Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka sytuacja: przed blokiem, w którym mieszkam, jest chodnik, potem trawniczek, miejsca parkingowe i ulica. Chodnik z parkingiem w kilku miejscach łączą przecinające trawnik chodniczki, umożliwiające dojście do miejsc parkingowych. Chodniczki te zrobione są jednak trochę "dla picu", gdyż parking jest wąski i na wyznaczonym przy chodniczku miejscu nie da się stanąć inaczej, niż zastawiając rzeczony chodniczek. Co ważne dla tej historii, przechodzenie przez ulicę w tym miejscu jest niebezpieczne, bo spomiędzy samochodów wychodzi się prosto na ruchliwą drogę. Oznakowane przejście znajduje się jakiejś 15 metrów dalej.

Pewnego wieczora zaparkowałam na ostatnim wolnym miejscu parkingowym, częściowo zastawiając wspomniany chodniczek (inaczej się nie da). Ledwo wysiadłam z samochodu i zaczęłam rozładowywać bagażnik, podeszła do mnie elegancka para w średnim wieku, która oczywiście właśnie przeszła przez ulicę w miejscu nieoznaczonym i wciskała się między samochody. Wywiązał się między nami następujący dialog:

Pani (jeszcze dość uprzejmym tonem): - Zastawiła pani przejście dla pieszych, proszę przeparkować samochód.
Ja: Ten chodniczek to dojście do miejsca parkingowego, tu nie ma przejścia.
Pani (lekceważąco): - Proszę paaani, widać, że pani nie jest stąd (mieszkam tam od 30 lat :), tędy wszyscy przechodzą!
Ja: Nie zmienia to faktu, że tu jest parking, a nie przejście.
Pani(już nerwowo): A jak pani będzie miała dzieci (tu spostrzegając wózek, który przed chwilą wyjęłam z bagażnika), o, już pani ma, tym lepiej, jak pani sobie wyobraża matkę z wózkiem, która chce tędy przejść?!
Ja (już wkurzona): W ogóle sobie nie wyobrażam! Nigdy tędy nie przeszłam z wózkiem, bo to głupota! Przejście dla pieszych jest kilka kroków stąd!
Pani: Nie no, z panią się nie da rozmawiać! Ja porozmawiam z administratorem budynku (co ma piernik do wiatraka?), niech coś z tym zrobi!
Ja: Wie pani co, ja mam lepszy pomysł. Zadzwońmy na policję, niech przyjadą i wypowiedzą się, czy wykroczenie popełniam ja, parkując na wyznaczonym miejscu parkingowym, czy pani, przechodząc przez ulicę w tym miejscu?

Pani popatrzyła na mnie jak na wariatkę i pukając się w czoło zaczęła wycofywać się idąc tyłem (co swoją drogą wyglądało komicznie), jakbym co najmniej miała wbić jej maczetę w plecy. Jej mąż, który cały czas się nie odzywał, z bezpiecznej odległości krzyknął do mnie:
- Życzę pani, żeby ktoś pani urwał lusterko!

No i co zrobisz, nic nie zrobisz.

parking

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 447 (511)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…