Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielności mnie spotkało już tyle, że można by książkę napisać. Więc postanowiłam, że podzielę się kawałkiem z mojego życia tutaj. Zrobię to na raty, bo sporo tego.

Rozdział pierwszy.
"Paracetamol najlepszy na wszystko".

Mieszkam w Anglii od lat kilku. Ponad dwa lata temu zaczęłam mieć problemy z lewą nogą i prawym okiem. Mianowicie co kilka dni dostawałam dziwnych skurczy, napadów w stopie, z biegiem czasu obejmowały już nogę do kolana i stawały się coraz częstsze i boleśniejsze, a po napadzie, bo po kilku miesiącach to były to ewidentne drgawki jak u epileptyka, noga była bezwładna przez kilkanaście minut.

Pewnie nie wszyscy wiedzą jak wygląda angielska służba zdrowia (NHS). Tutaj każdy ma lekarza pierwszego kontaktu GP i to on daje skierowania do specjalistów, na badania etc. Więc wybrałam się do owego lekarza. Dowiedziałam się, że moje napady to jedynie skurcze, bo mam niedobór magnezu i żebym nie dramatyzowała. Tak powiedziało mi siedmiu lekarzy u których byłam, w mojej przychodni idzie się do losowego lekarza. W pewien weekend wybrałam się na angielski SOR i po rozpłakaniu się udało mi się wyżebrać skierowanie na badanie krwi, niestety za mało płakałam i tylko zbadali elektrolity. W tym samym czasie dostałam zapalenia nerwu kulszowego i ledwo byłam wstanie chodzić, leżeć, w ogóle egzystować. Gdy poszłam do lekarza, to usłyszałam że jem za mało paracetamolu i mam jeść minimum 8 tabletek dziennie plus ze 6 ibuprofenu. Niestety, a może stety na tyle wątrobę szanuję, że nie skorzystałam z rady.

Prawe oko miało natomiast taki problem, że zaczęłam coraz gorzej widzieć, a co jakiś czas się wyłączało dostarczając mi rozrywek w postaci egipskich ciemności i wpadania na framugi, krzesła i inne przedmioty, które niefortunnie znalazły się po prawej stronie. Pewnego ponurego styczniowego dnia udałam się prywatnie do optyka, pani popatrzyła podumała i dostałam skierowanie na drugi dzień do szpitala na okulistykę. Tam kilku panów patrzyło, zakrapiało, dumało i postanowili wysłać mnie do kolejnego szpitala na SOR.

Dnia kolejnego miałam tomografię głowy. Po badaniu zaraz podeszła do mnie pielęgniarka, coś w jej wyrazie twarzy mnie zaniepokoiło, była przejęta. Wzięła moją torbę i płaszcz i zaprowadziła do pana doktora, który kazał usiąść i z równie zatroskaną miną spytał się czy ktoś ze mną jest. Powiedziałam że sama przyjechałam. Przytaknął i pokazał mi zdjęcie. Guz mózgu w wielkości dorodnej klementynki. Załamałam się i zaczęłam płakać. Tydzień później miałam 8 godzinną operację, a później 6 tygodni naświetleń. Owy guz okazał się jakąś bardzo złośliwą odmianą obłoniaka, który posiada tylko łacińską i strasznie długą nazwę i występuje szalenie rzadko. Oka nie dało się uratować. Znaczy jest, ale ledwo widzę i dalej wpadam na krzesła, które znajdą się po prawej stronie. Biorę leki na padaczkę, bo jednak miałam rację i to nie był brak magnezu, a neurolog powiedział że ta noga to był główny objaw.
A na rwę pomogły dopiero sterydy.

Rok chodziłam po lekarzach z nogą. NHS prowadzi sporą kampanię żeby z każdą pierdółką (np kaszel, problemy z sikaniem) chodzić do lekarzy, bo to może być rak. Jednak widać do lekarzy to nie dociera i dalej leczą wszystkich paracetamolem.

zagranica

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 391 (409)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…