Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy pracowałem jeszcze do niedawna w szkole, gdzie prowadziłem zajęcia z piekielnymi starszymi paniami z moich starszych historii, zdarzało mi się również prowadzić zajęcia w firmach. Zajęcia brane niechętnie. Najczęściej firmy życzyły sobie lekcje od 7:00 i była na nich bardzo sztywna atmosfera (wiadomo jak to jest kiedy ktoś próbuje wprowadzić luźną atmosferę ale obok siedzi szef i nie wiadomo czy wolno się zaśmiać). Co ciekawe, najbardziej bezproblemowo było zawsze w dużych kancelariach prawniczych lub na wśród wyżej postawionych pracowników korporacji. Ale bywało też piekielnie.

Była firma IT. Lekcja planowo zaczyna się o 7:00, jednak pracownicy zawsze przychodzą 10-15 po. Zawsze staram się być punktualnie, w końcu może tego właśnie dnia komuś też się zdarzy i będzie problem. Jednego dnia zdarzyło mi się zaspać, taksówką w te pędy zajechałem pod biurowiec i kilka minut po siódmej byłem pod właściwymi drzwiami. Udało się - standardowo nikogo nie było, lekcja przebiega w miłej atmosferze. Po powrocie do szkoły dowiaduje się, że jest skarga, że się spóźniłem. Pani sekretarka (nie biorąca udziału w zajęciach) postanowiła zadzwonić i poskarżyć się, że nie ma lektora, a już po siódmej. Nieważne, że chwilę po jej telefonie przyszedłem i czekałem na grupę. Ważne żeby komuś od rana zrobić problem.

Inna firma. Można by rzec taki JanuszexPol. Malutka firemka usługowa, która dostała jakieś dofinansowanie na rozwój kadry. Grupa malutka: wąsaty właściciel, pani Krystynka od parzenia sobie kawy i przeglądania gazet plotkarskich, pewna młoda dziewczyna wykonująca obowiązki pani Krystyny, dwie księgowe po 30tce i młody chłopak, który w sumie nie wiem czym się tam zajmował. Każda pierwsza lekcja ma na celu sprawdzenie poziomu grupy. W dzienniku widzę, że ogólny poziom został wpisany na B1, więc komunikatywnie.

No więc zaczynamy od krótkiego przedstawienia się. Wąsacz stwierdził, że trzeba dać młodym się wykazać, więc zaczynamy od młodszej kadry. Każdy coś tam mówi, nie jest źle, ale B1 to też nie jest. Krystynka i Wąsacz nie powiedzieli prawie nic. Właściwe wypowiedź Wąsacza można streścić do: "ajem Janusz, aj lajk relaksink" zakończoną rubasznym śmiechem. Tu muszę dodać, że aby nie stresować osoby wypowiadającej się, nigdy nie poprawiam błędów na bieżąco, pozwalam się wygadać tak jak ktoś potrafi. Po każdej osobie wyliczam plusy, a dopiero na koniec podsumowuję grupę względem błędów nie zwracając się do nikogo bezpośrednio. Najgorzej wypadli Wąsacz z Krystynką i gdy przyszło do błędów było ich sporo. Komentarz Wąsacza? "Ja tu chyba muszę wszystkich pozwalniać, skoro taki słaby angielski mają. W siwi wszyscy pokłamali, a teraz wyszło szydło z worka!". I przez resztę kursu każdy bał się cokolwiek powiedzieć.

A była i jedna duża firma ubezpieczeniowa, gdzie przed pierwszą lekcją dyrektor przyszedł do mnie i powiedział, że on nalega aby nie poprawiać jego błędów, bo to może "narazić go na utratę szacunku w oczach podwładnych", a następnie w trakcie zajęć razem ze mną punktował innych pracowników w stylu:
Ja: Dobrze pani Iksińska, ale tu powinien być inny tryb warunkowy.
Dyrektor: No pewnie, że inny!

albo,

J: Proszę powtórzyć pani Iksińska, to słowo nieco inaczej się wymawia.
D: No dokładnie, to ciężko było zrozumieć!

Pan dyrektor zakończył moje katorgi, wysyłając żądanie aby inny lektor pojawiał się w jego firmie po tym, jak przestałem się stosować do jego prośby. Od tamtej pory co tydzień-dwa firma miała zmienianego lektora i stała się legendą szkoły.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (399)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…