Millenialsi w pracy - armagedon i ragnarok w jednym.
Staram się być daleki od uogólnień wszelakiej maści, ale odnoszę wrażenie, ze chlubne przypadki w pokoleniu Y to te potwierdzające niechlubną regułę.
Od typów, którzy nie przychodzą bez żadnej informacji na rozmowy, poprzez takich co potrafią się zwolnić z pracy SMSem i dziwią się, że później dostają dyscyplinarkę albo nikt im nie chce referencji wystawić (przecież on smsa wysłał, to jest zemsta pracodawcy, on to na face opisze), roszczeniowych absolwentek - doświadczenia zero, umiejętności niewiele więcej, ale bez 2,5 średniej krajowej, iphona 6S, macbooka pro w konfiguracji za 10 tys. i służbowego Priusa, to ona nie będzie pracować - do tego na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi w japonkach i szortach. Do gościa który rzucił papierem po tym jak od pracodawcy usłyszał, że żeby zostać wysłanym na szkolenia, to na dwa lata musi lojalkę podpisać (on tu pracuje, żeby się uczyć i doświadczenia zdobywać, on nie będzie się z firmą na 2 lata wiązał).
W przedświąteczny wtorek miałem kolejny przypadek potwierdzający regułę - chłopaczek rocznik 94, zatrudniony z początkiem listopada. Chłopak w tym dniu dostał zadanie obrobienia protokołów pokontrolnych - faktycznie praca z tych mało ambitnych, do tego żmudna i gdzie łatwo się pomylić, ale ktoś to zrobić musi i o właśnie osobę do takich prac żeśmy wnioskowali.
Chłopaczek od początku się szarogęsił, miał problem z wykonywaniem zleconych prac (w jego mniemaniu poniżej jego umiejętności), wcinał się w dyskusję ze swoimi "przemyśleniami", rzucał teksty w stylu "jak za max pół roku nie zaproponują mu stanowiska menadżera, to widać że ta firma długo nie pociągnie, bo nie potrafi ludzi z dobrymi pomysłami wyłowić" - ciężki przypadek. W wyżej wspomniany wtorek chłopak poszedł już w takie techno, że prawdopodobnie się z nim pożegnamy. Po dwóch godzinach przepychanek koleś w końcu zajął się tymi nieszczęsnymi protokołami - kawusia, narzekania, jakieś dziwne uniki, nikt nie ma czasu stać nad nim i go pilnować.
Po kolejnych trzech godzinach zjawia się u mnie spakowany, informując mnie, że już skończył i idzie, bo on się z panną na Spectre umówił (jak by mnie to obchodziło), a tak to jeszcze zdąży do domu wykąpać się i już leci. Robota była nie z typu mission impossible, ale wymagająca zaangażowanej pracy w skupieniu przez dobre 5-6 godzin i nie ma fizycznej możliwości, żeby koleś zrobił ją w 3.
Ledwo rzuciłem okiem na rezultat tych 3 godzin jego pracy i już miałem jasność - nie dość, że robota spartolona i to moim zdaniem z pełną premedytacją, to jeszcze zrobiona maksymalnie w 30%.
Nie zdążyłem podnieść wzroku znad monitora, a po chłopaczku śladu nie było, odebrać telefonu też nie raczył, nie wspominając o oddzwonieniu.
Nieco żółci wylałem na klawiaturę pisząc notatkę do jego bezpośredniego przełożonego, ale zważywszy na jego tygodniowe dokonania i tak sobie nie pofolgowałem jak bym mógł.
W czwartek miałem zajęcie poza siedzibą firmy, dzisiaj mam wolne, pewnie w poniedziałek się dowiem jakie decyzje zostały podjęte, ale raczej chłopaczyna się propozycji objęcia stanowiska menadżera nie doczeka.
Staram się być daleki od uogólnień wszelakiej maści, ale odnoszę wrażenie, ze chlubne przypadki w pokoleniu Y to te potwierdzające niechlubną regułę.
Od typów, którzy nie przychodzą bez żadnej informacji na rozmowy, poprzez takich co potrafią się zwolnić z pracy SMSem i dziwią się, że później dostają dyscyplinarkę albo nikt im nie chce referencji wystawić (przecież on smsa wysłał, to jest zemsta pracodawcy, on to na face opisze), roszczeniowych absolwentek - doświadczenia zero, umiejętności niewiele więcej, ale bez 2,5 średniej krajowej, iphona 6S, macbooka pro w konfiguracji za 10 tys. i służbowego Priusa, to ona nie będzie pracować - do tego na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi w japonkach i szortach. Do gościa który rzucił papierem po tym jak od pracodawcy usłyszał, że żeby zostać wysłanym na szkolenia, to na dwa lata musi lojalkę podpisać (on tu pracuje, żeby się uczyć i doświadczenia zdobywać, on nie będzie się z firmą na 2 lata wiązał).
W przedświąteczny wtorek miałem kolejny przypadek potwierdzający regułę - chłopaczek rocznik 94, zatrudniony z początkiem listopada. Chłopak w tym dniu dostał zadanie obrobienia protokołów pokontrolnych - faktycznie praca z tych mało ambitnych, do tego żmudna i gdzie łatwo się pomylić, ale ktoś to zrobić musi i o właśnie osobę do takich prac żeśmy wnioskowali.
Chłopaczek od początku się szarogęsił, miał problem z wykonywaniem zleconych prac (w jego mniemaniu poniżej jego umiejętności), wcinał się w dyskusję ze swoimi "przemyśleniami", rzucał teksty w stylu "jak za max pół roku nie zaproponują mu stanowiska menadżera, to widać że ta firma długo nie pociągnie, bo nie potrafi ludzi z dobrymi pomysłami wyłowić" - ciężki przypadek. W wyżej wspomniany wtorek chłopak poszedł już w takie techno, że prawdopodobnie się z nim pożegnamy. Po dwóch godzinach przepychanek koleś w końcu zajął się tymi nieszczęsnymi protokołami - kawusia, narzekania, jakieś dziwne uniki, nikt nie ma czasu stać nad nim i go pilnować.
Po kolejnych trzech godzinach zjawia się u mnie spakowany, informując mnie, że już skończył i idzie, bo on się z panną na Spectre umówił (jak by mnie to obchodziło), a tak to jeszcze zdąży do domu wykąpać się i już leci. Robota była nie z typu mission impossible, ale wymagająca zaangażowanej pracy w skupieniu przez dobre 5-6 godzin i nie ma fizycznej możliwości, żeby koleś zrobił ją w 3.
Ledwo rzuciłem okiem na rezultat tych 3 godzin jego pracy i już miałem jasność - nie dość, że robota spartolona i to moim zdaniem z pełną premedytacją, to jeszcze zrobiona maksymalnie w 30%.
Nie zdążyłem podnieść wzroku znad monitora, a po chłopaczku śladu nie było, odebrać telefonu też nie raczył, nie wspominając o oddzwonieniu.
Nieco żółci wylałem na klawiaturę pisząc notatkę do jego bezpośredniego przełożonego, ale zważywszy na jego tygodniowe dokonania i tak sobie nie pofolgowałem jak bym mógł.
W czwartek miałem zajęcie poza siedzibą firmy, dzisiaj mam wolne, pewnie w poniedziałek się dowiem jakie decyzje zostały podjęte, ale raczej chłopaczyna się propozycji objęcia stanowiska menadżera nie doczeka.
Praca z pokoleniem Y
Ocena:
372
(442)
Komentarze