Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#64110

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Polska, Polska, po prostu Polska.

Na drodze do mego przybytku, zwanego popularnie domem, jest coś asfaltopodobnego.
W zamierzchłych czasach(3 lata temu), kiedy jeszcze to coś wpasowywało się w definicję jezdni, zaczął pękać asfalt.
Natychmiast sąsiedzi zgłosili to do urzędu miasta. Brak reakcji.
I tak minęły wiosna, lato, jesień, zima-rok pierwszy.
Asfalt popękał, wyglądał jak kra na rzece. Najbardziej popękane były skraje jezdni.
Pojawiło się więcej listów do urzędu miasta, ponownie bez odzewu.

I tak minęły wiosna, lato, jesień, zima-rok drugi.
Matka ziemia zaczęła przyjmować na swe łono skraje jezdni, na środku niej, w najwyższym miejscu była studzienka kanalizacyjna. Tymczasem woda spływała na boki jezdni, konsekwentnie rozsadzając pozostałości asfaltu. Latem były tumany kurzu, jesienią gigantyczne błoto i kałuże wielkości małych stawów.

I tak minęły wiosna, lato, jesień, zima-rok trzeci.
Przejechanie po pozostałościach drogi samochodem, zmusza kierowcę do odtańczenia Harlem Shake za kierownicą. Zimą to jedno wielkie lodowisko. Boków jezdni już nie ma, asfalt kompletnie się rozkruszył. Na środku drogi zrobiły się dziury w okolicach studzienki. Wygląda jak typowa droga w Falloucie.

A dlaczego o tym piszę? Bo dziś właśnie urząd miasta przysłał drogowców. Drogowcy popatrzyli, stwierdzili że "tu trzeba całą drogę na nowo robić" i... załatali dwie dziury w pozostałościach asfaltu w okolicy studzienki, po czym pojechali.

absurd Polska

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 329 (447)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…