Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74665

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem młodziutką osóbką, bo mam zaledwie 19 lat. Ale los chciał, że tuż przed wybiciem tego szacownego wieku zaszłam w ciąże. Ot, dzieciątko popełniło kilka błędów. I byłoby ok, gdyby nie to, że ciążę przechodzę okropnie ciężko.
Tu opiszę 2 sytuacje, które mnie spotkały w kraju w którym "życie poczęte" jest bardziej święte od papieża, a miały miejsce w służbie zdrowia.

Sytuacja pierwsza. Któregoś dnia, jeszcze nie miałam założonej karty ciąży, był to jakiś 5 tydzień (jeszcze przed pierwszym USG, ale ciąża już potwierdzona), brzuch rozbolał mnie tak strasznie, że płakałam z bólu. Teraz się do tego przyzwyczaiłam, taki mój urok, ale ledwo pogodzona z wpadką, byłam wystraszona bardzo.
W pierwszym odruchu postanowiłam się przejść. Na pogotowie. Przejdzie po drodze, ok, nie to przynajmniej się mną zajmą. Wszystko fajnie, ale byłam chwilowo sama w domu, ojciec dziecka na drugim końcu Polski... No to idę sobie sama. Toż to tylko dwie ulice.
Dochodzę na miejsce, wczołguję się na izbę, widać, blada, spocona, choć na podwórku chłodno, bo marzec. Zapłakana trochę. I mówię co jest. Że ciąża, że boli, ze nie wiem co się dzieje, że się boję i płacz, ale podaję dane, daje dowód. Co usłyszałam?
- Pani poczeka tam, w poczekalni. Przyjmą panią, jak się zmiany zmienią na ginekologicznym.
No ok, pół godziny poczekam.
Piekielna tu była moja babcia. Trzy godziny później, wpadła na izbę przyjęć, wydarła się i 10 minut później byłam już w windzie, na wózku, ze szklanką wody, założonym wenflonem i przy uśmiechniętym pielęgniarzu, który zabawiał mnie dowcipami o nieudolnych konowałach, żebym przestała płakać.

Sytuacja druga. Środek nocy, pierwszy atak astmy po prawie roku uśpienia. Pierwsza myśl "czy leki które brałam zaszkodzą dziecku?". Druga - "Może lepiej jechać na pogotowie?"
Wpadam z ojcem dziecka do Izby przyjęć, pani pielęgniarka (o zgrozo dokładnie ta sama co wcześniej) patrzy na mnie znudzonym wzrokiem.
- Pani nie było tutaj miesiąc temu?
- Tak, byłam - wyżęziłam przez atak. Blada, spocona, przestraszona i ze świstem takim w oskrzelach, że ojczulka to obudziłam, choć pewnie orkiestra by nie dała rady.
- Ale pani nie możemy przyjąć. Pani musi do dziecięcego, tam jest dyżur dla nagłych przypadków ciężarnych.
No dooobra... Szpital dziecięcy tylko 200 metrów. Przejedziemy na sąsiedni parking, jakoś to przeżyję.
Wchodzę do dziecięcego, prawie godzina czekania aż dyżurna się zainteresuje i zbierze, bada mnie.
- Pani jest przeziębiona. Nic tu dla pani nie zrobimy. Proszę, to skierowanie na SOR wojewódzkiego. Niech sprawdzą, czy płód dalej żyje.
Myślałam, że ciśnienia nie da mi się bardziej podnieść. Dalej świszczę, teraz już tak razy pięć, kaszle, wszystko mnie boli, ale wracamy. Nie mówiąc już o stanie mojej psychiki. "Czy płód żyje.."
- Ale dla pani nie ma łóżka. Jak to tylko przeziębienie, to proszę do domu, aspirynkę łykać, hehe.
W efekcie mój flegmatyczny wtedy jeszcze luby, wydarł się, że jak mi czegoś nie dadzą, to go szlag trafi. Nic nie dali. Kazali przeczekać, bo saturacja ok.

Sytuacja trzecia. Pobyt ten sam. Rano. Piętro III, ginekologia i patologia ciąży. Mają sprawdzić, czy płód żyje. Ok. Ojciec przy mnie? Nie! Sama, 19 latka w ciąży. Sama.
Godzina 7 rano, przyjeżdżam. Ok. Nic by w tym dziwnego nie było, gdyby nie to, że na wózku odstawiają mnie na drugi koniec korytarza, pod salę zabiegową. Na odchodne proszę pielęgniarza by przyniósł mi wody, bo mam mdłości i kręci mi się w głowie. Nijak nie miałam siły krzyknąć, kiedy mi się zbierało na mdłości, ani nawet się przypomnieć.
Godzina 11. Od pielęgniarek nie dostałam wody. Siedzę w kuchni z pewną starszą panią (rak jajników), która zrobiła mi herbaty i głaskała mnie po ręce, kiedy po 4 godzinach usłyszałam:
- Jeszcze tylko pół godzinki, dokończymy obchód i panią zbadamy. - Pani dyżurna konował spóźniła się do pracy 3 godziny prawie. Po czym nie omieszkała mi wypomnieć, że podczas badania nie powinnam się tak spinać, bo stres szkodzi dziecku.

Dwa dni później okazało się, że mam zapalenie oskrzeli. Spowodowane astmą. Zdiagnozowane prywatnie u pulmonologa.
Jak było bezpośrednie zagrożenie życia mojego i dziecka, to nikt się nie zainteresował, bo dzieciak. Ale jakbym trafiła z powikłaniami po aborcji, to nagonka na pół Polski by była. Taka oto "ochrona życia poczętego" w naszym pięknym kraju. Nie wiem czy to wystarczająco piekielne. Ale szlag mnie trafia, jak mam jechać w nocy do szpitala. A zdarza mi się często niestety.

EDIT, bo mnie zaraz coś strzeli... Nie powiedziałam, że nie chce dziecka. Wręcz przeciwnie, martwię się o nie na każdym kroku, ale ze względu na kilka wad mojej budowy i obciążenie genetyczne, ciążę przechodzę boleśnie. Fizycznie boleśnie. I jak są jakieś większe odstępstwa od normy, to natychmiast się zgłaszam do lekarza, w nocy na SOR. Na prośbę ginekologa mojego, który mnie nie może monitorować 24 na dobę. Jeżeli chodzi o te "leki, które brałam", to dotyczy to leków które brałam ponad rok wcześniej, przed ciążą. Ratunkowe na przykład, których bałam się wziąć, kiedy nie wiem jak zareaguje na nie dziecko. Nie wzięłam ich i pojechałam na SOR się skonsultować i prosić o pomoc. Bo mi się należy.

O "dzieciątku, co się nóżka powinęła" napisałam ironicznie, bo tak mnie ludzie postrzegają, tak mnie szufladkują, choć staram się odpowiedzialnie podchodzić do wszystkiego. Byłam gotowa na seks, byłam gotowa ponieść konsekwencje? Ponoszę je. I kocham swoje dziecko.

I ostatnie. Jakim prawem mam płacić za służbę zdrowia, za opiekę lekarską w nagłym wypadku i biegać prywatnie, jak należy mi się ubezpieczenie? Prywatnie poszłam raz, bo miałam dość duszności i zbywania mnie. I swoje prawa znam. Tylko jak mam się o nie kłócić, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa? Walcząc z mdłościami, dusznościami i innymi problemami?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (84) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 315 (417)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…