Jestem rekonstruktorem - jak zapewne niektórzy pamiętają. ;)
Chciałbym Wam opisać piekielności, jakie w tym środowisku się zdarzają, a które mnie dotknęły.
Kiedyś (2-3 lata wstecz) działałem w pewnym większym stowarzyszeniu historycznym (S.H.) na północy kraju. Każde S.H. ma swojego dowódcę, który sprawuje pieczę nad grupą, zajmuje się sprawami organizacyjnymi, a podczas imprez masowych dowodzi w polu, zazwyczaj w stopniu oficera. Stowarzyszenie, o którym piszę, działa od ponad 10 lat, jest jednym z bardziej znanych w Polsce.
Ad meritum: zostałem zaproszony do współpracy w ww stowarzyszeniu po jednej z imprez rekonstrukcyjnych przez jego dowódcę. Generalnie współpraca rozwijała się całkiem sympatycznie, pojechałem na pierwszy, drugi, trzeci wyjazd - generalnie bardzo sympatyczna atmosfera. Do czasu.
W pewnym momencie z S.H. wyleciało parę osób - nie wiedziałem za co, za krótko siedziałem w temacie, więc nie mogłem się wypowiadać. Osoby te założyły własną grupę i po pół roku od wyrzucenia zaprosiły mnie na jedną rekonstrukcję w mieście, gdzie studiuję. Zgodziłem się, bo raz, że była fajna okazja, dwa, że chciałem ich poznać - wypad był całkiem udany.
Po powrocie pytam swojego dowódcę S.H. (tego pierwszego) o to, czy nie będą potrzebowali pomocy przy następnej imprezie rekonstrukcyjnej. Otrzymałem jedno zdanie w odpowiedzi pt.: 'Nie potrzebujemy twojej pomocy, no comment, żegnam'. Po wspomnianej imprezie rekonstrukcyjnej zauważyłem, że wyrzucono mnie z grupy, nie podając żadnych przyczyn, dowódca zerwał kontakt, a na mnie momentalnie zrobiła się w środowisku nagonka, zwłaszcza wśród moich niedawnych 'kolegów', trwająca zresztą ostatnich parę lat. Do dzisiaj nie znam powodów, ani przyczyn - podejrzewam, że chodziło o specyficznie rozumianą 'zdradę'.
Warto wspomnieć, że gość pisze również książki - raczej słabe - i w jednej z nich usytuował postać ewidentnie mną 'inspirowaną', tj. przedstawioną w dość negatywny sposób, tak, by było wiadomo, że chodzi o mnie. Facet ma ponad 30 lat, sporą wiedzę, wyższe wykształcenie i dorobek naukowy na koncie, a bawi się w wojny podjazdowe rodem z gimnazjum.
Druga historia: któregoś razu kręcono film w Polsce, gdzie potrzebowano statystów w mundurach. Dowiedziałem się o tym jako jeden z pierwszych i zgłosiłem swoją, drugą już wówczas, grupę. Lista została zaakceptowana i ja już czekałem na wyjazd, bo statystowanie, to i jakiś grosz wpadnie do kieszeni, a i chciałem, żeby dorobili sobie moi koledzy, a nie statyści z 'łapanki', którzy o mundurze nie mieli pojęcia. Po dwóch-trzech dniach przyszła odpowiedź, że wszyscy mogą przyjechać... poza mną. Ja zrobiłem klasyczne WTF, ale mojej grupie to nie przeszkadzało, nie zgłosili żadnego protestu i pojechali. Kiedy wrócili, na moją dość uszczypliwą uwagę, że kilka stów przedkładają nad solidarność grupową i jakieś poczucie godności, uraczono mnie odpowiedziami w stylu: 'Jakim prawem chcesz zabierać tym biednym chłopakom pieniądze!', 'Jak ci nie wstyd!', 'Co, może mamy dziękować?!'.
Po tej sytuacji opuściłem tę grupę i w zasadzie coraz bardziej rozczarowuje mnie to środowisko. Myślałem, że polega to na popularyzowaniu historii i wspólnych pasji, a okazuje się, że to podjazdowe wojenki, przetykane głównie wielkim piciem na imprezach...
Chciałbym Wam opisać piekielności, jakie w tym środowisku się zdarzają, a które mnie dotknęły.
Kiedyś (2-3 lata wstecz) działałem w pewnym większym stowarzyszeniu historycznym (S.H.) na północy kraju. Każde S.H. ma swojego dowódcę, który sprawuje pieczę nad grupą, zajmuje się sprawami organizacyjnymi, a podczas imprez masowych dowodzi w polu, zazwyczaj w stopniu oficera. Stowarzyszenie, o którym piszę, działa od ponad 10 lat, jest jednym z bardziej znanych w Polsce.
Ad meritum: zostałem zaproszony do współpracy w ww stowarzyszeniu po jednej z imprez rekonstrukcyjnych przez jego dowódcę. Generalnie współpraca rozwijała się całkiem sympatycznie, pojechałem na pierwszy, drugi, trzeci wyjazd - generalnie bardzo sympatyczna atmosfera. Do czasu.
W pewnym momencie z S.H. wyleciało parę osób - nie wiedziałem za co, za krótko siedziałem w temacie, więc nie mogłem się wypowiadać. Osoby te założyły własną grupę i po pół roku od wyrzucenia zaprosiły mnie na jedną rekonstrukcję w mieście, gdzie studiuję. Zgodziłem się, bo raz, że była fajna okazja, dwa, że chciałem ich poznać - wypad był całkiem udany.
Po powrocie pytam swojego dowódcę S.H. (tego pierwszego) o to, czy nie będą potrzebowali pomocy przy następnej imprezie rekonstrukcyjnej. Otrzymałem jedno zdanie w odpowiedzi pt.: 'Nie potrzebujemy twojej pomocy, no comment, żegnam'. Po wspomnianej imprezie rekonstrukcyjnej zauważyłem, że wyrzucono mnie z grupy, nie podając żadnych przyczyn, dowódca zerwał kontakt, a na mnie momentalnie zrobiła się w środowisku nagonka, zwłaszcza wśród moich niedawnych 'kolegów', trwająca zresztą ostatnich parę lat. Do dzisiaj nie znam powodów, ani przyczyn - podejrzewam, że chodziło o specyficznie rozumianą 'zdradę'.
Warto wspomnieć, że gość pisze również książki - raczej słabe - i w jednej z nich usytuował postać ewidentnie mną 'inspirowaną', tj. przedstawioną w dość negatywny sposób, tak, by było wiadomo, że chodzi o mnie. Facet ma ponad 30 lat, sporą wiedzę, wyższe wykształcenie i dorobek naukowy na koncie, a bawi się w wojny podjazdowe rodem z gimnazjum.
Druga historia: któregoś razu kręcono film w Polsce, gdzie potrzebowano statystów w mundurach. Dowiedziałem się o tym jako jeden z pierwszych i zgłosiłem swoją, drugą już wówczas, grupę. Lista została zaakceptowana i ja już czekałem na wyjazd, bo statystowanie, to i jakiś grosz wpadnie do kieszeni, a i chciałem, żeby dorobili sobie moi koledzy, a nie statyści z 'łapanki', którzy o mundurze nie mieli pojęcia. Po dwóch-trzech dniach przyszła odpowiedź, że wszyscy mogą przyjechać... poza mną. Ja zrobiłem klasyczne WTF, ale mojej grupie to nie przeszkadzało, nie zgłosili żadnego protestu i pojechali. Kiedy wrócili, na moją dość uszczypliwą uwagę, że kilka stów przedkładają nad solidarność grupową i jakieś poczucie godności, uraczono mnie odpowiedziami w stylu: 'Jakim prawem chcesz zabierać tym biednym chłopakom pieniądze!', 'Jak ci nie wstyd!', 'Co, może mamy dziękować?!'.
Po tej sytuacji opuściłem tę grupę i w zasadzie coraz bardziej rozczarowuje mnie to środowisko. Myślałem, że polega to na popularyzowaniu historii i wspólnych pasji, a okazuje się, że to podjazdowe wojenki, przetykane głównie wielkim piciem na imprezach...
rekonstrukcja...
Ocena:
278
(398)
Komentarze