Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68104

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem Wam o mojej piekielnej rodzince.

Składa(ła) się ona z babci, starszego o osiem lat brata i matki. Matka, odkąd pamiętam, była osobą bardzo egoistyczną.

Uwielbiała robić awantury o rzekomo nieposprzątane mieszkanie (chociaż sprzątałam po kilkanaście godzin z trzęsącymi się rękami przy jej krzykach i wyzwiskach), nie raz wyrzucała mi rzeczy z pokoju, nie dawała spać do późnych godzin nocnych, mimo że na drugi dzień miałam szkołę.

Pomagał jej w tym mój brat, który był przez nią mocno faworyzowany. Sam też lubił podjudzać ją przeciwko mnie. Od urodzenia mam chore serce, ona, mimo tego, że była ze mną u kardiologa, nie wierzyła w to, za to sama chorowała tysiąc razy dziennie na nieznane choroby.

Jestem uzdolniona plastycznie (co już w podstawówce stwierdziła nauczycielka), matka miała inne zdanie, moje rysunki były wstrętne wg niej, o zakupie jakichkolwiek lepszych kredek mowy nie było. Braciszek natomiast zawalił zawodówkę, co było oczywiście winą nauczycieli i bez okazji dostał najnowszą wieżę z odtwarzaczem na płyty (wtedy to było wow).

Po zmarłym tacie dostawałam rentę, którą zabierała i wydawała na fajki dla siebie i browar dla niepracującego braciszka. Ja chodziłam w ubraniach po kuzynkach, często za małych i wytartych, co było powodem ciągłego wyśmiewania mnie w szkole (do dziś pamiętam, jak śmiano się z za krótkich spodni, że "mam wodę w piwnicy").

Gdy renta nie wystarczała, szanowna mamusia stwierdziła, że pojedzie do pracy za granicę, a domem rządzić będzie braciszek. Armagedon, który urządził braciszek po wyjeździe mamusi, doprowadził do tego, że uciekłam do babci (wyzywanie mnie od szmat, przyprowadzenie dziewczyny, która była na jego poziomie intelektualnym, chlanie od rana do nocy, zamawianie pizzy taksówką, sprowadzenie jakichś nieznanych typów chyba z kryminału, palenie trawy itd).

Babcia mieszkała w rozwalającej się kamienicy z ubikacją na półpiętrze, jednak wszystko było lepsze niż bycie w domu (matka źle nie zarabiała, też mogła jej pomóc, ale kłóciła się z babcią, więc wolała pchać w podlizującego się jej synalka).

Kiedy dzwoniłam i opowiadałam, co tam się dzieje, usłyszałam, że mam się nie wpier…lać. Matka, która ma obsesję na punkcie czystości, gdy zobaczyła, co odstawił jej synuś, wpadła w szał. Okazało się, że jego nowi koledzy wynieśli nam połowę chaty, w tym moje rzeczy, bo braciszek zostawiał ich w domu samych.

Po ochłonięciu matka opowiadała, jak zrobi remont w naszym domu. Nawet się ucieszyłam, że będę miała odnowiony pokój, ale moja rodzinka już miała inne plany. Braciszek chciał wprowadzić na moje miejsce swoją narzeczoną, a ja przecież i tak mieszkam u babci, prawda?

Kazano mi więc zostać w jednym pokoju z babcią, a oni remontowali dom. Mamusia zachwycała się każdą doniczką i pierdółką, jaką kupiła. Muszę tu wspomnieć, że zawsze była osobą bardzo "na pokaz”, tak samo jak brat i najważniejsze było, by wszyscy płonęli z zazdrości i mieli gorzej od nich.

Brat wyśmiewał mnie na każdym kroku, nie rozumiał np. jak mogłam wydać kasę na książkę, nie na browar i wypad ze znajomymi, śmiał się, że nie mam kolegów. Sam po wypłacie (w końcu dorwał jakąś robotę na budowie) stawiał wszystkim, by widzieli, że ma gest, a do końca miesiąca żył na portfelu mamusi. Gdy przyszłam do nich do domu, nie wpuścili mnie, bo rzekomo nie mieli czasu i nie byłam mile widziana.

Od tamtej pory nie odzywałam się, a po zdaniu matury (matka nawet nie zadzwoniła, tak samo jak na osiemnastkę) wyjechałam na studia. Było bardzo ciężko, studiowałam, pracowałam, część pieniędzy wysyłałam babci, a sama mieszkałam na stancji. Przez sześć lat kontakt był sporadyczny i kończący się jadowitymi uwagami np.:
-gdy opowiadałam, że byłam na badaniach z sercem, matka przewracała oczami i mówiła, że udaję;
-gdy przytyłam z rozmiaru xs do s, matka, sama nosząca rozmiar l/xl, złośliwie to komentowała, mówiąc, że mogłabym jej oddać trochę tłuszczu, bo ostatnio tak schudła, a ja utyłam; jak porównałam jej wagę z moją zamknęła się;
- ciągle złośliwie komentowała moje studia, obrony dyplomów, nigdy mi nie gratulowała.

Miarka przebrała się, gdy braciszek nakłamał na temat babci (on ciągle kłamał, np. opowiadał znajomym, że zarabia po 5 tys., że ten dom, w którym mieszka to cały jego, a matce, że ja albo ktoś inny coś na nią powiedział itd.), gdzie wytworzyła się potężna awantura.

Wtedy już zupełnie babcia i ja zerwałyśmy kontakt z nimi. Po kilku latach poznałam obecnego męża. Jakieś tam szczątkowe informacje do matki dochodziły i na wieść, że mój wybranek jest ze wschodu słyszałam od znajomych, że mówi, jak to wzięłam sobie biednego Ruska, Ukraińca czy tam Białorusina, że będę z nim sprzedawać na targu, że jestem głupia itd.

Brat nie zaprosił mnie ani babci na ślub, więc my także nie zaprosiliśmy jego ani matki, więc nie mieli jak mojego męża poznać. Mój mąż ma firmę transportową, którą z czasem rozwinęliśmy. Zaczęliśmy też inwestować w nieruchomości i sami zamieszkaliśmy pod miastem, mamy stajnię z konikami, mam pracownię malarską, zaczęłam leczyć serce. W końcu czuję się kochana i potrzebna. Nie jesteśmy może milionerami, ale całkiem dobrze nam się powodzi, tym bardziej, że nie mamy dzieci ani innych zobowiązań.

Gdy trochę więcej się dorobiliśmy, postanowiliśmy kupić babci nowe, porządne mieszkanie, przy okazji dowiedzieliśmy się, że wujek, którego bardzo lubię, został oszukany i ma na karku komornika, więc i jemu trochę pomogliśmy.

Wieść o tym, że chyba mam pieniądze dotarła do mamusi, która wzięła od tegoż wujka numer i zadzwoniła skruszona. Opowiedziała, jak to braciszek z żonką zadłużyli jej dom i doprowadzili do ruiny, bo lubili poimprezować w czasie, gdy ona wyjeżdżała do pracy. Przesyłała pieniążki na spłatę kredytu na remont itp., które szły w gardła brata i bratowej.

Spytała, czy możemy jej pożyczyć chociaż pięć tysięcy, że podpiszemy umowę. Z początku nie chciałam, ale, dla babci, która upierała się, by dać spokój (w końcu to matka), zgodziłam się.

Stwierdziłam, niech nie oddaje, zabiera te 5 kafli i więcej się do mnie nie odzywa. Podałam adres, ona dziękowała i powiedziała, że w tygodniu przyjedzie po kasę.

Dwa dni po tym, późnym wieczorem, dzwoni ktoś do drzwi i kogo widzę? Braciszek!

Wchodzi i rzuca głupimi tekstami, że ogród macie, że oni na grilla przyjadą, że może bym coś postawiła, jak taka bogata. Został zjechany z góry na dół i kazałam mu powiedzieć, po co przyszedł. Wyjął z kieszeni dowód osobisty matki i napisane odręcznie pełnomocnictwo. Matka rzekomo "źle się czuła" (co u niej jest normalne) i została w domu. Podpisał nam dowód wpłaty, wziął kasę i z fochem poszedł. Na następny dzień dzwoni mamuśka z pytaniem, kiedy może przyjść po pieniądze. Mówię WTF? Przecież był już po to twój synuś?

Jak się okazało, braciszek oczywiście siedział przy mamusi, gdy z nią rozmawiałam, udając skruszonego, a potem cichaczem podpierdzielił jej dowód i sam napisał pełnomocnictwo, po czym pojechał imprezować.

Powiedziałam jej, że nie obchodzi mnie, jak ona to załatwi. Nie mój cyrk, nie moje małpy. Wściekła matka podobno wymeldowała swojego syneczka i jego żonkę.

Na zakończenie zauważyłam, że braciszek ukradł łyżeczkę, którą miał u nas w kawie. Chyba myślał, że jest srebrna. :)

rodzinka

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 433 (611)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…