Historia z porodówki
Wyjeżdżam z bloku porodowego na wielkim łożu, na salę poporodowa odprowadza mnie miła pani położna.
Wyjeżdżając z sali mija się drugą salę, w której kobiety są przygotowywane do wydania potomka na świat: wywiad, zdanie odzieży, ogólne info etc.
W tej, powiedzmy, malej sali rozgrywa sie dramat. (P)ielegniarka tłumaczy dla (K)obiety jej (M)ęża dlaczego nie ma cesarskiego cięcia na zawołanie:
P:Proszę pani, tu nie można tak przyjść, zrobić ciach ciach i pójść. Są procedury, cesarka to ostateczne rozwiązanie !
K:Ale proszę pani !! Ja tu taki szmat drogi przybyłam, tyle kilometrów, ja słyszałam, że wy tu chętnie tniecie. I co teraz!!!? Mam sobie pójść, bo pani nie chce mnie pokroić?
P:Jak to chętnie tniemy? Kto pani takich bzdur naopowiadal!! Toż to skandal!! Ja pani tłumaczę, że naturalnie nie jest tak źle. Potem szybko stanie pani na nogi, a po cięciu...
K:A ja mam gdzieś waszą naturalność. Koleżanka mi mówiła, że trzeba się postarać, żeby tu załatwić pewne sprawy, więc się z mężem postaraliśmy.
I baaach... na biurku pielęgniarki ląduje gruba koperta, w wyniku dość mocnego rzutu kobiety wypadło kilka banknotów.
M:Kochanie, nie rzucaj pieniążkami. Czy dla pani tyle wystarczy? Jeśli nie, pójdę do bankomatu..
P:Co to za cyrki są??? Helena!! Helena (imię zmienione), no chodźże, zobacz co tu się wyprawia. Tutaj poród lada chwila, pieniądze płacą za cesarskie cięcie, no ja nie wytrzymam, nie wytrzymam....
I zdecydowanym ruchem zbiera te pieniądze, wciska lubemu kobiety i mówi, że nie chce tych pieniędzy i że zaraz zawoła panią ordynator i się skończy zabawa. Mąż kobiety już lekko czerwony wziął kopertę, schował w kieszeń i mówi:
M:Złożę na was oficjalną skargę za narażanie życia i zdrowia mojej żony bezsensownymi dyskusjami. To jest szpital i macie obowiązek nam pomóc. Nie chcecie??? To nie. Chodź kochanie. Nic tu po nas. Poszukamy drugiego szpitala.
Po czym zabrał już ledwie idącą żonę i pojechał innego miasta.
No i nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie fakt, że po drodze kobieta zaczęła rodzić i musiała zawrócić do tego samego szpitala. Okazało się, że urodziła naturalnie i po porodzie zapewniła personel, że skargę i tak złożą. Nikt jej przecież nie zwróci zszarganych nerwów....
Wyjeżdżam z bloku porodowego na wielkim łożu, na salę poporodowa odprowadza mnie miła pani położna.
Wyjeżdżając z sali mija się drugą salę, w której kobiety są przygotowywane do wydania potomka na świat: wywiad, zdanie odzieży, ogólne info etc.
W tej, powiedzmy, malej sali rozgrywa sie dramat. (P)ielegniarka tłumaczy dla (K)obiety jej (M)ęża dlaczego nie ma cesarskiego cięcia na zawołanie:
P:Proszę pani, tu nie można tak przyjść, zrobić ciach ciach i pójść. Są procedury, cesarka to ostateczne rozwiązanie !
K:Ale proszę pani !! Ja tu taki szmat drogi przybyłam, tyle kilometrów, ja słyszałam, że wy tu chętnie tniecie. I co teraz!!!? Mam sobie pójść, bo pani nie chce mnie pokroić?
P:Jak to chętnie tniemy? Kto pani takich bzdur naopowiadal!! Toż to skandal!! Ja pani tłumaczę, że naturalnie nie jest tak źle. Potem szybko stanie pani na nogi, a po cięciu...
K:A ja mam gdzieś waszą naturalność. Koleżanka mi mówiła, że trzeba się postarać, żeby tu załatwić pewne sprawy, więc się z mężem postaraliśmy.
I baaach... na biurku pielęgniarki ląduje gruba koperta, w wyniku dość mocnego rzutu kobiety wypadło kilka banknotów.
M:Kochanie, nie rzucaj pieniążkami. Czy dla pani tyle wystarczy? Jeśli nie, pójdę do bankomatu..
P:Co to za cyrki są??? Helena!! Helena (imię zmienione), no chodźże, zobacz co tu się wyprawia. Tutaj poród lada chwila, pieniądze płacą za cesarskie cięcie, no ja nie wytrzymam, nie wytrzymam....
I zdecydowanym ruchem zbiera te pieniądze, wciska lubemu kobiety i mówi, że nie chce tych pieniędzy i że zaraz zawoła panią ordynator i się skończy zabawa. Mąż kobiety już lekko czerwony wziął kopertę, schował w kieszeń i mówi:
M:Złożę na was oficjalną skargę za narażanie życia i zdrowia mojej żony bezsensownymi dyskusjami. To jest szpital i macie obowiązek nam pomóc. Nie chcecie??? To nie. Chodź kochanie. Nic tu po nas. Poszukamy drugiego szpitala.
Po czym zabrał już ledwie idącą żonę i pojechał innego miasta.
No i nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie fakt, że po drodze kobieta zaczęła rodzić i musiała zawrócić do tego samego szpitala. Okazało się, że urodziła naturalnie i po porodzie zapewniła personel, że skargę i tak złożą. Nikt jej przecież nie zwróci zszarganych nerwów....
Ocena:
307
(355)
Komentarze