Jadę sobie spokojnie tramwajem, słuchając muzyki. Wzrok mam utkwiony na widokach za oknem. Pojazd zatrzymuje się na przystanku, na którym wsiada mnóstwo ludzi, po czym rusza dalej w trasę.
Nagle czuję jak ktoś pięścią, z całej siły, uderza mnie w głowę. Myślę sobie, ki czort, może ktoś mnie czymś uderzył. Po chwili jednak sytuacja się powtarza. Odwracam się, a obok mnie stoi facet, na oko 40- parę lat. Nie miał żadnych oznak niepełnosprawności. Gdy tylko zauważył mój wzrok na sobie, przysunął mi trzeci raz, tak że aż mi okulary na kolana spadły.
Wyjąłem słuchawki z uszu i spytałem:
- Powaliło cię, człowieku?
Facet jakby nie usłyszał, bo nic nie odpowiedział. Chciał mnie znowu uderzyć, ale tym razem zrobiłem unik. Pytam znowu:
- No wali cię czy co?
Nagle jakiś inny współpasażer odkrzyknął w moją stronę:
- Dobra, uspokój się!
I ustąpił memu napastnikowi miejsca. Dopiero wtedy zauważyłem, że ledwo się porusza, nieco kulał. Nim wysiadłem na moim przystanku, wycedziłem do "boksera":
- Wystarczyło poprosić. Jak się nie umie żyć w społeczeństwie, to się z domu nie wychodzi.
Wypowiedź tę skwitował facet, który ustąpił miejsca:
- Strasznie byłeś zmęczony, co?
Sam nie wiem, kto był piekielny: kulawy, który przechodzi od razu do rękoczynów czy współpasażer, który go bronił?
Pomijam wszechotaczającą znieczulicę…
Nagle czuję jak ktoś pięścią, z całej siły, uderza mnie w głowę. Myślę sobie, ki czort, może ktoś mnie czymś uderzył. Po chwili jednak sytuacja się powtarza. Odwracam się, a obok mnie stoi facet, na oko 40- parę lat. Nie miał żadnych oznak niepełnosprawności. Gdy tylko zauważył mój wzrok na sobie, przysunął mi trzeci raz, tak że aż mi okulary na kolana spadły.
Wyjąłem słuchawki z uszu i spytałem:
- Powaliło cię, człowieku?
Facet jakby nie usłyszał, bo nic nie odpowiedział. Chciał mnie znowu uderzyć, ale tym razem zrobiłem unik. Pytam znowu:
- No wali cię czy co?
Nagle jakiś inny współpasażer odkrzyknął w moją stronę:
- Dobra, uspokój się!
I ustąpił memu napastnikowi miejsca. Dopiero wtedy zauważyłem, że ledwo się porusza, nieco kulał. Nim wysiadłem na moim przystanku, wycedziłem do "boksera":
- Wystarczyło poprosić. Jak się nie umie żyć w społeczeństwie, to się z domu nie wychodzi.
Wypowiedź tę skwitował facet, który ustąpił miejsca:
- Strasznie byłeś zmęczony, co?
Sam nie wiem, kto był piekielny: kulawy, który przechodzi od razu do rękoczynów czy współpasażer, który go bronił?
Pomijam wszechotaczającą znieczulicę…
tramwaje
Ocena:
185
(215)
Komentarze