Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75594

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem instruktorką sztuk walki. Z racji wykonywanej profesji stykam się z wieloma rodzicami oraz ich pociechami, a co za tym idzie z wieloma podejściami i postawami. Jako że sztuki walki rozwijają nie tylko sferę fizyczną młodego człowieka, dużą satysfakcją jest dla mnie obserwowanie pozytywnych zmian u podopiecznych.
Ostatnio miałam jednak dwie trudne sytuacje. Jako że wrzesień-październik obfitują w nowych uczniów, obie sytuacje związane są właśnie z takimi "świeżynkami".

1. Na pierwszy trening najmłodszej grupy (4-7 lat) przychodzą dwaj chłopcy z tatą. Obaj troszkę zestresowani, ale weseli, chętni do współpracy. Zajęcia się rozpoczynają, szybko staje się jasne, że obaj są raczej sprawni i wygląda na to, że zajęcia im się podobają. W tyle sali siedzi wspomniany wcześniej rodzic i bacznie się przygląda. W pewnym momencie jeden z synów łapie kontakt wzrokowy z ojcem i zbiega z maty. Zaczyna płakać, ojciec mówi coś do niego wzburzony, lekko szturcha, nie jest zadowolony.

Podchodzę aby zapytać czy coś się stało, i czy chłopiec chce dalej brać udział w zajęciach. Ojciec grzmi na synka "patrz na panią, kiedy do ciebie mówi", stresując dzieciaka, którego przyszłam zwyczajnie uspokoić. Mały stresuje się jeszcze bardziej i zacina, odmawia jakiegokolwiek kontaktu. Mówię, żeby się nie martwił, uspokajam i zachęcam - w razie gdyby chciał, zawsze może wrócić z powrotem do ćwiczeń. Ojciec groźnie patrzy, szepcząc do syna nieprzychylne słowa, coś na temat słabości i mięczaków.

Reszta grupy kontynuuje trening, w tym brat chłopca. Po pewnym czasie orientuje się on jednak, że drugi siedzi z tyłu na ławce i on również do niego dołącza, zalewając się łzami. Ojciec teraz jest już potężnie zdenerwowany na obu synów, czyni im gromkie wyrzuty. Mnie uprzejmie przeprasza, przy czym źle traktuje chłopców, nie pozwalając im uspokoić się i wrócić na zajęcia. Wychodzą.

2. Do klubu przyszedł ojciec z synem. Dzieciak lat sześć, dość wyrośnięty, raczej potężnej budowy, ale jeszcze nie gruby. Cichy, wycofany, przestraszony. Ojciec od samego początku rzuca na syna groźne spojrzenia i warczy, wręcz wypycha go na salę.
Przez pierwszy trening chłopiec ćwiczy z widoczną rezerwą, cały czas powracając wzrokiem do siedzącego na ławce ojca, który co jakiś czas rzuca mu różne uwagi, przeważnie krytyczne. Żeby było śmieszniej, krewkiego ojczulka uspokaja babcia jednej z pozostałych uczennic, informując o etykiecie panującej w dojo (brak kontaktu na linii trenujący - obserwujący).

Po treningu ojciec non stop pokrzykuje na syna, a to żeby patrzał w oczy, a to żeby stał prosto, a to że wolno ubiera kurtkę, ciągłe wyrzuty. Wysokie wymagania co do sześciolatka.

Z każdym kolejnym treningiem chłopiec coraz bardziej się otwiera. Jest wesoły, widać, że zajęcia sprawiają mu przyjemność, ma dużo zapału do ćwiczeń i przede wszystkim jest bardzo skupiony. Przed i po treningu jednak stale powtarza się sytuacja, w której ojciec strofuje syna za każdą bzdurę. Dotarliśmy do momentu, w którym przy ojcu nie zwracamy żadnej krytycznej uwagi chłopcu, wiedząc że ten zaraz wyolbrzymi problem i objedzie dzieciaka choćby za drobnostkę. W innej sytuacji (bez ojca obok) mały nie ma problemu ze zrozumieniem błędów i ich poprawą. Poza matą, przy ojcu, dzieciak jest zastraszony i zestresowany.

To co robi ten ojciec, nie jest przemocą fizyczną. Obawiam się jednak, że pod psychiczną mogłoby już podchodzić. Żadne dziecko nie powinno być w ten sposób traktowane - co jednak możemy w tym momencie zrobić, widząc chłopaczka przez zaledwie dwie godziny w tygodniu? Nie wiemy na ile jest to poza, jakie relacje mają poza dojo i treningami. Niewiele wiemy, ale to co widzimy już teraz bardzo nam się nie podoba. Od dzieci trzeba wymagać, ale nie rzeczy niemożliwych.

usługi sztuki walki treningi sport

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (276)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…