Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78705

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie z tych samochodowych.

O tym, że buractwo na drogach jest powszechne wiedzą wszyscy, ale ja mam szczęście do zjawisk kumulacyjnych.

Miejsce akcji: Wrocław
Czas akcji: godziny popołudniowe, powrót z pracy. Wszystko zdarzyło się jednego dnia, w ciągu 40 minut jazdy.

Jestem z tych, którzy starają się trzymać przepisów, choć jest jeden, który po prostu łamię. Nie trzymam się ustawowych prędkości. Często jadę o 10-15 km więcej, jeśli warunki pozwalają. Reszty przepisów trzymam się bezwzględnie. Do tego stopnia, że jeśli trafię na zły pas i zorientuję się za późno, nie zajeżdżam drogi nikomu i nie wpycham się, tylko jadę dalej i albo dojadę inną trasą, albo zawrócę tam, gdzie jest taka możliwość. Tyle tytułem wstępu i o moim stylu jazdy.

Sytuacja właściwa.

Skrzyżowanie Legnickiej i Zachodniej w stronę centrum. 5 pasów ruchu: 3 prosto, 2 do skrętu w lewo, w Zachodnią, z czego skrajnie lewy pozwala na zawracanie. Miałem pecha i zatrzymały mnie światła. Stoję więc na prawym pasie z tych do skrętu w lewo, pierwszy przed światłami. Prosto samochody mają zielone. Coś mnie tchnęło i pomyślałem, że może mi zaraz ktoś zajechać drogę. Nie pomyliłem się. Zapaliło mi się zielone, więc ruszam, a tu przed maskę w odległości 3 m wjeżdża mi facet w mini vanie.

Pal licho, że zajechał mi drogę. Zrobił coś, czego chyba nikt ze stojących się nie spodziewał: zawrócił z pasa do skrętu tylko w lewo, zajeżdżając drogę tym, co skręcali w lewo z lewego pasa. Normalnie mistrz kierownicy...

Kilkanaście minut później i kilka kilometrów dalej staję na światłach za starszym mercedesem na skrzyżowaniu Jedności Narodowej ze Słowiańską.

Światło zielone, ruszamy. Ale stary merc coś się strasznie ciągnie. Przed nim miejsce na 3 auta, a on robi wycieczkę krajoznawczą. Około 300 m dalej jest drugie skrzyżowanie z Nowowiejską. Tak się facet ślimaczył, że zastało nas pomarańczowe. W tym momencie facet palnik i rura przez skrzyżowanie, a ja zostałem na światłach. Mówi się trudno.

Kolejne zielone, ruszam.

Przejechałem do skrzyżowana z Żeromskiego i z daleka widzę inny mini van, który ładuje się bez patrzenia na główną. A więc kierunek i wjeżdżam na lewy pas. A mini van niespiesznie, bez kierunkowskazu, zajeżdża mi drogę. Bywa.

Nie miałem jak go wyprzedzić aż do wjazdu na Mosty Warszawskie. Oczywiście przykleił się do lewego pasa i nie zostawił mi wyboru. Łykam go z prawej. Gościowi włączyła się ambicja. Niestety nie ta moc. Wyprzedziłem go i z daleka widzę, że na lewym pasie za mostem stoi mniej aut, a więc zmieniam pas i ustawiam się za moim znajomym, starym mercedesem. I znowu powtórka z rozrywki. Przyklejony do lewego pasa jedzie 40 km/h. Przejechałem za nim skrzyżowanie Kromera/Toruńska i za nim znowu prawy pas i wyprzedzam.

Zaraz za placem są światła dla pieszych. Znów pech i zapala się pomarańczowe. Nici z wyprzedzania, hamuję. Stanąłem na czerwonym, a pan mercedes znowu rura i tym razem na czerwonym pognał prawie po ludziach...

Zdarza mi się wyjeżdżać czasem w weekend. Określenie "niedzielni kierowcy" nabiera w świetle tego, co obserwuję nowego znaczenia... Aż boję się wyjeżdżać z domu w weekendy.

Zastanawiam się czasem, czemu nie korzystam z okazji na wyciągniecie kasy z OC sprawców kolizji. Chyba mam za miękkie serce.

Historii z dróg raczej więcej nie będzie, bo pojedyncze przypadki kierowców debili zna każdy, kto prowadzi auto. A takie kumulacje nie zdarzają się raczej zbyt często.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (202)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…