Przeczytałem właśnie historię #79677. Doskonale rozumiem autorkę.
Ostrzegam, że historia może być nieapetyczna - zawiera szczegóły intymne.
Moja mama jest w gruncie rzeczy całkiem sympatycznym człowiekiem, ale ma zasadniczą wadę - absolutnie każdą pozyskaną informację natychmiast przekazuje absolutnie każdemu. I nieważne, czy chodzi o to, że ktoś założył skarpetki nie do pary, czy kupił nowy samochód, czy ktoś się pokłócił z żoną. Tematy medyczne i/lub intymne oczywiście są najciekawsze.
Jako bonus dodajmy - pracowała w administracji jedynego w mieście szpitala.
Teraz historia zasadnicza:
Jako młody chłopak miałem problem z penisem. W gruncie rzeczy nic poważnego, w większości przypadków szybko się to rozwiązuje przez prosty zabieg chirurgiczny. Jednak wada, nieleczona, jest dosyć uciążliwa - utrudnia utrzymanie higieny, przez co prowadzi do częstych infekcji. Dodatkowo każda erekcja jest najzwyczajniej w świecie bolesna. Nie wspominając już o tym, że potencjalnie może prowadzić do naprawdę poważnych komplikacji.
Internety już istniały, więc sam dobrze wiedziałem, co mi jest.
Gdybym powiedział o tym w domu, to jeszcze zanim doszedłbym do lekarza, wiedzieliby o tym wszyscy sąsiedzi (i koledzy ze szkoły), oraz rodzina mieszkająca na drugim końcu kraju. Z oczywistych powodów wcale nie miałem na to ochoty.
Sam do lekarza iść nie mogłem - małe miasteczko, wszyscy się znają - nie ma opcji, żeby mama nie wiedziała, że jestem w szpitalu (w którym sama pracuje). A jak się dowie - to wiadomo, skutek jak powyżej.
Przemęczyłem się tak przez kilka lat. Odłożyłem pieniądze na prywatny zabieg. Pod koniec szkoły średniej, pojechałem sobie na wakacje w Bieszczady (taka była wersja oficjalna). W rzeczywistości, pojechałem do dużego miasta, wykonałem zabieg i wynająłem pokój na tydzień, aby gdzieś przetrwać pierwszy etap rekonwalescencji.
Potem wszyscy się dziwili, jakim cudem wróciłem spod namiotu z plecakiem suchych ciuchów, skoro przez cały tydzień lał deszcz... To były najpożyteczniej spędzony wyjazd wakacyjny w moim życiu. Dzięki, Mamo! :)
Ostrzegam, że historia może być nieapetyczna - zawiera szczegóły intymne.
Moja mama jest w gruncie rzeczy całkiem sympatycznym człowiekiem, ale ma zasadniczą wadę - absolutnie każdą pozyskaną informację natychmiast przekazuje absolutnie każdemu. I nieważne, czy chodzi o to, że ktoś założył skarpetki nie do pary, czy kupił nowy samochód, czy ktoś się pokłócił z żoną. Tematy medyczne i/lub intymne oczywiście są najciekawsze.
Jako bonus dodajmy - pracowała w administracji jedynego w mieście szpitala.
Teraz historia zasadnicza:
Jako młody chłopak miałem problem z penisem. W gruncie rzeczy nic poważnego, w większości przypadków szybko się to rozwiązuje przez prosty zabieg chirurgiczny. Jednak wada, nieleczona, jest dosyć uciążliwa - utrudnia utrzymanie higieny, przez co prowadzi do częstych infekcji. Dodatkowo każda erekcja jest najzwyczajniej w świecie bolesna. Nie wspominając już o tym, że potencjalnie może prowadzić do naprawdę poważnych komplikacji.
Internety już istniały, więc sam dobrze wiedziałem, co mi jest.
Gdybym powiedział o tym w domu, to jeszcze zanim doszedłbym do lekarza, wiedzieliby o tym wszyscy sąsiedzi (i koledzy ze szkoły), oraz rodzina mieszkająca na drugim końcu kraju. Z oczywistych powodów wcale nie miałem na to ochoty.
Sam do lekarza iść nie mogłem - małe miasteczko, wszyscy się znają - nie ma opcji, żeby mama nie wiedziała, że jestem w szpitalu (w którym sama pracuje). A jak się dowie - to wiadomo, skutek jak powyżej.
Przemęczyłem się tak przez kilka lat. Odłożyłem pieniądze na prywatny zabieg. Pod koniec szkoły średniej, pojechałem sobie na wakacje w Bieszczady (taka była wersja oficjalna). W rzeczywistości, pojechałem do dużego miasta, wykonałem zabieg i wynająłem pokój na tydzień, aby gdzieś przetrwać pierwszy etap rekonwalescencji.
Potem wszyscy się dziwili, jakim cudem wróciłem spod namiotu z plecakiem suchych ciuchów, skoro przez cały tydzień lał deszcz... To były najpożyteczniej spędzony wyjazd wakacyjny w moim życiu. Dzięki, Mamo! :)
szpital słuzba_zdrowia rodzina
Ocena:
194
(202)
Komentarze