Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74219

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj strzeliła mnie kur***

Kilka dni temu zahaczyłam o osiedlowy sklepik. Takie delikatesy. Znalazłam tam ulubiony pasztet i dżem, które zwykle nie są dostępne w takich sklepach. Zadowolona poszłam do kasy, ekspedientka zapytała się czy właśnie te produkty są smaczne, bo jeszcze ich nie próbowała (oznaczone etykietą vegan).

Przyznałam, że pyszne zwłaszcza, że sama nie jem mięsa i tak chwilę porozmawiałyśmy o wariantach smakowych i domowych metodach. W tym samym momencie po sklepie kręciła się starsza kobieta, która usłyszawszy naszą rozmowę zaczęła się pieklić, że hurr durr pasztet bez mięsa co te korporacje nie wymyślo, że nabijam kabzę żydom i umrę na anemię bez schabowego. Wzruszyłam ramionami i poszłam sobie.

Dzień później na spacerze z moim psem spotkałam tę samą kobietę. Zaczęła mnie wypytywać jak się czuję bez mięsa, bo córka siostry ciotki męża nie jadła i umarła na raka od jedzenia trawy, ksiądz nie chciał pochować i jeszcze grób sekciarze rozkopali, słowem takie głupoty, że głowa pęka. Odburknęłam, że jeszcze się nie przekręciłam i nie planuję.

Potem zaczęła mi wiercić dziurę w brzuchu, że pies to nie roślinożerca i że karmienie marchewką go zabije, straszne okrucieństwo i powinnam smażyć się w piekle. Zapytałam jej skąd czerpie informacje o diecie mojego psa, na co stwierdziła, że te wszystkie "wegany pi***" zwierzęta głodzą i marnują! Stwierdziłam, że to nie na moje nerwy i powiedziałam, żeby swojego nosa pilnowała, bo mój pies je mięso, a dietę ma lepiej ułożoną niż większość ludzi.

Zaczęła mnie wyzywać od bezbożnic i trucicielek, potruchtała niby w swoim kierunku, ale zauważyłam, że tak "kuka" zza drzew lub innych miejsc na mnie i psa, jakby chciała obczaić, gdzie mieszkamy.

Po takim przydługim wstępie mogę przejść do meritum.

Wczoraj przyszło do mnie dwóch rosłych funkcjonariuszy policji z zawiadomieniem, że w mieszkaniu awantura, pies głodzony, bity, alkohol i dziecko płacze. Pokazałam psa (niebitego), zapoznałam funkcjonariuszy z mieszkaniem (w którym dziecka nie ma, nie było i na razie na nie się nie zapowiada), zaprezentowałam kotkę, szafkę z kocim i psim jedzeniem (mięsnym). Policjanci przyznali, że zgłoszenie było anonimowe, zgłaszająca była zdenerwowana jakby była w centrum wydarzeń i darła się, że Filipka (wtf?) biją, pies na kablu dynda zagłodzony, a ja z moim partnerem właśnie się bijemy potłuczonymi talerzami.

Policjanci spisali notatkę, wygłaskali szybko futra i stwierdzili, że furiatów i wariatów nie brakuje.

A ja teraz muszę zrobić wywiad środowiskowy komu psią kupą drzwi wysmarować... Albo do jakich babć podbić na ploty by tamtej w pięty poszło.

osiedle

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (305)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…