byśmy się zamknęli w 500 USD= 2/3 przychodu z jednego tygodnia za zdjęcia, tygodni było 6 + 3 eventy...).

Odpowiedzi nie dostałem żadnej. Dyrektorka kupiła aparat w Walmarcie. Najtańszy badziew za 50 dolarów. Następnie nie mając najmniejszego pojęcia o podstawach fotografii (podstawowe błędy typu ustawianie dzieci w cieniu przy tle w słońcu, robienie zdjęć pod światło, nieumiejętne używanie lampy itp.) zaczęła sama te zdjęcia robić. Na mnie strzeliła wielkim fochem (nie wiem czy konkretnie za to... ale chyba miedzy innymi za to :D). Efekt? Fatalne, źle naświetlone, nieostre i rozmazane zdjęcia, na które rodzice narzekali i mniej chętnie je kupowali.

Co więcej, pod koniec lipca okazało się, że w kasie "na program" jest do wydania... ok 5000 dolarów z ubiegłego roku... A jednak! Znalazły się! W takich okolicznościach dyrektorka zaproponowała mi, żebym pomógł jej zagospodarować te pieniądze na sprzęt na 2015 rok. No rewelacja!!!

Organizacja Girl Scouts of Connecticut nie wywiązała sie z umowy. Publikuje moje zdjęcia bez informacji, że to ja jestem autorem. Więcej! Na ich profilu na Facebooku pod moimi zdjęciami są podziękowania dla jednej z wolontariuszek- mam, która rzekomo je wykonała. Oczywiście szkolenia nie zostały zrefundowane. Czy bardzo piekielne z mojej strony by było, jakbym teraz zgłosił naruszenie praw autorskich?

Środek lasu w CT

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (303)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…