Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75106

przez ~karo1234 ·
| Do ulubionych
Chciałam poczekać z dodaniem historii na "po fakcie", ale coś czuję, że może być jeszcze weselej...
Mój wujek zdecydował się powtórnie ożenić - umówmy się, że pierwsze małżeństwo było, delikanie mówiąc, niewypałem. Trudno, nie oceniam, za młoda jestem, żeby posklejać wszystkie fakty. Jako, że jest już dłuższy czas po rozwodzie i trochę mu się nie wiodło, bardzo się ucieszyliśmy z informacji, że mamy "oczekiwać zaproszenia".
Tak dla wyjaśnienia sytuacji, oboje z mężem pracujemy tej samej, dużej firmie od ponad 4 lat i ogólnie nie narzekamy na warunki. Wujek też jakiś niecały rok temu zahaczył się w tej samej firmie, na szczęście w dziale kompletnie nie związanym z nami, i od tego czasu nagle zapałał chęcią zacieśnienia więzi rodzinnych. Ogólnie jakoś udawało nam się lawirować w gąszczu jego nagłej wylewności i serdeczności (mówiąc wprost: nawet jakbyśmy chcieli to i tak guzik możemy mu pomóc, a obnoszenie się z pokrewieństwem z nim może być dla nas ryzykowne- wujek rzadko w której firmie zahacza się na dłużej, i zwykle wylatuje z przysłowiowym hukiem).
Jednego pięknego dnia w skrzynce znalazłam firmową kopertę - nie powiem, żebym była zachwycona, bo firma komunikuje się raczej mailowo, więc na pierwszy rzut oka - koperta nie do męża, bo żadnego maila nie dostał, a więc do mnie (jestem na macierzyńskim). Jako, że nie spodziewałam się żadnych informacji od firmy, przed oczyma raczej czarne wizje. I tym większy szok - w kopercie firmowej druga koperta, tym razem w fiołkowo-lawendowym kolorze i masą złotych naklejeczek z serduszkami, obrączkami... uf. ZAPROSZENIE.
W standardowym mniej więcej tekście dowiedzieliśmy się o miejscu, dacie i godzinie. Ogólnie zaskoczył nas "lokal" - wielki pan manager robi wesele w ośrodku wypoczynkowym, circa 200km od nas. No ok, wielkie paniska nie jesteśmy, w końcu bawić się dobrze można wszędzie, byleby czyste łóżko było. I dodatkowo, jako, że wesele w piątek, opcja przedłużenia pobytu do niedzieli za drobną opłatą. Początkowo nie chcieliśmy jechać w ogóle, ze względu na naszą 8mio miesięczną pociechę, ale rodzice namówili: chodźcie, rozerwiecie się, małą położy się spać w pokoju, macie nianię elektroniczną, będziemy do niej latać najwyżej, w 4 damy radę. A może przedłużycie pobyt i dogadacie się z kuzynką i jej mężem? Wesele w atrakcyjnej części Polski, można trochę pozwiedzać, we wrześniu jeszcze będzie pogoda, zabawicie się. Przekonali i nas, i kuzynkę - zostajemy do niedzieli. Wzięłam na siebie poinformowanie wujka o naszych decyzjach, bo jednocześnie chciałam zapytać o możliwość dostawki dla młodej - czy będzie coś na miejscu, czy organizować we własnym zakresie.
Ogólnie pan młody nie wiedział, ale obiecał się dopytać i oddzwonić. Ostatecznie po 2 miesiącach, w miarę zbliżającego się terminu wesela, odezwał się do niego mój mąż. Wujek kompletnie nie kojarzył żadnych szczegółów rozmowy czy ustaleń, zdziwił się serdecznie, że my dziecko mamy (hę?!), że z nim jedziemy (hę?!), ale że mamy się nie martwić, bo dla dzieci będzie... ANIMATORKA (HĘ?!!). Mąż skomentował, że nasze dziecko chyba nie skorzysta, chyba, że pani będzie również odpowiedzialna za "zabawianie" pieluch latorośli. Ogólnie na tym etapie wiedzieliśmy, że liczyć trzeba raczej na siebie.
Jakoś półtora tygodnia przed weselem zaczęło nas nurtować pytanie, czy w niedzielę przysługuje nam śniadanie, czy trzeba coś ogarnąć we własnym zakresie. Kuzynka zdeklarowała się zadzwonić, więc proszę ją, żeby delikatnie napomknęła, że nasze pokoje w miarę możliwości powinny być w bliskim sąsiedztwie sali bankietowej (ze względu na zasięg niani jak i ewentualną konieczność biegania do młodej).
Kuzynka zadzwoniła, po czym skontaktowała się ze mną w celu przekazania nowin. A więc:
-śniadania brak, chyba, że sobie dokupimy (dobra, dajemy spokój, cena nieadekwatna do usługi)
-jako, że w sobotę jest tam kolejne wesele i trzeba zwolnić pokoje, to osoby zostające dłużej kwaterowane są w domkach (dobra, toć we wrześniu jeszcze ładna pogoda w miarę, więc nie powinno być zimno, damy radę)
-domki są 200-600 metrów od głównego budynku ośrodka i sali bankietowej (niania ma zasięg 300 m... ale spoko, najwyżej na noc wesela położymy ją w pokoju rodziców, bo oni nie przedłużają pobytu)
-domki są 6-cio osobowe (spoko, możemy być we 4 + mała w jednym, nie robi). Ależ robi. Oni nam kogoś DOKWATERUJĄ. CO?! No wg pani w ośrodku jak domek jest 6cio osobowy, to ma być 6 osób, dziecko się nie liczy. Ogólnie zachwycona nie byłam perspektywą dzielenia łazienki z w zasadzie obcymi ludźmi, ale jakoś damy radę.
-Kuzynka w śmiech, bo ja chyba nie rozumiem... Domki są JEDNOIZBOWE. Tzn w 1 pokoju stoją 3 wersalki. Do kobiety z ośrodka nie dochodziło, dlaczego nie jesteśmy zachwyceni perspektywą spania z niemowlakiem w 1 pomieszczeniu w którym śpi jeszcze 2 obcych ludzi i Bóg raczy wiedzieć, co im do głowy po alkoholu przyjdzie.
W związku z tym kuzynka przekazała, że jednak nie jesteśmy zainteresowani przedłużeniem pobytu i w sobotę się ewakuujemy. I tu padło zdanie, po którym do teraz zbieram szczękę z podłogi: "A mogłaby się jakoś pani z panem młodym skontaktować? Bo oni tu mieli dziś podjechać i załatwiać, ale się nie pojawili, i tak w zasadzie ja wiem tylko, że wesele będzie i na ile osób, ale menu, godziny itp, nic nie wiem"... Dodam: niecały tydzień pozostał do wesela. Z kuzynką już sprawdziłyśmy, czy jakaś knajpka dowozi pod adres ośrodka, bo chyba będzie wesoło...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (291)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…