Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70426

przez ~wchmurach ·
| Do ulubionych
Jestem stewardessą.
W tej historii nie będzie jednak opowieści z pokładu.
Mieszkam za granicą, zostałam tu zbazowana przez firmę (na własną prośbę, podążając za głosem serca oraz jego wyjątkowo fajnego właściciela..:)) Miasto, w którym mieszkam jest bardzo atrakcyjne turystycznie, a przy okazji dość blisko Polski.

Cóż, przyznaje, iż mimo posiadania wspaniałego mężczyzny, potrafi mi czasem doskwierać brak przyjaciół. W kraju, w którym mieszkam nie jest łatwo zawierać wiele przyjaźni jeśli nie mówi się płynnie w ich języku - tubylcy bardzo nie lubią angielskiego (tutejszej mowy uczę się pilnie, zależy mi na tym, ale język jest naprawdę bardzo trudny, a do pracy wystarcza mi biegły angielski).

W związku z tym sama bardzo często zapraszam wielu swoich przyjaciół, kiedy ich fundusze i czas na to pozwala. Wiem natomiast, że ci ludzie jadą DO MNIE, nie na darmowy hotel podczas urlopu. Jadą spędzić czas ze mną. Oczywiście, nie wyklucza to oprowadzania po mieście czy zajadania lokalnych przysmaków, które są dla nich nowością. Wiem jednak, że ich głównym celem jest wspólne spędzenie czasu, pogaduchy i zobaczenie się ze mną.

Kilka dni przed sylwestrem dostałam wiadomość od (tak myślałam) bardzo dobrej koleżanki:

"Cześć wchmurach! Tak chciałam spytać, przyjeżdżasz do Polski na święta i sylwestra??"

Napisałam więc zgodnie z prawdą, że niestety w moim zawodzie nie dostaje się urlopu w te dni, a dni wolnych za mało bym mogła się wybrać w rodzinne strony, także zostaje gdzie jestem. Na to dostałam odpowiedź:

"Widzisz, tak pomyślałam, że nie przepadam za imprezami sylwestrowymi i fajnie byłoby gdzieś pojechać. Miałabyś coś przeciwko gdybym odwiedziła cię na kilka dni?"

Szczerze mówiąc, bardzo się ucieszyłam. Koleżanka była mi bliska, cieszyłam się na wspólną imprezę (zwłaszcza, że obydwie zajmujemy się tańcem, w szkole tańca się poznałyśmy), pogaduchy w rodzimym języku. Odpisałam więc, żeby czuła się zaproszona. Na te słowa odpowiedziała, że super, że ekstra i tylko spróbuje znaleźć kogoś żeby nie jechać samej - droga długa, zawsze raźniej. Cóż, w tym momencie lampka mi zaświtała ale uznałam, że może i trochę racji jest. Dziewczyna młoda, będzie się czuła bezpieczniej. Myślałam tylko, że mówiąc KOGOŚ, oczywistym będzie wybranie osoby z naszego (bardzo, bardzo, baaardzo licznego) wspólnego grona znajomych, ewentualnie potencjalnego chłopaka.

Po paru dniach dostałam wiadomość, czy nie mogłaby zabrać ze sobą dwóch kolegów.
No nie, nie znam ich, ale są fajni i otwarci, i chętnie by się wybrali.
Na stopa.
Ona ich naprawdę bardzo lubi, a oni to właściwie zajmą się sobą, a ona będzie czas spędzać ze mną, ale to chyba nie problem, żeby ich tylko przekimać przez 2 noce.

No nie, nasze 40m2, jednopokojowe mieszkanie to nie hostel dla dwóch kolesi, których nie znam, a którzy jadą tylko na darmowe spanie.

W końcu i tak dostałam odpowiedź, że może następnym razem, bo jeden z kolegów się rozchorował.

No przykro mi strasznie.

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (353)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…