Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#63360

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O dodatkowych źródłach zarobku.
Jestem uczulona na wszelkie firmy działające na zasadzie sprzedaży bezpośredniej poprzez konsultantów (nazwy nie pamiętam, jak dla mnie to ugłaszczona "piramida finansowa"), w sensie avony, oriflame, mona vie, ubezpieczenia, fundusze itd.

Mamy w rodzinie ciocię, która jest przedstawicielką chyba wszystkich firm nastawionych na sprzedaż prowizyjną, czy jak to się nazywa. Mieszka ona dość daleko od nas, widujemy się w zasadzie od pogrzebu do pogrzebu kogoś z rodziny, albo jak próbuje wciągać moich rodziców w siatkę takich firm jak wymienione.

Kilka miesięcy temu zadzwoniła do moich rodziców, że będzie w okolicy, bo ma spotkanie w hotelu i czy nie napiliby się z nią kawy przed jej spotkaniem, a i żeby koniecznie mnie zabrali, bo przyjechała też kuzynka, której lata nie widziałam, a zawsze się lubiłyśmy, więc dlaczego się nie spotkać. Przyjechaliśmy, okazało się, ze na kawę nie ma czasu, kuzynka nie dojechała, a z tym jej spotkaniem się przesunęło, ale możemy z nią iść. Już wiedziałam czym o pachnie - namawianie do wstąpienia rzeszy wciskaczy kitu na rzecz kolejnej firmy "kogucik" - ani ja, ani rodzice byśmy się wołami nie dali zaciągnąć. Już mieliśmy zrobić strategiczny odwrót, ciocia zaczęła prosić, żebyśmy zostali, bo każdy z przedstawicieli miał kogoś przyprowadzić, a mnie z racji zawodu powinno to spotkanie zainteresować. Zostałam, ale postanowiłam być piekielna na tyle, że nigdy więcej do niczego takiego nie będzie mnie namawiać.
Rodzicom udało się odwrotu dokonać.

Pan z firmy, którą ciocia postanowiła wspomóc, a mnie namówić do działalności na ich rzecz, zaczął pieprzyć o wspaniałym soczku, będącym panaceum na wszystkie choroby świata. Opowiadał o jego cudownych właściwościach, unikalnym składzie, metodzie produkcji. Niby wszystko grało, ale zaczęłam wchodzić w szczegóły - jak te właściwości zostały przebadane, dlaczego taka a nie inna metoda produkcji, o publikacje na temat badań in vitro i in vivo, o certyfikaty, czy są zgodne z codex alimentarius i ich uaktualnienia. Z racji ego, że Pan powoływał się jedną jedyną na dodatek bardzo ogólną metodę badania tego specyfiku, to podważyłam jego przekonanie o jego wiarygodności. Ciocia była purpurowa. Pan przerwał prelekcję i mnie wyprosił, niestety (dla pana i cioci) wyszło sporo innych osób. Nie było braw, ani nic, ale wielokrotnie mówiłam cioci, że takie dorabianie mnie nie interesuje, a branie mnie na takie pranie mózgu podstępem, uważam za przynajmniej bezczelne.

Jednak to nie jedyna osoba, która w ostatnich miesiącach chciała mnie wkręcić w coś takiego. Jakoś w maju zadzwonił kolega, z którym pisałam pracę magisterską, a z tego co wiem, to kontynuował przygodę z tematem w ramach doktoratu. Kiedyś wspominał, że chciałby coś więcej w tym zakresie robić i na tym zarobić. Kolega proponował pracę, upewniłam się, czy chodzi o ten temat z magisterki - wszystkiego dowiem się na miejscu. Przybyłam - kolega w garniaku, z teczuszką - no istny biznesmen. Zaczął zagadywać jak tam, życie płynie, jak finanse, że takie mamy teraz niepewne czasy, że emerytury pewnie nie dostaniemy, ale ja taka rezolutna wygadana dziewczyna na pewno dam sobie radę, wystarczy dać mi odpowiednie narzędzia i on właśnie ma dla mnie propozycje! Bo ona zaczął współprace z taką i taką firmą i taaaaak dobrze na tym wychodzi... Krótko pisząc chodziło o wejście w jakiś fundusz emerytalny i namawianie innych do ich zakładania. Szkoda, że nie pamiętał, że kolegę ze studiów, co jego w to wciągnął, objechałam kiedy próbował to zrobić ze mną. Powiedziałam co o tym temacie i fatygowaniu mnie w taki sposób i w takich sprawach myślę, no i nie mam już kolegi.

Jak się komuś taka praca podoba, to na zdrowie, ja do tych ludzi nie należę i naprawdę nie lubię jak ktoś mnie robi w "bambuko" i podstępem ściąga na takie spotkania.

...

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 409 (481)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…