Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70393

przez ~nihilka ·
| Do ulubionych
Jestem technikiem farmacji.
Pracowałam niedawno w zawodzie. Apteka jak apteka, mnóstwo chorych, kaszlących w twarz, często piekielnych klientów było normą. Ale nie, drodzy Czytelnicy, nie o nich ta opowiastka będzie. A o pięknej, niebieskookiej, ślicznej jak z obrazka dziewczynie- młodej farmaceutce, pracującej w tej własnie aptece. Dziewczę miało małe, tycie, maleńkie wady- uzależnienie od leków i lepkie łapki. Pracę tę dostało ze względu na to, iż jest córką właścicielki a zarazem kierowniczki owego przybytku, choć może ujawniała jakieś nadprzyrodzone talenty, którym nam brakowało, gdyż zwyczajnie o jej zwolnieniu mowy nie było... A uwierzcie... Były ku temu powody.

W gwoli wyjaśnień- w tejże aptece nie ma kasetek takich, jak w wielu marketach, innych samoobsługowych ustrojstwach również związanych z farmacją, przenośnych, zamykanych na klucz. Dlaczego? Nie wiem. Nie ma i już. Aczkolwiek kasy są sprawdzane, czy aby manka nie ma. Apteka również wyposażona jest w system monitoringu, którego na zapleczu nie ma, a szkoda, bo większość leków jest tam przechowywana.

Sprawa nr 1
Czemu już tam nie pracuję? Ponieważ notorycznie zdarzały się kradzieże. I nie, nie ze strony klienteli, tylko ze strony Marysi(tak na potrzeby nazwijmy uzależnioną, według mnie, dziewczynę). Praktycznie co drugi dzień, zdarzało się, że pieniądze magicznie wyfruwały z mojej torebki, którą zostawiałam na zapleczu, jak większość dziewczyn. Później okazało się, że nie tylko moje fundusze dostawały nóżek i wychodziły. Cóż, za rękę nikogo nie złapałam, osądów nie robiłam. Zdarza się, choć wściekłam się i przestałam nosić portfel do pracy. Z biegiem czasu pieniądze z moich utargów przestały się zgadzać. Tu brakowało 50 zł, tu 20 zł ( wiem, bo sama robiłam raport swojego profilu dzienny, dla siebie). Sytuacja sama się dość szybko rozwiązała w momencie, gdy wychodząc z magazynu natknęłam się na Marysieńkę, wyciągającą stówę z mojej kasetki.

Zdenerwowałam się co nie miara, wszak i tak dziewczę ma u mnie długi, gdyż wielokrotnie coś brała z leków, łącznie z lekami ścisłego zarachowania, nasennymi, mówiąc, że pieniądze doniesie z receptą- i tak się migała, że a to zapomniała, a to lekarza nie było, blabla, ale naiwna wierzyłam, własnie do tego momentu. I własnie wtedy doszłam do wniosku, że nic tam po mnie, trzeba wiać, przed zimowym remanentem. I zwiałam, ponieważ nagle ułożyło się wszystko w całość- raz wielkie jak u sowy źrenice Marysi, raz maleńkie jak szpilki, jej przysypianie nad półkami i na zapleczu, znikająca gotówka moja i koleżanek i manko na wielu kontach (no, przecież wszystkie się dzień w dzień nie mogłyśmy mylić o podobne sobie kwoty). Składając wypowiedzenie nie omieszkałam poinformować mamy Marysi, co jej córeczka najlepszego zrobiła. I wywiązała się taka krótka wymiana zdań:

Kierowniczka(K), Ja (J)
K: Przesadzasz, ona chce się czasem po prostu wyluzować.
J: W pracy? Serio? Do tego okradając ludzi?
I Wyszłam....
I jak się dzisiaj okazało to było najlepszą możliwą decyzją. Jednak, ja jestem jedną z nielicznych, która mogła sobie na to pozwolić, ponieważ na brak pieniędzy ze ślubnym nie narzekamy i kwota 1400 zł nie robiła żadnej różnicy. Ale co z tymi dziewczynami, które nie mogły sobie na to pozwolić?

Odpowiedź nadeszła dziś.
Byłam w sklepie, 10 m od feralnego miejsca pracy. Spotkałam koleżanek po fachu, własnie z apteki. Przygaszona jakaś, cicha, smutna. A dodam, że kobitka do rany przyłóż, uczciwa jak mało kto, do tego nie tak dawno temu mąż odszedł do innej, zostawiając ją z dwójką dzieci i nie pali się jakoś do płacenia alimentów.
A czemu niewesoło jej było?

Mają w pracy inwentaryzację. Coby na koniec rok pospisywać, co zostało na magazynie, czego brakuje itd. Okazało się, ze mają ogromne braki w lekach na bazie opiatów (narkotyków), równie ogromne braki barbituranów i benzodiazepin oraz niektórych kosmetyków. Głównie leki z grupy narkotyków. I uwaga. Braki opiewają na takie kwoty, że każda pracownica ma odjęte z pensji 730 zł. A dodam, że kobitek pracuje tam 8 (włącznie z kierowniczką i Marysieńką).
Marysieńka jednak nie ma potrąconej pensji, bo jej mamusia wie, ze to nie ona. Jej dziecko złodziejem? Chyba na głowę poupadali i Marysieńka śmieje się reszcie załogi w twarz, że taka dobra jest i cwana, a do tego umie się bawić.
Cóż, cwana nie cwana, dziewczyny się wnerwiły- to mało powiedziane. Poszły wszystkie do kierowniczki- nie chciała ich słuchać, napisały zbiorową skargę na Wielbicielkę używek i oddały kierowniczce. Ponoć przyjęła ją, wołając do siebie autorki jej i odpalenia nagrań z monitoringu, jak prosiły, odmówiła. Dziewczyny w zaparte, ona również. Wezwana została policja, nic nie mogli wskórać -nagrania z monitoringu były, ale tylko z dwóch ostatnich dni, reszta magicznie wyparowała, jak leki, pieniądze z torebek i szufladek.
Sprawczyni jest bezkarna, a dziewczyny, którym nie powodzi się zbyt dobrze, mają przerąbane. po świętach wiadomo, każdy grosz się liczy, bo większość osób spłukana,a tu taki bajzel.

Pod koniec opowieści koleżanka płakała, że nie ma jak zapłacić za przedszkole dla syna.

A do Was drodzy Czytelnicy mam pytanie. Jak utrzeć dziewczynie nosa? I jak ukrócić to, co się tam dzieje, bo przecież dziewczyny uczciwie pracowały...

A mój komentarz do sprawy? Cytując:
"K##wa no nie. no po prostu k##wa no nie. Boże czy ty to widzisz?"

apteka Podlasie leki złodziej

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (545)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…