Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77029

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Znowu fotograf. Tym razem profesjonalista.

Czasem najdzie mnie ochota, by oglądać zdjęcia na papierze, nie monitorze, więc co jakiś czas robię rundkę po fotografach, by "wywołać". Z tym panem miałam nieprzyjemność dwa razy, bo ma najtaniej, a po pierwszej wizycie dałam mu jeszcze szansę.

Pierwsza wizyta:
a) 170 zdjęć do wywołania. Proszę, aby niczego nie zmieniać, a w razie uszkodzonych fotografii - nie drukować. Różne rzeczy się dzieją z plikami przy przenoszeniu.

Pomijam to, że zostałam ochrzczona "rybką". Rybko to, rybko tamto - nie cierpię tego. W tym wieku to już wk*rwia.

Przeglądam wydrukowane foty, a tu ze zdjęcia człowieka z kotem, zrobiło się zdjęcie z uszami. Pytam co to ma być? Odpowiedź:
- Bo się z formatem nie zgadzało, trzeba było obciąć, a my zawsze na pierwszym miejscu stawiamy ludzi, więc kota przycięliśmy.
Aha.

Poprosiłam o ponowne wydrukowanie, ale tym razem jednak z kotem. Abrakadabra, dało się, tylko ze szczupłymi białymi paseczkami po bokach, z którymi sprawnie poradziła sobie gilotyna.

Ja rozumiem, że format druku może się nie pokrywać z formatem zdjęcia, ale ja nie płacę za samowolne kadrowanie. Wypadałoby zapytać, a nie przycinać kota, bo człowiek ładniejszy.

b) Uszkodzone zdjęcia puszczone do druku - bez komentarza.

c) I moje ulubione: ingerowanie fotografa w moje zdjęcia (!), np. rozjaśnianie i przyciemnianie, w granicach niezdrowego rozsądku. Pojawiające się przy tym "szumy" tłumaczone syfem z drukarki, bądź różnicą między obrazem wyświetlanym, a drukowanym. Z niektórych poznikały elementy, wyparowały kolory. Coś pięknego. Kupa zdjęć do poprawki.

Najlepsze było to, że ja za te poprawki musiałam zapłacić. I za wydrukowane uszkodzone zdjęcia również. No, jedno zdjęcie łaskawie uznał za winę drukarki i odpuścił.

Zapłacić kazał za 187 zdjęć.

Druga wizyta:
Tak, wiem, też cię nie rozumiem rybko, po wuja ty tam poszłaś drugi raz.

Do wydrukowania 11 zdjęć. Koniecznie w macie. Sprawdzone u pana fotografa na komputerze, czy nie uszkodzone. Zaznaczone TŁUSTĄ CZCIONKĄ, że ma nie ingerować w zdjęcia pod groźbą pieczenia na ruszcie.
I dupa.

Odbieram zdjęcia - połysk.
No nie, panie, ja zamawiałam coś innego, proszę to puścić jeszcze raz. Ale zaraz zaraz... W czterech zdjęciach rażąca ingerencja w kolory.

Tym razem nad nim stałam przy drukowaniu i, a jakże, jakby się uwziął na suwaki edytorskie. W każdym jednym zdjęciu "miszcz" miał coś do powiedzenia. Ale nie kazałam upiększać. Pilnowałam go jak Cerber.

Zdjęcia na glanc, piękne jak chciałam, chyba zostanę fotografem.

A na koniec, najciekawszy dla mnie smaczek - pan fotograf nie pozwolił zabrać nieudanych zdjęć, tłumacząc że musi rozliczyć się z rolki. Kiedy zaproponowałam mu, że zapłacę za nie połowę ceny, nagle zmienił zdanie i zaczął kręcić, że "eee, to ja wtedy to jakoś tam załatwię, hehe, no wystawię notę korygującą i się wtedy będzie zgadzać ta rolka". Paragonu nie dostałam.

W domu dla pewności sprawdziłam, czy rzeczywiście gdy woda według RGB jest czerwona, to czy CMY ją przedstawi jako czarną. Wiecie co? Ni hu hu. Przynajmniej tak stwierdziła moja drukarka.

Co za bałwan.

fotograf

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (271)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…