Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68732

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Otóż jak powszechnie wiadomo, pracuję jako konserwator urządzeń dźwigowych (wind).
Poza zwykłymi obowiązkami (konserwacja, naprawy, modernizacja itp. itd.), muszę raz na jakiś czas brać dyżur (pogotowie dźwigowe).
Polega to na tym że po skończeniu swojej normalnej pracy (po godzinie 16), jestem pod telefonem. Czyli w razie poważniejszej usterki czy uwięzienia człowieka w windzie, mam się tym zająć po godzinach. System jest taki, że stojące windy "robi się" do ok. 23, a po tej godzinie jeździ się już tylko do uwięzionych, stojącymi windami zajmując się z rana (aczkolwiek od tej reguły również są różne odstępstwa).

Po urlopie z miejsca dostał mi się dyżur. W środę ok. 24 dostałem wezwanie do kobiety uwięzionej w windzie. Tak więc sprawdzam adres, grzeję do fury. Okazuje się, że są to świeżo przez nas przejęte urządzenia i nie do końca wiem czego się spodziewać (jakie sterowanie, część budowy, marka itp.), ale adres znam, no to grzejemy.

Po drodze rozbudziłem się już zupełnie, biorę narzędzia, wchodzę na klatkę. I tu pojawia się pierwszy problem, nie mam ani kodu do klatki, ani klucza, a po kumplach nie będę dzwonił bo godzina nie najlepsza. No to tradycyjnie, trzeba obrać numer na domofonie i wejść po formułce "Witam, konserwator do windy."
Pięknie nie ma, pierwsze dwie próby - wyzwiska (w sumie sam bym człowieka o 24 zwymyślał, ale taki zawód), do trzech razy sztuka, trafiam na starszą panią, którą po zapewnieniu że nie jestem żadnym złodziejem i może zerknąć na samochód z nadrukiem przez okno, zostaję w końcu wpuszczony.

Od zgłoszenia do wejścia na właściwą część klatki minęło 25 minut. Nasza norma dojazdu uwięzionego to maks 45 minut.
I nagle zamieram, winda jeździ. Już klnę że pomyliłem klatki i znów czeka mnie akcja domofonowa (nie lubię ludziom krwi psuć). Dzwonię, potwierdzam adres zgłoszenia, dostaję przy okazji numer do zgłaszającej. Dzwonię, pytam jak pani sama wyszła. Ta prosi bym poczekał, rozłącza się i schodzi na dół (nawet nie zdążyłem spytać po co).

PaniPiekielna: - Długo to panu zajęło (sic!)! -
Ja: - Musi pani wiedzieć że to i tak było ekspresem, swoją drogą jak pani wyszła z windy? Sama zaczęła jeździć?

Zaczynam czuć jakiś wałek, bo kobieta zero stresu, poza wyrzutem w głosie ciężko stwierdzić, że rzeczywiście zacięła się w windzie.

PP: - Jakoś sama wyszłam ze środka, a potem winda ruszyła..
No rzecz praktycznie niemożliwa, ale co ja tam, patrzę na drzwi od windy, znam ten rodzaj, może jakiś zanik napięcia czy coś. Ale to i tak mało prawdopodobne.
Ja: - W takim razie nic tu po mnie.

Chcę już zrobić przysłowiowe w tył zwrot i jechać spać.

PP: - Poczeka pan, skoro już pan jest to może mi pan klucze wyjmie? Bo jak wychodziłam to mi wpadły... -
No i nagle przychodzi olśnienie, już wiem co ta babka chce.
Ja: - Prawdopodobnie pani nie poinformowali, bo dzwoniła pani w innej sprawie. Ale za przyjazd do wyciągnięcia kluczy będzie 50zł za dojazd. -

Było trochę krzyku, odgrażania się. Ale nienawidzę takiego cwaniakowania, kosztem mojego czasu, nocnych pobudek bogu ducha winnych ludzi.

A teraz o co chodzi konkretnie. Nie każdy wie, ale dojazd pogotowia dźwigowego do uwięzionego (z racji usterki windy > czytaj z racji złej konserwacji etc.) jest darmowy, po prostu tak wypada, zazwyczaj się jeszcze człowieka uspokaja i przeprasza (wszak duży stres).
Dojazd po zgubione klucze, karty dostępu, dziecięce zabawki etc. jest płatny. Stawki są różne, u mnie jest to 50zł zarówno w dzień jak i w nocy (a w nocy powinno być 100zł jak nic), dlaczego? Pierwszy przypadek to nasza wina, drugi to gapiostwo, przypadek czy pech użytkownika. Traktowane więc jest jako usługa dodatkowa.
Piekielna o tym wiedziała, dlatego zgłosiła uwięzienie (czas dojazdu do uwięzienia też mamy ograniczony, trzeba się spieszyć, do kluczy bym mógł jechać nawet rano), by było szybko, za darmo, być może jeszcze oczekiwała przeprosin że jej klucze wpadły.

Wczoraj udało mi się porozmawiać z kolegą który pracuje w firmie, od której przejęliśmy te dźwigi, otóż babce co i rusz coś wpada, a oni posiadając tablety i system elektroniczny nie mogli zmienić przyjazdu do uwięzienia na coś innego. Babsko na tym korzystało, a dyżurni wnerwieni jeździli po klucze, książki i zabawki w naprawdę piekielnych godzinach.

My jeszcze systemu nie mamy, być może się Pani tego złego zwyczaju oduczy :)

WojennaPiła City

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (499)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…