Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70024

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Znowu od siostry. Tym razem o tym, jak wynajmowała mieszkanie na pierwszym roku studiów. Zdecydowała się na współzamieszkiwanie z dwoma koleżankami. Dość szybko znalazły lokal o odpowiednim metrażu i standardzie, we właściwej lokalizacji, mieszczący się w budżecie. Właścicielka wydawała się całkowicie normalna i niepierwszy raz wynajmowała mieszkanie studentom. Wpłaciły kaucję, podpisały pisemną umowę (to był bezwzględny warunek z ich strony, mieszkania wynajmowane "na gębę" omijały szerokim łukiem, nawet jeśli były tańsze i ładniejsze) i wprowadziły się.

Siostra była trochę zdziwiona, że właścicielka poprosiła je o plany zajęć. Twierdziła, że chce wiedzieć, kiedy dzwonić, by nie przeszkadzać. Siostra kupiła to tłumaczenie, bo brzmiało dość rozsądnie.
W drugim tygodniu zamieszkiwania wróciła do mieszkania znacznie wcześniej, bo się źle czuła i... nakryła właścicielkę wewnątrz. Ta nie okazała najmniejszego nawet zmieszania - powiedziała, że sprawdzała stan mieszkania i czystość.

Siostra zdenerwowała się, powiedziała, że stan mieszkania to ona może sprawdzić na dzień zakończenia umowy i zwrotu lokalu, a na zabezpieczenie to jest kaucja. Podniosła, że zgodnie z prawem właściciel nie ma prawa samowolnego i samodzielnego wstępu do mieszkania, jeżeli umowa wyraźnie nie stanowi inaczej (w tym przypadku była bardzo lakoniczna i nie stanowiła). W ostrych słowach poprosiła właścicielkę o opuszczenie lokalu, a dzień później zmieniła zamek w drzwiach.

Gdy właścicielka zorientowała się, że jej klucze przestały pasować, zaczęła dzwonić i odgrażać się, że zrywa umowę i mają się wynosić. Siostra, posiłkując się moim kolegą z działu prawnego naszej firmy, wyjaśniła jej, że jak umowa najmu jest na czas określony, to właściciel nie może jej zerwać, jeśli nie zajdą wyjątkowe powody, które w tym przypadku z pewnością nie mają miejsca. Póki płacą, to mogą mieszkać, aż do terminu wskazanego w umowie.

Właścicielka się odgrażała jeszcze parokrotnie. Dziewczyny mieszkały spokojnie, płaciły zawsze w terminie, a właścicielkę, administratora, kominiarza, czy kogo tam trzeba było wpuszczały bez problemu, ale tylko w swojej obecności.

Gdy umowa dobiegała do końca, właścicielka pod nosem powiedziała, że ona to dalej jest obrażona za ten zamek, ale w sumie może zaproponować przedłużenie umowy na kolejny rok, bo "tak zarozumiałych studentek to jeszcze nigdy nie widziała, ale jak 10 lat wynajmuje studentom, to pierwszy raz nie ma żadnych zniszczeń w mieszkaniu i sąsiedzi się nigdy nie skarżyli".

Morał z tego jest taki, że wynajmowanie mieszkania trzeba traktować jak każdą inną umowę, pilnować swoich interesów i bronić swoich praw, a jak po obu stronach będą rozsądni ludzie, to każdy w końcu wyjdzie na swoje.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 357 (409)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…