Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71956

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie historia o współlokatorach. Długa. Wiem co prawda, że zostanę zjechany na wstępie, ale muszę to gdzieś napisać, bo inny sposób uwolnienia frustracji oznaczałby wyrzucenie czegoś przez okno.
Zaczynajmy.

Wraz z lubą przeprowadziliśmy się rok temu do nowego pokoju. Jako współlokatorów mamy dwie dziewczyny zza wschodniej granicy oraz, do stycznia, pewną studentkę.

Już na wstępie dało się wyczuć, że dwie dziewczyny mają problem ze studentką. W sumie nic dziwnego. Jak to zwykle bywa, ustalono grafik sprzątania. Dziewczyna grafiku się nie trzymała (wyjeżdżała w weekendy, w które była jej kolej sprzątania), a jak już sprzątała, to po łebkach i niedokładnie. Czasami zdarzyło się, że zostawiała niedokończone danie (jakieś obierki i warzywa w misce) na wierzchu, po czym wychodziła z domu. Uwielbiała też gotować na śniadanie mannę i nie domywać garnków.
To były tak naprawdę jedyne minusy naszej współlokatorki.
Przynajmniej według nas, bo wtedy jeszcze nie przeczuwaliśmy, co nas czeka.

Według naszych zagranicznych współlokatorek nie w porządku było to, że późno wracała z pracy (dziewczyna pracowała w godzinach od 9 do 19) i że śmiała sobie coś smażyć na kolację (jedna z dziewczyn ma pokój na poddaszu i ponoć niemiłosiernie cuchnie w jej pokoju spalenizną za każdym razem, gdy ktoś coś smaży).

W końcu nastąpił przełom, gdzieś pod koniec stycznia studentka wyprowadziła się do chłopaka. I wtedy się zaczęło.
Mieszkanie znajduje się w starej kamienicy, więc, siłą rzeczy, nie wszystko jest nowe. Drzwi, podłogi i niektóre sprzęty kuchenne pamiętają pewnie lata 90. Z uwagi na fakt, iż jestem dość postawnym facetem, podłoga skrzypi, gdy się po niej poruszam. To pierwszy problem. Mam chodzić ciszej - czyt. skradać się. W mieszkaniu, które współdzielę. Już się robi.

Drzwi od pokoju. Jak mówiłem - drzwi są dość stare, więc pomimo założenia odpowiednich uszczelek na framugę, zdarza się, że trzasną, szczególnie że stare, nieszczelne okna sprzyjają przeciągom. Według nich specjalnie trzaskamy drzwiami, gdy one śpią. Czyli po godzinie 20.

Drzwi od łazienki - zamykane na wiekowy klucz. Zamek stary i zużyty, zdarza się więc, że podczas przekręcania klucza zamek zgrzytnie bądź nie trafi za pierwszym razem w odpowiednie wycięcie.
Według nich celowo przekręcam klucz tak, aby było jak najgłośniej.

Rozmowy. Które prowadzę z lubą w naszym pokoju. Według współlokatorek jesteśmy za głośno. Zrozumiałbym, gdybyśmy wrzeszczeli, krzyczeli, rzucali talerzami czy puszczali głośno muzykę. Ale nic takiego się nie dzieje. Prowadzimy normalne rozmowy, czasem się śmiejemy (jeszcze nam wolno) i to tyle. Tym bardziej że my nie słyszymy ich rozmów, telewizorów czy muzyki przez dwie pary drzwi i pięć metrów korytarza. Dziwne.

Gotowanie. Wspominałem wcześniej, że poprzednia współlokatorka dostawała opier***l za każdym razem, gdy próbowała ugotować coś wieczorem? Teraz ten sam problem mamy my. Nieważne, że okna są otwarte na poddaszu oraz w kuchni, dodatkowo drzwi od kuchni są zamknięte. W ciągu 20 sekund od rozpoczęcia gotowania współlokatorka zbiega z pretensjami dlaczego gotujemy. Bo jej przeszkadza.
W końcu stwierdziłem, żeby nie robiła nieistniejących problemów, bo to niemożliwe, aby przy otwartych dwóch oknach, i dwóch parach zamkniętych drzwi (kuchenne i od jej pokoju) zapach w jej pokoju był nie do zniesienia.

Hipokryzja. Punkt wcześniej było o gotowaniu. Teraz też będzie. Jak już wspomniałem, gdy cokolwiek gotujemy, musimy zamknąć drzwi i otworzyć wszystkie okna (najlepiej, to żebyśmy się przerzucili na sałatki, bo sałatki nie cuchną, jak się je przyrządza). Nadmienię, że nie gotujemy przez pół dnia śmierdzącego żarcia czy nie wiadomo czego. Ograniczamy się do jakichś pierożków, zup, od czasu do czasu makaronu z sosem i coś pieczonego, słowem - coś, co da się zrobić na szybko. Też im to przeszkadza, ale nauczyłem się już zbywać cięte uwagi.

Oczywiście zamykanie drzwi nie dotyczy naszych współlokatorek.
Przykład? Któregoś dnia wracam z pracy i czuję, jakby ktoś w kuchni wypatroszył zabitego tydzień temu świniaka i zaczął gotować jego trzewia.
Okazało się, że dziewczyny robiły mięsną galaretkę. Nie chcę wiedzieć z czego. Oczywiście drzwi szeroko otwarte, jeśli ktoś w przedpokoju powiesił kurtkę, to nadawała się tylko do prania. Na pytanie dlaczego nie zamkną drzwi, skoro tak im przeszkadza wszelkie gotowanie, stwierdziły, że "muszą czuć co się z tym dzieje". Najbardziej prawdopodobną odpowiedzią było według mnie "gnije", ale się powstrzymałem.

Goście.
Wraz z lubą gości miewamy rzadko. Może ze trzy razy w ciągu całego okresu przemieszkiwania. Aż się zdziwiłem, że i z tym nie miały problemu.
Nasze współlokatorki zaś mają gości co weekend. Koledzy z pracy, znajomi, rodzinka, wiadomo. Gdzie przesiadują? W pokojach, jak normalni ludzie? Nie. W kuchni.
I spróbuj, człowieku, wejść coś ugotować albo wziąć z lodówki. Przy drugim punkcie jeszcze pół biedy, po prostu rozmowa milknie i wszyscy czekają aż się usunę.
Przy chęci ugotowania czegoś (potrafią tam siedzieć cały dzień, a powietrzem się człowiek nie żywi) zaczyna się grymaszenie.
Mój ulubiony tekst - "Włosy mi przesiąkną tym spaghetti, bo myłam niedawno". Nie powstrzymałem się i wyrwało mi się krótkie "więc wyjdź". Dzień później oczywiście pogadanka o kulturze. Jak w przedszkolu.

Ogółem - od czasu wyprowadzki studentki wszystko co się w domu wydarzy to nasza wina. Okruszki na stole - nasza wina. Naczynia nie zdjęte z suszarki - nasza wina (od kiedy to należy do zakresu tylko moich obowiązków, btw.) Zaciek na lustrze w łazience - nasza wina. Rozlana kropla wody w kuchni - nasza wina.
Generalnie, szukają dziury w całym.

Dzisiaj jednak zdarzyło się coś, co przelało czarę goryczy i zmusiło mnie do napisania tej historii.
Z uwagi na fakt, iż w weekendy uczęszczam do szkoły policealnej, wstałem o godzinie 6:30, otworzyłem okno w pokoju, coby się wywietrzył, i udałem się do łazienki. Pierwszy zgrzyt - przewiew, oczywiście okno na poddaszu otwarte, bo ostatnio z kuchni cuchnie permanentnie przecież. Wiedziałem, że będę miał wykład z rana.
I się nie pomyliłem, wyszedłem z łazienki, dopadły mnie obie dziewczyny.

"Dlaczego jestem tak głośno" albo "Ile razy mówiliśmy" - to wszystko poprzetykane jakimiś wstawkami w ichnim języku (pomijam fakt, iż uważam za niegrzeczne mówienie w obcym języku przy kimś, szczególnie jeśli mówi się o tej osobie).
Przeszły same siebie w momencie, gdy jedna z nich wymieniła listę rzeczy, do której mamy się zastosować:

- Chodzić ciszej (w moim przypadku oznacza to dosłownie skradanie się na palcach)
- Nie przebywać w kuchni po godz. 20 (bo hałas i cuchnie jak gotujemy)
- Rozmawiać ciszej (we własnym pokoju, oddzielonym od ich kwater dwiema parami drzwi i korytarzem, nasz pokój łączy się ścianą tylko z kuchnią)
- Broń Boże nie śmiać się wieczorami (tak, naprawdę to usłyszeliśmy)
- Nie brać prysznica po 21
- Najlepiej by było, gdybyśmy również chodzili spać o 19
- I na koniec najlepsze - spać za dnia, aby nie hałasować.
Cyt: "Mam dosyć spania po 7 godzin dziennie, możecie spać w ciągu dnia, a nie budzić mnie o 6 rano". Bo to przecież oczywiste, że praca dostosuje się do mnie i będę mógł spotykać się z klientami o 3 nad ranem.
Ważne, aby ciągnąca zasiłek, nie robiąca nic oprócz przygotowania sobie przez 2 godziny musli, słuchania głośnej muzyki i jazdy na rowerze 37-letnia kobieta mogła się wyspać. Żyć nie umierać.

Na koniec dodam tylko, że również jesteśmy przez nie budzeni o dziwnych porach, przeszkadza nam głośna muzyka, która w kuchni panuje weekendami, ale nie pompujemy tego do ogromnych rozmiarów, bo zdajemy sobie sprawę, że gdzie ludzie, tam hałasy. Gdy czujemy jakiś nieciekawy zapach dobiegający z kuchni - prosimy o zamknięcie drzwi. Nie rozkazujemy. Prosimy. Gdy muzyka jest za głośno - prosimy o jej ściszenie, nie nakazujemy wyłączyć. Gdy zostaniemy przez nie obudzeni o piątej nad ranem, nie wstajemy z łóżka tylko po to, aby je opie****ić (co powinniśmy zrobić) - śpimy dalej.

Już. Musiałem to napisać, bo mam ochotę wyrzucić coś (a raczej kogoś) przez okno. Teraz tylko odliczam czas do wyprowadzki. Jeszcze tylko 2 tygodnie i witaj, nowa kawalerko. W końcu będę mógł sobie zrobić kolację później niż o 19.

Współlokatorki

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 289 (329)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…