Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75620

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jedna z wielu historii o tym, jak do ofiar przemocy wszelakiej (i nie tylko) podchodzi polska policja.

Krótko: Od kilkunastu lat (czyli właściwie odkąd pamiętam, gdyż liczę 20 wiosen) jestem ofiarą przemocy domowej. A właściwe byłam, ale o tym za chwilę. Sprawcą jest mój brat, 30-letni schizofrenik. Przez lata znęcał się nade mną i mamą psychicznie i fizycznie. Nie jest on jednak tym piekielnym w dzisiejszej historii (to określenie jest zbyt słabe w jego przypadku). Brat jest doskonałym manipulatorem, człowiekiem wagi cięższej, wzrostu ponad normę. Pewnego razu w napadzie szału rzucił mną o pralkę w łazience. Tak - rzucił mną jak workiem ziemniaków. Moja mama obrywała częściej, gdyż pod jej dachem mieszkał. Ja, z racji studiów, wyprowadziłam się z domu, co nie znaczy, że problem już mnie nie dotyczy.

Policja interweniowała niejednokrotnie, jako że brat potrafił wyżyć się nie tylko na domownikach - jego kartoteka pęka w szwach. Zapytacie - dlaczego taki człowiek nadal przebywa w domu, nie w jakimś ośrodku specjalistycznym. Otóż trafić do takiego ośrodka niełatwo, a wysłać do niego członka rodziny - jeszcze trudniej. Ale ten temat opiszę może kiedyś w innym poście.

Przechodząc do sedna: miesiąc temu brat ponownie wpadł w szał. Mama zapomniała kupić mu żel do włosów. Zdenerwował się, pobił ją dotkliwie, zdemolował drzwi w całym domu i uciekł. Został jednak szybko złapany i odwieziony do najbliższego szpitala psychiatrycznego, w którym bywał dość częstym gościem. Miarka się przebrała: madre postanowiła zgłosić sprawę do prokuratury. Z tym wątkiem łączą się inne piekielne historie, ale o tym nie dzisiaj. Świadkami w sprawie mam być ja oraz partner mamy. Ona sama była przesłuchiwana przez policję dwa tygodnie temu. W tym samym tygodniu miała odezwać się do mnie policjantka prowadząca sprawę, jednak tego nie zrobiła. Do dzisiaj. I tu zaczyna się główna piekielność mojej dzisiejszej historii.

Wczoraj postanowiłam zadzwonić do Komendy Powiatowej Policji, która przejęła sprawę. Moje miasto rodzinne jest tzw. Wygwizdowem Podziemnym, w którym każdy każdego zna, a funkcjonariusze są niemalże naszymi sąsiadami. Dzwonię na komendę dowiedzieć się kiedy (i czy w ogóle) zostanę wezwana na przesłuchanie oraz co z tym fantem zrobić (brat wychodzi ze szpitala za 2 tygodnie, wróci do domu, lada chwila historia zatoczy koło, być może ze skutkiem śmiertelnym - uwierzcie mi, że ten człowiek jest zdolny do wszystkiego). I tak oto brzmiał mój dialog z policjantem, który odebrał telefon:

P - policjant, V - Veelaxx, ... - wcinanie się w słowo

P: Dzień dobry, Komenda Powiatowa Policji w Wygwizdowie Podziemnym, czym mogę służyć?
V: Dzień dobry. Z tej strony Veelaxx. Dzwonię w sprawie przesłuchania, a właściwie zgłoszenia na przesłuchanie. ...
P: Chodzi o wczorajsze zamieszki pod sklepem? (???)
V: Nie, proszę pana...
P: Ale o co dokładnie pani chodzi? Sprawa oszustwa, wandalizmu, kradzieży?
V: Nie, proszę pana. Sprawa jest, że tak to ujmę, mniej typowa. Przemoc domowa. Otóż chciałabym dowiedzieć się, czy mogłabym w jakiś sposób skontaktować się z policjantem prowadzą...
P: Proszę pani (żartobliwym tonem), z mniej typową sprawą to do Radia Zet dzwonić, albo na Uwagę. (szyderczy śmiech)

Po czym pan policjant odłożył słuchawkę. Mój stan w skrócie prezentował się tak:

- Siedzę na sofie zdenerwowana jak nigdy wcześniej. Zaczynam trząść się i płakać, wpadam w histerię.
- Współlokatorka zachowuje zimną krew i przynosi mi szklankę wody.
- Łykam Klonazepam na uspokojenie, po chwili szafa w pokoju przede mną tańczy, a ja opadam na łóżko płacząc jak dziecko.

Nie jest łatwo mnie zdenerwować. Tym bardziej doprowadzić do płaczu. Przeżyłam piekło, ocknęłam się, wróciłam do życia, ale z ciężarem i traumą, którą muszę leczyć. Wszelkie kolejne wybryki brata mocno wpływają na mój stan psychiczny, a każda możliwa procedura - czy to pisanie wniosków, czy zbieranie dowodów na własną rękę, czy wykonywanie podobnych telefonów jest dla mnie powrotem do koszmaru i bardzo to przeżywam.

Na zakończenie: Nie zliczę już ile razy słyszałam pytania w stylu: "Jak można tyle lat siedzieć w strachu i nic nie robić?", "Dlaczego nie dzwonicie na policję?", "Czego go nie zamkną?". Odpowiem: Robiłyśmy, robimy i robić będziemy. To nie jest takie proste, jak wydaje się w serialach o tematyce kryminalnej. Dzwoniłyśmy, dzwonimy i dzwonić będziemy. A jego zamknięcie w zakładzie zależy od nas w jakichś 5%.

I "najlepsze": "Dlaczego ofiary przemocy tyle lat siedzą cicho? Dlaczego się poddają? Dlaczego same umarzają sprawy?". Moja rozmowa z panem policjantem jest jednym z wielu przykładów na to, że szukający pomocy jej nie otrzymują; są wręcz upokarzani i ośmieszani. Dlatego umorzenie, dlatego poddawanie się, dlatego cisza.


Dopiska: Większość osób komentujących w moją historię nie wierzy. Spekulujecie, sądzicie, że choroba mojego brata jest uleczalna, albo to najzwyklejszy wynik "bezstresowego wychowania". Wyjaśniam więc, choć nie wiem, czy jest tego sens.

1) Dialog z policjantem mnie samą zwalił z nóg, dlatego też opisałam tę historię. Uwierzcie mi, że ludzie, nawet funkcjonariusze, potrafią być w ten sposób okrutni. Nie spodziewałam się jedynie, że w tak wyrafinowany sposób.
2) Mniejsza o to, czy znałam policjanta, który odebrał telefon. Znam natomiast policjantkę prowadzącą sprawę.
3) Schizofrenia ma wiele odmian. Nie objawia się jedynie omamami, urojeniami i "robieniem pod siebie". Brat jest zdiagnozowany od dawna, PRZYJMUJE LEKI, na które szybko się uodparnia. Nie jest on zdolny do pracy, jego rozwój emocjonalny zatrzymał się na poziomie trzynastolatka.
4) Niebieska karta ma zostać założona w najbliższym czasie. Tak, dopiero.
5) Moja matka po dziś dzień zastanawia się, co zrobiła złego, co jest jej winą. Nie byliśmy z bratem wychowywani "bezstresowo". W domu nie panowała kindersztuba ani rozpasanie. Najzwyklejszy dom, rodzice wyznaczali granice, mieliśmy dobre wzorce. Brat zachorował w wieku trzynastu-czternastu lat. Do dziś pamiętam jak na początku rodzice rwali sobie włosy z głowy ze zmartwień.
6) Kolejne pytania typu: "Dlaczego matka nie wywaliła go z domu?". Moja mama jest w katastrofalnym stanie psychicznym, choć to bardzo silna kobieta. Przez lata brat manipulował nią do granic możliwości. Mama nie chciała słuchać nawet moich nalegań i próśb o zrobieniu czegokolwiek. "To mój syn! Nie wywalę go na bruk! Może mu się jeszcze polepszy, może nowe leki...". Nawet sobie nie zdajecie sprawy jak było to bolesne.
7) Klonazepam - choruję na padaczkę. W sytuacjach stresowych prawdopodobieństwo wystąpienia u mnie ataku wzrasta do 90%.
8) Nie choruję na schizofrenię. Bardzo "dziękuję" za tego typu komentarze. :)

Przemoc domowa jest bardzo skomplikowanym zjawiskiem. Człowiek będący jej ofiarą nie zachowuje się racjonalnie, jest zastraszony, wycofany, często dziczeje. Niewielu wyciąga rękę po pomoc. Cieszę się, że większość komentujących jej nie doświadczyła, jak wynika z charakteru wpisów.

policja

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 262 (374)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…