Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71816

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Od dłuższego czasu czytam Piekielnych, jednak do tej pory nie miałam nic wartego opisania. Aż do niedawna.

Rzecz będzie o Piekielnej Prowadzącej i Biednej Studentce.

Była sobie Biedna Studentka (BS). Kierunek i uczelnia nie są istotne dla sprawy. Tak się złożyło, że na pewnym etapie studiów BS musiała zaliczyć przedmiot. Przedmiot ani łatwy, ani trudny. Z przedmiotu w planie studiów przewidziano wykład i ćwiczenia. Ćwiczenia kończyły się zaliczeniem, wykład zaś egzaminem, ale żeby zostać do niego dopuszczonym, trzeba było zaliczyć ćwiczenia (to chyba częsta praktyka na uczelniach). Pech chciał, że BS trafiła do grupy ćwiczeniowej prowadzonej przez Piekielną Prowadzącą (PP).

Semestr się zaczął, zajęcia ruszyły. PP poinformowała studentów na pierwszych ćwiczeniach o tym, jak będą wyglądały zajęcia. Podała również zagadnienia do każdych zajęć (dość szczegółowe, wypisane tematy z podręcznika do przeczytania, z podanymi konkretnymi stronami).

Na każdych zajęciach omawiany był 1 temat. Temat ten był także WCZEŚNIEJ omawiany na wykładzie. Studenci powinni byli przyjść na zajęcia przygotowani, po przeczytaniu ze zrozumieniem podręcznika. Zagadnienia były w trakcie zajęć powtórnie omawiane przez PP. Przygotowanie studentów do zajęć sprawdzane było krótkim kolokwium (10 pytań, przeważnie testowych) na koniec KAŻDYCH zajęć.

PP poinformowała również na początku, jak wygląda ocenianie pod koniec semestru. Do oceny końcowej liczyły się oceny ze wszystkich kolokwiów. Gdyby komuś przydarzyło się oblać któreś kolokwium, nie było tragedii, każdą negatywną ocenę można było RAZ poprawić. Był jednak pewien haczyk: poprawić można było tylko oceny negatywne i obie oceny z danego poprawianego kolokwium (i 2, i poprawiona) liczyły się wtedy do średniej.

Przykład objaśniający: student ma z kolokwiów 3, 4, 3 i 2, które poprawia na 3. Średnia = (3+4+3+2+3)/5 = 3

Do oceny końcowej liczyła się również aktywność na zajęciach, i to liczyła się bardzo wymiernie: aktywność na jednych zajęciach to jeden +, każdy + to dodatkowe 0,05 do średniej z ocen. Jaki z tego wniosek? Opłacało się zgłaszać na zajęciach. Zajęć było kilkanaście, więc przy dobrych wiatrach można było sobie podciągnąć ocenę nawet o stopień.

Semestr trwał, kolejne zajęcia się odbywały. BS z różnym skutkiem radziła sobie na kolokwiach. Czasem miała szczęście i dostawała 3 albo 3,5, czasem szczęścia miała nieco mniej i dostawała 2, które poprawiała na 3, czasem szczęścia nie miała wcale i dostawała 2, które poprawiała na kolejne 2. Nie zgłaszała się na zajęciach, więc plusów nie dostawała. Czas płynął.

Przyszły ostatnie zajęcia. Biedna Studentka zaliczyła wszystkie kolokwia z wyjątkiem dwóch. Jedno odbyło się na początku semestru, ale ona je oblała i przez kilkanaście tygodni jakoś nie miała głowy do poprawy. Drugie było z ostatnich zajęć, je również oblała. Piekielna Prowadząca była nieugięta, BS musiała podejść do poprawy, bo inaczej zostałoby jej wpisane z tej poprawy 2 (tak mówił regulamin kursu). Dodatkowo BS musiała te kolokwia poprawić na ocenę pozytywną, bo z poprzednich kolokwiów średnia jej wychodziła poniżej 3 (brakowało jej do zaliczenia 0,05, a że nie miała plusów, musiała brakujące punkty zdobyć inaczej). PP okazała się piekielną służbistką i nie naciągnęła oceny o 0,05. Nie było rady, do poprawy trzeba było podejść.

Kolejne odcinki tej przygody działy się na przestrzeni niecałych 2 tygodni. BS umówiła się z PP na poprawę obu kolokwiów na piątek, nie przyszła. Potem tłumaczyła się mailowo ważnymi sprawami. No dobra, zdarza się.

BS umówiła się na poprawę po raz drugi, na poniedziałek. Tym razem przyszła, ale na wstępie stwierdziła, że poprawi tylko jedno kolokwium (to ostatnie), bo do drugiego (tego zaległego) nie zdążyła się nauczyć. Był weekend, a ona pracowała. Piekielna Prowadząca odkryła w sobie głęboko skrywane pokłady człowieczeństwa i przyjęła tłumaczenie. Z poprawy BS dostała 3, więc w dalszym ciągu musiała zaległe kolokwium zaliczyć.

BS umówiła się na poprawę po raz trzeci. W dniu poprawy wysłała maila, że nie przyjdzie. Znowu czymś się tłumaczyła. PP znowu dała się nabrać.

BS umówiła się na poprawę po raz czwarty. Przyszła, napisała i oblała. Jako że PP sprawdzała pracę przy niej, udało jej się wybłagać jeszcze jedną szansę. PP się zgodziła, ale termin poprawy ustaliła na dzień następny.

BS przyszła na poprawę po raz PIĄTY, było to jej SZÓSTE podejście do zagadnienia. Warto przypomnieć, że regulamin dopuszczał 2. Ale Piekielna Prowadząca miała widać "tydzień dobroci dla zwierząt".

I tym razem BS nie miała szczęścia, oddała właściwie pustą kartkę. PP sprawdziła i bez zaskoczenia wystawiła 2. Skomentowała sprawę krótkim "Trudno, w takim razie widzimy się w przyszłym roku" i uznała sprawę za zamkniętą.

Ale nie byłoby tej historii, gdyby sprawa się na tym skończyła. Biedna Studentka przez następne dni molestowała PP mailami z prośbą o jeszcze jedną szansę poprawy. Wkurzonej PP puściły nerwy i odparła, że wystarczająco dużo swojego czasu na BS zmarnowała.

Biedna Studentka miała poczucie krzywdy. W końcu brakowało jej TYLKO 0,05 do zaliczenia kursu. No a gra była warta świeczki, bo przecież skoro oblała ćwiczenia, to do egzaminu z wykładu też nie mogła podejść. Poczucie krzywdy pchnęło ją do napisania maila do wykładowcy ze skargą na Piekielną Prowadzącą z prośbą o interwencję.

Przyszedł poniedziałek, niczego nieświadoma PP przyszła do pracy i została zagadnięta przez wykładowcę, czy kojarzy nazwisko BS. A jakże, pewnie, że kojarzy, a o co chodzi? Tu wykładowca pokrótce wyłuszczył sprawę. Dostał maila od BS, że PP taka zła i niedobra i uwzięła się na bogu ducha winną BS, a jej przecież tylko 0,05 do zaliczenia brakuje. Toż to nieludzkie! Wykładowca jest mądrym człowiekiem i nie dał tak o, na ładne oczy, wiary studentce i spytał Piekielną Prowadzącą o jej wersję wydarzeń. Tutaj PP pokrótce opisała historię, którą mieliście przyjemność (albo i nie) przeczytać. Wykładowca popadł w zadumę. Ostatecznie wyrok zapadł. Wykładowca nie przychylił się do prośby studentki o kolejną szansę. Za to podzielił się z PP uwagą, że nawet gdyby BS zaliczyła i podeszła do egzaminu, pewnie i tak by go oblała. Nie warto marnować i PP, i Wykładowcy czasu.

Również tutaj mogłaby się historia zakończyć, ale i tym razem się nie zakończyła. Przyszedł czas egzaminu, PP mimo woli stała się świadkiem rozmowy Wykładowcy ze Starostą roku BS, który prosił o szansę dla BS. Tonący brzytwy się chwyta. Wykładowca również odkrył w sobie Piekielność, i tym razem nie przystał na prośbę.

Kim byłam w tej historii? Oczywiście Piekielną Prowadzącą. Ze swej strony uważam, że zrobiłam wszystko, by BS zaliczyła. W pewnym momencie nawet doszłam do wniosku, że to mi bardziej na tym zależało niż jej.

Przy okazji pogadanki z Wykładowcą zaczęłam się zastanawiać, jaki trzeba mieć tupet, żeby olewać tak sprawę, a potem iść na skargę na "piekielnego" prowadzącego. I co trzeba mieć w głowie, żeby przedstawiając tylko jedną stronę medalu liczyć na to, że druga wersja nie wypłynie? No kim trzeba być?

Czy piekielna była prowadząca, czy może jednak studentka, pozostawiam waszej ocenie.

Na koniec napomknę tylko o dalszych losach Biednej Studentki. Zaczął się nowy semestr, studentka zapisała się na kurs poprawkowy. Na jej szczęście tym razem to nie ja jestem prowadzącą. Ale rozmawiałam z koleżanką prowadzącą tę grupę. Przygoda ze mną niczego BS nie nauczyła. Dalej olewa temat, dalej oblewa kolokwia i poprawia je na ledwo 3. Ciekawe, czy na koniec semestru też będzie tak jęczeć jak ostatnio?

uczelnia

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 218 (260)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…