Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#64742

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam wszystkich, moja pierwsza historia - może nie tak bardzo piekielna, ale...

Studia inżynierskie kończyłam dziennie, ale na ostatnim semestrze dostałam świetną ofertę pracy, na umowę, o dziwo - stawka też przyzwoita, także po obronie postanowiłam przenieść się na studia zaoczne, na inną uczelni (szczegóły nieistotne).

Pierwszy semestr - okej, może nie nauczyłam się zbyt wiele, ale wiadomo, to studia zaoczne... Drugi semestr - k***a... uczelnia techniczna o dosyć dobrej renomie. Większość studiujących osób pracuje (uwaga!) w zawodzie. Tzn. z jakiegoś powodu wybrali takie studia, także po to (o dziwo!), żeby czegoś się nauczyć. A poza tym - płacisz, to wymagasz. Ale nie, nie wymagamy zdawania wszystkiego. Po prostu chcielibyśmy coś z tych studiów wynieść, poza zmarnowanym czasem...

Dobra, pominę kwestię doktora, który prowadził wykład i ćwiczenia w taki sposób, że przy najszczerszych chęciach nie dało się zanotować nic - człowiek po prostu opowiadał, opowiadał, opowiadał... zero czegokolwiek potrzebnego, konkretnego...

Ale od dwóch dni zabieram się za jedno sprawozdanie. Dlaczego nie potrafię go dokończyć? Bo po prostu czuję się jak IDIOTKA, jeśli ktoś na 5 roku studiów daje mi zadanie polegające na... zmianie w excelu liczby 100 na 30. Naprawdę. I tak całą ekipą próbowaliśmy znaleźć w tym sens, ale się nie da. To może od razu dajmy każdemu tytuł magistra?

Nie, nie jestem kujonem, nie uważam, że magister to ktoś lepszy, gdyby nie to, że już około 4 tys. zainwestowałam w te studia, chętnie bym je rzuciła i zajęła się pracą... Irytuje fakt, że zamiast robić coś konstruktywnego, czy chociażby pójść na imprezę, przeklejam tabelki z excela do worda... i tak już 10 stronę... I ciągle szukam sensu...

Pomijam fakt, że co drugie laboratorium zaczyna się zdaniem "państwo macie ze mną tylko raz zajęcia, nie opłaca się robić nic praktycznego, to ja wam może po prostu opowiem, co tu można zrobić..." taaa... i powtórka z tego, co słyszeliśmy na wykładzie...

Wiem - studia zaoczne to inna sprawa, niż dzienne. Ale może ktoś w końcu zrozumie, że naprawdę wiele osób idzie na takie studia, bo w ciągu tygodnia pracuje, a nie dlatego, że nie chce im się nic robić. A jeśli jest to kierunek techniczny i niszowy, to chciałby się czegoś dowiedzieć, szczególnie teraz, kiedy na rynku pracy dużo bardziej liczy się doświadczenie i wiedza, niż ten mgr przed nazwiskiem...

[EDIT]

Dodatek po przeczytaniu komentarzy, żeby nie było wątpliwości: tak, płacę to wymagam SENSOWNYCH ZAJĘĆ, które coś wniosą. Nie wymagam zaliczenia za nic, ale chciałabym móc coś wynieść z zajęć, nie tylko poczucie zmarnowanego czasu...

Ale też żeby nie było tak całkiem piekielnie - zajęcia z młodym doktorantem, trwające maks 45 minut, ale konkretne, praktyczne. Najpierw prowadzący opisuje metodę, ale w kilku słowach, po kilku naszych stwierdzeniach "było na wykładzie i wiemy" zadaje dwa - trzy pytania żeby się upewnić, czy faktycznie wiemy co się będzie działo, okazuje się, że tak (wykład też prowadzony ciekawie, więc wiedza zostaje). Potem krótki pokaz z jego strony, następnie 4, 5, 6 osób(każdy, kto jest chętny) dostaje urządzenie do ręki, może się dokładnie z nim zapoznać i w praktyce sprawdzić, jak działa. I tak się dowiedziałam, że jeśli prowadzący jest konkretny i mu się chce, to naprawdę, można zajęcia skrócić, a studenci wyniosą z nich dużo więcej, niż z zajęć które trwają ponad 2 godziny, na których prowadzący w nudny sposób powtarza wykład... Da się? Da... 6 zajęć, na każdych frekwencja w zasadzie 100% i każdy ma świadomość, że potrafi coś nowego :)

Żeby nie było, że tylko narzekam ;)

studia zaoczne

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (212)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…