Jestem młodym człowiekiem (23 lata) i miałem jakiś czas temu problemy z hemoroidami. Niby w takim wieku i przy moim trybie życia (ciągły ruch) nie powinny występować, jednak się przytrafiło.
1. Pogotowie.
Pojechałem z lubą 2 dni po powstaniu guzów na pogotowie. Szybka diagnoza - ropień. (L): Jedzie pan do szpitala i panu natną, to i będzie dobrze. Jedziemy do szpitala.
2. Szpital.
W ekspresowym tempie przyjmuje mnie chirurg. Diagnoza - żaden ropień. To hemoroidy. Z 10 minut szukał czopków/maści na to i znalazł. Zalecił kontrolę u chirurga za 10 dni.
3. Chirurg.
4 godziny czekania w kolejce. Wchodzę. Lekarz popatrzył na mnie i pyta
(L): Co dolega?
No to wyjmuję kartę ze szpitala i czyta. Krótkie badanie i mówi
(L): Wszystko jest ok.
Zapisał czopki bez recepty i mówi, że będzie git.
4. 2 miesiące później.
Nawrót choroby. Pojechałem do apteki i pani farmaceutka sprzedała mi super skuteczną maść, która nic nie dała. Pojechałem do rodzinnego lekarza. Pokazałem mu poprzednią kartę ze szpitala i grzecznie mówię, że choroba wróciła i maść z apteki (pokazuję pudełko) nie pomaga. Chwila zastanowienia lekarza i odpowiada
(L): Wie pan, ta maść nie zawsze pomaga. Ja TU zapiszę (znowu bez recepty) inną maść. Może pomoże. I zalecam udać się do chirurga (to nic, że byłem wcześniej i powiedział, że jest OK). Wyszedłem i nie kupiłem tej maści.
5. Alternatywa.
W kobiecej gazecie mamy napisano, że jest pewne zioło, które leczy i zapobiega hemoroidom. Pojechałem do sklepu zielarsko-medycznego i pani doradziła mi całą mieszankę ziół, która przede wszystkim zapobiega, ale też leczy. Piję 3 tydzień te ziółka i problem zniknął.
I gdzie tutaj piekielność?
W bierności służby zdrowia. Nieważne czy to lekarz rodzinny, pogotowie czy chirurg. Jest wiele przyczyn hemoroidów, ale nikt z lekarzy nie zlecił badań w tym kierunku, a tylko wciskali mi nieskuteczną farmakologię. Recepta na przyszłość? Leczyć przyczynę choroby, a nie jej skutek.
1. Pogotowie.
Pojechałem z lubą 2 dni po powstaniu guzów na pogotowie. Szybka diagnoza - ropień. (L): Jedzie pan do szpitala i panu natną, to i będzie dobrze. Jedziemy do szpitala.
2. Szpital.
W ekspresowym tempie przyjmuje mnie chirurg. Diagnoza - żaden ropień. To hemoroidy. Z 10 minut szukał czopków/maści na to i znalazł. Zalecił kontrolę u chirurga za 10 dni.
3. Chirurg.
4 godziny czekania w kolejce. Wchodzę. Lekarz popatrzył na mnie i pyta
(L): Co dolega?
No to wyjmuję kartę ze szpitala i czyta. Krótkie badanie i mówi
(L): Wszystko jest ok.
Zapisał czopki bez recepty i mówi, że będzie git.
4. 2 miesiące później.
Nawrót choroby. Pojechałem do apteki i pani farmaceutka sprzedała mi super skuteczną maść, która nic nie dała. Pojechałem do rodzinnego lekarza. Pokazałem mu poprzednią kartę ze szpitala i grzecznie mówię, że choroba wróciła i maść z apteki (pokazuję pudełko) nie pomaga. Chwila zastanowienia lekarza i odpowiada
(L): Wie pan, ta maść nie zawsze pomaga. Ja TU zapiszę (znowu bez recepty) inną maść. Może pomoże. I zalecam udać się do chirurga (to nic, że byłem wcześniej i powiedział, że jest OK). Wyszedłem i nie kupiłem tej maści.
5. Alternatywa.
W kobiecej gazecie mamy napisano, że jest pewne zioło, które leczy i zapobiega hemoroidom. Pojechałem do sklepu zielarsko-medycznego i pani doradziła mi całą mieszankę ziół, która przede wszystkim zapobiega, ale też leczy. Piję 3 tydzień te ziółka i problem zniknął.
I gdzie tutaj piekielność?
W bierności służby zdrowia. Nieważne czy to lekarz rodzinny, pogotowie czy chirurg. Jest wiele przyczyn hemoroidów, ale nikt z lekarzy nie zlecił badań w tym kierunku, a tylko wciskali mi nieskuteczną farmakologię. Recepta na przyszłość? Leczyć przyczynę choroby, a nie jej skutek.
słuzba_zdrowia
Ocena:
155
(215)
Komentarze