Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#62406

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna historia traktująca o stosunkach urzędnik - petent w naszym pięknym kraju.

Po zakupie auta należy je przerejestrować na siebie. Wprawdzie trzydziestodniowy termin urzędowy jest typowym straszakiem, ale mimo wszystko lepiej figurować w papierach. W moim przypadku do tego doszła kwestia tymczasowej emigracji, a użeranie się z rumuńską policją było ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. Zatem wybrałem się do Wydziału Komunikacji miasta stołecznego w celu uzgodnienia stanu faktycznego z dokumentami. Poniżej kilka uwag, jakie mi się nasunęły po przejściu przez pozornie prosty ale jednak skomplikowany proces przepisania nowego nabytku na siebie.

1. Obowiązuje system numerów. Doskonałe rozwiązanie. Niestety Polak potrafi i handel miejscówkami odchodził podobno w najlepsze. Ktoś brał rano 10 numerków i odsprzedawał. Urząd zareagował wydelegowaniem Pani do obsługi samoobsługowego(sic!) automatu z numerkami. Szkoda, że Pani zapomniała zmienić taśmę z papierem i 10 minut po otwarciu urzędu z paniką w oczach szukała tej nieszczęsnej rolki. A kolejka czekała.

2. Urzędnik też człowiek, rano kawy napić się musi. Szkoda, że w godzinach urzędowania, a dokładniej - zamiast urzędowania. Zapobiegawczo przyjechałem dość wcześnie rano, miałem numer 4. Korzystając z okazji, że okienka dopiero się otwierały postanowiłem uzupełnić wniosek o rejestrację o datę. Niestety... w międzyczasie mój numerek został przypisany do okienka. Po 20 sekundach, jakie zajęło mi dotarcie do wyżej wspomnianego okienka oglądałem już plecy Pani Urzędniczki rączo podążającej w kierunku zaplecza. Wróciła po 15 minutach z kawusią w ręku i przywitała mnie tekstem "Ooo, jest moja zguba". Ripostę sobie darowałem, w końcu wiedziałem, gdzie jestem.

3. Przepisy zezwalają na zachowanie poprzednich tablic, o ile wydała je ta sama gmina. W praktyce oznacza to mniej więcej 100 zł w kieszeni i brak konieczności skrobania tej nieszczęsnej nalepki na szybie, więc dlaczego nie. Niestety nigdzie nie napisano, jak taka procedura ma wyglądać. Że tablice jednak trzeba przynieść, że trzeba spisać tajny numerek z nalepki na szybie. I pół biedy jeśli masz starą nalepkę, czyli drobny czarny druk na białym tle. Nowa nalepka to drobny biały druk na białym tle. Powodzenia.

4. Jeśli w związku z punktem nr 3 albo jakimkolwiek brakiem w dokumentach musisz oddalić się do samochodu, coś skserować itp. nie przejmuj się. Pani "potrzyma Ci kolejkę". Nie, nie poprosi Cię poza kolejnością, jak wrócisz. Dosłownie zablokuje okienko czekając na Twój powrót. I nie ma znaczenia, czy w międzyczasie postanowisz odebrać dzieci z przedszkola, wypić kawę czy napisać książkę. Pani poczeka blokując okienko. W końcu druga kawka sama się nie wypije.

5. Przyjdzie czas na odebranie tzw. stałego dowodu. Teoretycznie powinno to zająć maksymalnie 5 minut. W praktyce zajmuje ponad 30. No bo trzeba pójść poszukać dokumentów, pogadać z koleżanką, wypić kawkę.. i zrobić pewnie jeszcze parę innych rzeczy. Petent poczeka. Petent nie ma wyjścia.

Opisywane sytuacje nie dotyczą urzędników ze stażem sięgającym korzeniami PRLu. Dotyczą osób młodych, które system już przyzwyczaił do bycia "Bogiem" dla stada nieszczęśników zmuszonych do interakcji z Wydziałem Komunikacji. Ktoś się zbuntuje? Proszę bardzo, zaraz się okaże, że ten podpis jakiś taki niewyraźny i dziękujemy, do widzenia. Więc jednak nikt słowa nie powie. Stój w kolejce i klnij (byle po cichu).


Mimo wszystko nie wypada mi narzekać. W moim rodzinnym mieście, żeby zarejestrować auto, należy najpierw umówić się na wizytę. Z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Więc rozwiązania warszawskie każą chylić czoła. Tylko tak naprawdę przed czym. Dobrze, ze rzadko zmieniam samochody.

Wydział Komunikacji w Warszawie

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (202)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…