Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie mało piekielnie, będzie to opowieść o „grosiku”. I będzie to opowieść o karmie.

Chyba wszyscy mieliśmy robiąc zakupy sytuację, gdy słyszeliśmy: „a czy mogę bez grosika?”. Zawsze mówię, że nie ma problemu. Jeden grosz mnie nie zbawi. Obecnie, gdy idę coś kupić, to biorę garść drobniaków, tak, żeby równo wypłacić i dostarczyć tym biednym kasjerkom tak upragnionego bilonu.

Działo się to lata temu, jeszcze w moich czasach studenckich, gdy, nomen omen, każdy grosz się liczył. Pojechałem ze znajomymi do Gdańska na festiwal teatrów ulicznych. Oczywiście minimalnym kosztem, spanie w namiotach na plaży (wiem, nielegalne, ale za friko i szum morza... było pięknie).

Pokazy różnych grup teatralnych z całego świata, niektóre rzeczywiście zapierające dech w piersiach, na ogromnej przestrzeni, w takich okolicznościach nabiera człowieka ochota by napić się piwa. No i była taka możliwość, gdyż na głównym placu ustawiony był spory parasol gdzie serwowano ów trunek. Zatem wygrzebałem z kieszeni resztkę drobniaków i po przeliczeniu okazało się, że brakuje mi grosza do oferowanej ceny piwa. Mimo to podszedłem do „barmana” i spytałem, „a czy mogę bez grosika?”. No i usłyszałem burknięte „Nie!”. No dobra, trudno, takie życie. Odszukałem jednego ze znajomych i spytałem, czy da mi grosz. No i wtedy on pogrzebał w swojej kieszeni, grosza nie znalazł, za to znalazł dwa. Miałem komplet kasy, plus grosz. Wróciłem do „barmana”, poprosiłem o piwo, zapłaciłem i czekam na wydanie reszty. Oczywiście słyszę „a czy mogę bez grosza?”.
O nie, ty gnojku, nie odpuszczę.

- Nie, proszę pana. Proszę wydać resztę.

Ten coś znowu burknął, wyciągnął grosz z kasy i patrząc na mnie oczami opóźnionego w rozwoju bazyliszka podał mi go. Schowałem pieniążek do kieszeni, wziąłem piwo i poszedłem oglądać kolejne występy.

Tu historia mogłaby się skończyć. Ale nie.

Tej samej nocy wróciłem do domu i ległem. Następnego dnia trzeba się było rozpakować, uruchomić pralkę no i opróżnić kieszenie. A w kieszeni spodni – grosz. Przyjrzałem mu się z rozbawieniem myśląc sobie: „patrz ile Ci zostało po wyjeździe” i zauważyłem, że coś z tą monetą jest nie tak. Orzełek był wybity w poprzek i miał ucięte jedno skrzydło. Poszedłem z nim do mojego dziadka, który zajmował się numizmatyką (prawie fanatyk na tym punkcie), a ten powiedział mi, że taki okaz zdarza się raz na kilkanaście milionów wybitych monet i jest wart jakieś 50 złotych. Żadne wielkie pieniądze, ale z drugiej strony jest to pięciotysięczna krotność jednego grosika. Dałem mu go w prezencie urodzinowym. Cieszył się jak dziecko. Kupił skrzynkę piwa w podzięce a ja wypiłem to piwo z kumplem, który dał mi dwa grosze.

Czasem tak mało może znaczyć tak wiele.

gastronomia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 986 (1054)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…