Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62278

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widzę, że historie o ludziach przebywających na innych poziomach abstrakcji zrobiły się popularne, więc dorzucę jeszcze jedną od siebie.

Dzisiaj przeglądałem dokumenty i w ręce mi wpadła już lekko pożółkła umowa kupna-sprzedaży z początków obecnego millenium, z którym wiąże się poniższa historia.

W 2002 roku zmieniłem samochód. Stary został wystawiony na sprzedaż, a na nowego szczęśliwego właściciela czekał w garażu u znajomego. Jakoś po 2-3 tygodniach odezwał się do mnie facet w sprawie auta, konkretnie dopytał się przez telefon o szczegóły i umówił się na obejrzenie samochodu (było to jakoś tuż przed długim weekendem majowym).

Na oglądanie gość przyjechał z córką, która miała być użytkownikiem tego samochodu. Facet okazał się bardzo sympatyczny i konkretny - nie szukał dziury w całym, pytał konkretnie, nie oczekiwał, że 11-letni samochód będzie jak nówka z salonu.
W czasie kiedy facet wziął samochód na jazdę próbną, porozmawiałem chwilę z jego córką - dziewuszka sprawiła na mnie wrażenie rozpieszczonej księżniczki z bardzo rozbuchanym ego - przeciwieństwo ojca.
Gość po przejażdżce nie zgłaszał większych zastrzeżeń, uzgodniliśmy cenę, podpisaliśmy umowę i samochód pojechał z nowymi właścicielami - jak zobaczyłem jak dziewuszka rusza, nie wróżyłem długiej i owocnej pracy zarówno sprzęgłu, jak i przegubom.

Jakby w tym miejscu sprawa się zakończyła nie byłoby o czym pisać, a jednak jest.

Jakoś po pięciu miesiącach (na pewno w drugiej połowie września) odebrałem telefon, którego w życiu bym się nie spodziewał i który mnie w tamtym momencie rozwalił.
Zadzwoniła do mnie Pani, która się okazała matką "księżniczki" z informacją, że domaga się zwrotu kosztów poniesionych na naprawę i, że sprzedałem im samochód jak to ujęła "na wykończeniu".
Nie jestem w stanie dosłownie oddać przebiegu konwersacji, ale sens i poziom w miarę zachowany.
[P]iekielna [M]atka [K]siężniczki, [J]a

PKM po początkowej tyradzie na temat mojej uczciwości:
- Mam nadzieję, że ma Pan na tyle przyzwoitości, żeby zwrócić nam poniesione koszty.
J - Możemy najpierw coś ustalać.
PKM - Tu nie ma co ustalać, Pan nam jest poważne pieniądze dłużny (wszystko wypowiadane z nadęciem i wyższością w głosie).
J - Jak najbardziej jest co ustalać, proszę mi powiedzieć co się zepsuło i kiedy.
PKM - W tym tygodniu, sprzęgło trzeba było nowe założyć i hamulce też są do naprawy (jak usłyszałem o tym sprzęgle to śmiać mi się chciało).
J - A co z tymi hamulcami?
PKM - No nowe trzeba było założyć.
J - Ale co nowe? Klocki?
PKM - No tak, jakoś tak, ja się nie znam ja nie jestem mechanikiem (znowu z wyższością).
J - Dobrze proszę Pani, a ile samochód ma obecnie przejechane?
PKM - A co to ma do rzeczy?
J - Wbrew pozorom sporo, może mi Pani powiedzieć ile ma te auto teraz przejechane?
PKM - Tu pada liczba z tego co pamiętam o dobre 7000 km. większa niż ta z jaką samochód sprzedawałem i to po sporym kręceniu i staraniu aby się wymigać od odpowiedzi.
J - Wie Pani co - byłbym skłonny zrozumieć Pani telefon, po dwóch tygodniach od zakupu i po przejechaniu 500 km, ale nie po prawie pół roku i 7 tys. km, tym bardziej że Pani maż samochód sprawdzał i nie miał zastrzeżeń, a na klocki to Pani nawet w nowym samochodzie nikt gwarancji nie da, na sprzęgło nota-bene też.
PKM - Czyli mam rozumieć, że nie mam Pan zamiaru uregulować tego zobowiązania?
J - Nie za bardzo ma Pani jakiekolwiek podstawy do takich żądań.
PKM - Ja wiedziałam, że z takim prostakiem to inaczej niż przez prawnika rozmawiać nie można.
J - Żegnam.
Przynajmniej wyjaśniło się skąd to się wzięło u córci.

Następnego dnia dzwonił do mnie facet i przepraszał za żonę - szczerze mu współczułem.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 568 (596)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…