Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79084

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem nianią.

Wczoraj zawędrowaliśmy z Młodym na pobliski plac zabaw. On biegał, zjeżdżał, huśtał się, a ja w międzyczasie bacznie obserwowałam, jak pozostałe dzieciaki bawią się na placu. Zwykły popołudniowy harmider. Oczy dookoła głowy trzeba mieć, coby przypadkiem na Młodego jakiś przyszły mistrz kierownicy (aktualnie rozwijający zawrotne prędkości na hulajnodze lub trójkołowcu) nie wleciał.

Nagle pisk, nagle wizg. Wrzask nieziemski.
Pod drzewem stoi chłopiec, lat 5 góra, z gębą uwaloną kurzem, błotem, krwią. Cały zalewa się łzami. Mleczaki wypluwa, rzyga. Nos to krwawa miazga. Ktoś podaje chusteczki, inny pyta, gdzie opiekun dzieciaka. Chłopiec wyje jak syrena strażacka. Po chwili zjawia się Ona. Tęga, siwa bab(ci)a chłopca. Krok żołnierski, w ręce dzierży ramę od rowerka biegowego. Rozpędza rowerkiem zbiegowisko, sycząc dobitnie "wypier...!". I zaczyna nadawać:

- Czego, kur... ryczy! Ja pierd...! Miałeś w piasku siedzieć, łopatkom se machać, a nie, kur... za piłkom gonić! I to z dzieckami starszymi od siebie! Nie dziwota, że ci w łeb przyj...!

Za uszy wytargała, bladego jak kreda, na rower siłą posadziła i kazała jechać do domu. Samodzielnie.
Ja z koleżanką stałyśmy jak wryte, szczęk z podłogi nie mogąc pozbierać.

patologia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (192)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…