Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#74112

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem studentką. Jako, że okres letni to i czas różnego typu praktyk. W tym roku miałam ich dość sporo, podzielone na 2 części, jedna dłuższa i druga - krótsza (3 tyg), obie w innych miejscach.

Na tą krótszą część trafiłam do pewnego laboratorium specjalizującego się w mikrobiologii. Tuż przed rozpoczęciem praktyk w tamtejszym miejscu bardzo się cieszyłam, ponieważ od dawna garnę się do pracy w labie, a każde nowe doświadczenie jest dla mnie cenne. Niestety przeliczyłam się. 3 tygodnie okazały się jakąś parodią praktyk i ogólnie pracy.
Dodam jeszcze, że jest to państwówka, tryb pracy 8h od 7.00 do 15.00.

1. Przerwy na śniadanie.
Dostałam wytyczne, by zjawiać się na 7.00, tak jak każdy pracownik (a raczej pracownica, gdyż w sumie kadra składa się z samych kobiet plus minus 40 lat, dzieciate, mężate, etc.). Nie widziałam w tym nic złego, jednakże po pierwszym dniu stwierdziłam, że to kompletnie bez sensu, a każdy kolejny dzień dobitnie utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Otóż panie przychodząc na 7.00 zawsze rozpoczynały pracę od śniadania. Nie widziałabym w tym nic złego w sumie, ot powiedzmy 15 min na start, by się dobudzić. Niestety śniadanie trwało przeważnie do 8.00, 8.15, jednego dnia 8.30 ! Co robiłam ja? Siedziałam, czekałam, oglądałam jak panie szamają i piją poranną kawę, plotkują, etc, etc. Sens mojej obecności? Ja śniadania jadam w domu... Ale o 7 mam być i koniec. No okej.
Druga przerwa na śniadanie była o godzinie 11.00. I tu scenariusz się powtarza. Stołowanie trwało średnio do 12.00, zdarzało się trochę dłużej. W tym czasie również plotki i przeciąganie chwili wstania od stołu w pokoju socjalnym do maximum.
Hah... jeszcze jedno. Jest 10.30? Po co zaczynać nową czynność, przecież zaraz śniadanie o 11!

2. Zainteresowanie moją osobą, czyli praktykantką.
To nie tak, że wymagam nie wiadomo jakiej uwagi. Nie uważam się za jakiś wyjątek, by nad nim skakać i wymyślać specjalne zadania. Ale no, przychodzi praktykantka na 3 tygodnie, o czym panie wiedziały wcześniej, i nie mieć nic do zaoferowania? Owszem, były momenty, kiedy dostałam coś do roboty (np. preparowanie warzyw albo wpisanie dat do papierów...) tudzież poczytania (fajna ogólnie sprawa by zająć czymś osobę, która przyszła na praktykę..), jednakże ogromną większość czasu po prostu siedziałam, czekałam, to na korytarzu, to w pokoju socjalnym, snułam się po zakładzie, szukając jakiegoś zajęcia, pytając się czy w czymś pomóc, coś zrobić... Cóż, drapanie się po głowie i wykręty to jedyne, na co mogłam liczyć. Iść wcześniej do domu, skoro nie ma nic do roboty? "Nie nie nieeee, do domu nieeee.... niech pani usiądzie sobie, o proszę, niech pani poczyta." i bum znowu jakieś papiurzyska totalnie mi zbędne i do niczego niepotrzebne, byle bym tylko przestała truć i się czymś zajęła.

3. Plotki i gazetki z Biedry.
Każdemu śniadaniu towarzyszyło radosne plotkowanie. Jola to, Jola tamto, Jola ma polipa, Kasia znów nie sprząta co ona sobie myśli?? Tamten tak się ubrał? Jak tak można?
Plotkują o jednej, kiedy tej akurat nie ma w pokoju socjalnym, a na następnej przerwie z tą samą obgadują inną, której zaś trafem nie ma. Naprawdę... niedobrze mi się momentami robiło, jak można tak bardzo interesować się życiem innych. Poza tym 90% rozmów to temat zakupów i gazetek promocyjnych. Praca? Eee... praca poczeka, dopiero 50 min jemy śniadanie.

4. Wieczne narzekanie.
Ojj bo teraz okres urlopów, oooj bo Irenki i Halinki nie ma, ojjj kto to za nie zrobi, poszły takie na urlop i zostawiły nam ten cały bajzel. Oooj jak mi się nie chce, oooj ile tego trzeba zrobić, haha damy to tej i tej niech ma!
Kurde, nie żeby coś, ale nie zauważyłam, by kochane panie miały tam nawał pracy... przeważnie snują się od jednego pokoju do drugiego, plotkują, śmieją się, coś tam nastawią, coś tam zapiszą... Praca w labie, przynajmniej tamtejszym, nie jest jakaś niesamowicie ciężka i trudna, pracuje się w ciszy i spokoju, większość reakcji wymaga przerw w procedurze, podczas których można zrobić coś innego. Tylko po co? Lepiej pooglądać sobie paznokcie. I narzekać. Na nawał pracy.

Podsumowując. Z 8h pracy robi się praktycznie 5h, no bo śniadania. Pracy tyle co nic, a jak już to wcale nie taka ciężka. Ploteczki, śmichy, zakupy. No robota marzenie! Szkoda tylko, że ja niestety nie skorzystałam, co więcej, cierpiałam na permanentne bezsensowne niewyspanie (chociaż myślę, że dla pań to żadna ujma by była, gdyby zjadły śniadanie same, a ja przyszłabym sobie na 8.00) i znudzenie (siedźcie bezczynnie i snujcie się tyle czasu...), pod koniec byłam już tak wściekła tą całą sytuacją i jednocześnie szczęśliwa, że już się kończy...

Na koniec taka refleksja. Wiadome jest, że praktyki mogą przeważnie tak wyglądać, w końcu jak zaangażować obcą osobę w jakieś czynności, która przychodzi raptem na kilkanaście dni. Ale może trochę więcej chęci, coś opowiedzieć, pokazać, nie wiem...
W sumie przez tą opowieść bardziej chciałam zwrócić uwagę na sytuację, jaka panowała w tamtejszym zakładzie... Mieć tak fajną w sumie, lekką pracę, a tak narzekać i robić z tego jakąś parodię? I czy serio tak długo je się śniadania? :D

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (146)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…