Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69603

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Millenialsi w pracy - armagedon i ragnarok w jednym.

Staram się być daleki od uogólnień wszelakiej maści, ale odnoszę wrażenie, ze chlubne przypadki w pokoleniu Y to te potwierdzające niechlubną regułę.

Od typów, którzy nie przychodzą bez żadnej informacji na rozmowy, poprzez takich co potrafią się zwolnić z pracy SMSem i dziwią się, że później dostają dyscyplinarkę albo nikt im nie chce referencji wystawić (przecież on smsa wysłał, to jest zemsta pracodawcy, on to na face opisze), roszczeniowych absolwentek - doświadczenia zero, umiejętności niewiele więcej, ale bez 2,5 średniej krajowej, iphona 6S, macbooka pro w konfiguracji za 10 tys. i służbowego Priusa, to ona nie będzie pracować - do tego na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi w japonkach i szortach. Do gościa który rzucił papierem po tym jak od pracodawcy usłyszał, że żeby zostać wysłanym na szkolenia, to na dwa lata musi lojalkę podpisać (on tu pracuje, żeby się uczyć i doświadczenia zdobywać, on nie będzie się z firmą na 2 lata wiązał).

W przedświąteczny wtorek miałem kolejny przypadek potwierdzający regułę - chłopaczek rocznik 94, zatrudniony z początkiem listopada. Chłopak w tym dniu dostał zadanie obrobienia protokołów pokontrolnych - faktycznie praca z tych mało ambitnych, do tego żmudna i gdzie łatwo się pomylić, ale ktoś to zrobić musi i o właśnie osobę do takich prac żeśmy wnioskowali.

Chłopaczek od początku się szarogęsił, miał problem z wykonywaniem zleconych prac (w jego mniemaniu poniżej jego umiejętności), wcinał się w dyskusję ze swoimi "przemyśleniami", rzucał teksty w stylu "jak za max pół roku nie zaproponują mu stanowiska menadżera, to widać że ta firma długo nie pociągnie, bo nie potrafi ludzi z dobrymi pomysłami wyłowić" - ciężki przypadek. W wyżej wspomniany wtorek chłopak poszedł już w takie techno, że prawdopodobnie się z nim pożegnamy. Po dwóch godzinach przepychanek koleś w końcu zajął się tymi nieszczęsnymi protokołami - kawusia, narzekania, jakieś dziwne uniki, nikt nie ma czasu stać nad nim i go pilnować.

Po kolejnych trzech godzinach zjawia się u mnie spakowany, informując mnie, że już skończył i idzie, bo on się z panną na Spectre umówił (jak by mnie to obchodziło), a tak to jeszcze zdąży do domu wykąpać się i już leci. Robota była nie z typu mission impossible, ale wymagająca zaangażowanej pracy w skupieniu przez dobre 5-6 godzin i nie ma fizycznej możliwości, żeby koleś zrobił ją w 3.

Ledwo rzuciłem okiem na rezultat tych 3 godzin jego pracy i już miałem jasność - nie dość, że robota spartolona i to moim zdaniem z pełną premedytacją, to jeszcze zrobiona maksymalnie w 30%.
Nie zdążyłem podnieść wzroku znad monitora, a po chłopaczku śladu nie było, odebrać telefonu też nie raczył, nie wspominając o oddzwonieniu.
Nieco żółci wylałem na klawiaturę pisząc notatkę do jego bezpośredniego przełożonego, ale zważywszy na jego tygodniowe dokonania i tak sobie nie pofolgowałem jak bym mógł.

W czwartek miałem zajęcie poza siedzibą firmy, dzisiaj mam wolne, pewnie w poniedziałek się dowiem jakie decyzje zostały podjęte, ale raczej chłopaczyna się propozycji objęcia stanowiska menadżera nie doczeka.

Praca z pokoleniem Y

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 372 (442)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…