zarchiwizowany
Skomentuj
(10)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Stolica. Uczelnia, co to parę dni temu obchodziła 200. urodziny. Jeden z mniejszych wydziałów (co ważne w tej historii).
Ogólnie jestem ubogim człowiekiem - pochodzę z niezamożnej rodziny, wysłanie mnie na studia było dla rodziców wielkim obciążeniem, ale zarazem stało się ich największą dumą, bo radzę sobie dużo lepiej, niż przeciętnie.
Przez 3 lata studiów jakoś sobie radziłam, imając się rozmaitych zajęć i nigdy nie prosząc uczelni o pieniądze (mimo, że pieniądze te mi się należały przez cały ten okres). Pech chciał, że z różnych powodów muszę odpuścić pracę na jakiś czas.
Pomyślałam sobie, że nadszedł ten moment, aby poprosić uczelnię o stypendium socjalne. Tak też zrobiłam - wniosek wypełniony, papierologia zebrana, wniosek złożony. Teraz tylko czekać na decyzję. Cóż, za chwilę miną dwa miesiące odkąd go złożyłam, a decyzji ani widu, ani słychu.
Początkowo myślałam, że wniosek zaginął (ze względu na to, że wysyłałam go pocztą). Zapytałam się więc szanownej komisji o losy papierka - wątpię, żeby ktokolwiek sprawdził czy wniosek tam jest. W odpowiedzi dostałam standardową formułkę, że trzeba czekać. Komisja wciąż pracuje. No spoko, niech pracują. Chociaż dla mnie to nieco piekielne, ze względu na to, że:
a)wydziały, które mają 3x więcej studentów uporały się z wnioskami 2x szybciej.
b)w teorii o stypę socjalną wnioskują osoby w trudnej sytuacji materialnej, które potrzebują tych pieniędzy z różnych powodów. Zgodnie z moją logiką powinny je dostać ASAP, tak aby pomoc była bieżąca. Trudna sytuacja materialna to stan, który trwa, a nie pojawia się i znika. Po co mi spora kwota wyrównania w połowie roku akademickiego, skoro teraz ledwo starcza mi na podstawowe potrzeby? Założę się, że są osoby w jeszcze gorszej sytuacji niż moja.
Jak dla mnie nieco piekielne to wszystko. Jedno jest pewne - już nigdy nie poproszę uczelni o pomoc. Dzięki Bogu, za miesiąc, może dwa, będę mogła już wrócić do pracy. Z chęcią zrezygnuję wtedy ze stypendium, o ile to możliwe.
Way to go, UW, way to go!
Ogólnie jestem ubogim człowiekiem - pochodzę z niezamożnej rodziny, wysłanie mnie na studia było dla rodziców wielkim obciążeniem, ale zarazem stało się ich największą dumą, bo radzę sobie dużo lepiej, niż przeciętnie.
Przez 3 lata studiów jakoś sobie radziłam, imając się rozmaitych zajęć i nigdy nie prosząc uczelni o pieniądze (mimo, że pieniądze te mi się należały przez cały ten okres). Pech chciał, że z różnych powodów muszę odpuścić pracę na jakiś czas.
Pomyślałam sobie, że nadszedł ten moment, aby poprosić uczelnię o stypendium socjalne. Tak też zrobiłam - wniosek wypełniony, papierologia zebrana, wniosek złożony. Teraz tylko czekać na decyzję. Cóż, za chwilę miną dwa miesiące odkąd go złożyłam, a decyzji ani widu, ani słychu.
Początkowo myślałam, że wniosek zaginął (ze względu na to, że wysyłałam go pocztą). Zapytałam się więc szanownej komisji o losy papierka - wątpię, żeby ktokolwiek sprawdził czy wniosek tam jest. W odpowiedzi dostałam standardową formułkę, że trzeba czekać. Komisja wciąż pracuje. No spoko, niech pracują. Chociaż dla mnie to nieco piekielne, ze względu na to, że:
a)wydziały, które mają 3x więcej studentów uporały się z wnioskami 2x szybciej.
b)w teorii o stypę socjalną wnioskują osoby w trudnej sytuacji materialnej, które potrzebują tych pieniędzy z różnych powodów. Zgodnie z moją logiką powinny je dostać ASAP, tak aby pomoc była bieżąca. Trudna sytuacja materialna to stan, który trwa, a nie pojawia się i znika. Po co mi spora kwota wyrównania w połowie roku akademickiego, skoro teraz ledwo starcza mi na podstawowe potrzeby? Założę się, że są osoby w jeszcze gorszej sytuacji niż moja.
Jak dla mnie nieco piekielne to wszystko. Jedno jest pewne - już nigdy nie poproszę uczelni o pomoc. Dzięki Bogu, za miesiąc, może dwa, będę mogła już wrócić do pracy. Z chęcią zrezygnuję wtedy ze stypendium, o ile to możliwe.
Way to go, UW, way to go!
uczelnia
Ocena:
-7
(21)
Komentarze