Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany
Czołem, nosem, maczetami!
Jestem uczennicą gimnazjum. Skrobnęłam tu kiedyś przydługą historię o tym, kto jest równy, a kto równiejszy w szkolnym autokarze, i czego należy słuchać. Ta, którą Wam przynoszę tym razem, również zapowiada się obszernie. Także, miłośnicy wartkiej akcji i dosadnych puent - wybaczcie, ale tło musi być zarysowane, żeby ta historia miała sens. Dialogów dokładnie nie pamiętam, ale postaram się zawrzeć ich przekaz.

Szkolna pani pedagog to osoba, do której teoretycznie każdy może się zwrócić z problemami. U mnie wygląda to zgoła inaczej. Nie wiem, czy ktoś chodzi z nią porozmawiać - moja klasa zgodnie twierdzi, że woleliby herbatkę z Belzebubem. Pani pedagog przychodzi więc do klas na zastępstwa, pilnuje, czy wszyscy mają zmienione buty, zajmuje się jakąś tam papierkologią i generalnie robi inne rzeczy, które robią szkolni pedagodzy. Jednak do jej działalności należy również... marketing. Konkretniej, stara się jak może, żeby rozreklamować wśród uczniów tzw. "górę", czyli liceum mieszczące się na piętrze, tworzące razem z nami zespół szkół. Ech, szkoda tylko, że mają tam miejsce tak patologiczne ekscesy, że z roku na rok mają mniej chętnych. Z taką renomą i poziomem nauczania, osobiście wróżę im rychłe zamknięcie.

Byłam kiedyś na konkursie recytatorskim. Jako, że finał odbywał się w innym mieście, a polonistka nie mogła ze mną pojechać, oddelegowano właśnie pedagog. Podróż próbowała umilać rozmową... Tak, dobrze myślicie, wywęszyła okazję do zrekrutowania narybku do "naszego" liceum. Roztaczała przede mną wizję świetlanej przyszłości po tej świetnej szkole, dawała za przykład swojego syna, który się tam uczył, a teraz studiuje za granicą, wreszcie wjeżdżała na ambicję, twierdząc, że "jak jestem taka mądra, to się wszędzie nauczę"... Szkoda tylko, że wolałabym, żeby szkoła mi pomagała w nauce, a nie ją utrudniała. Dyplomatycznie powiedziałam jej, że wolałabym uczyć się w pobliskim mieście wojewódzkim, bo znajdę tam interesujące profile. Zapadła martwa cisza, ale temat liceum się skończył. Pedagog niepocieszona.

To było chyba moje jedyne bliższe spotkanie z tą panią. Nigdy nie podskakiwałam - jasne, zdarzyło mi się nie zmienić butów, ale zdarzyło się to prawie wszystkim - ani też nie przychodziłam prosić o pomoc. A, raz kazała mi przestać nosić do szkoły tzw. pieszczochę, czyli bransoletkę z kolcami - przestałam. Jak widać, żaden ze mnie buntownik.
I jeszcze w przeddzień sytuacji, którą za chwilkę opiszę, gdy pedagog przyszla na zastępstwo odpowiadałam na pytania, które zadawała, dotyczące małego zatargu klasy z pewnym nauczycielem. Po prostu z racji że mam 'gadane' mówiłam jak było, inni potwierdzali.

Przenosimy się do chwili obecnej. Kończy się powoli pierwszy semestr, wystawianie ocen - między innymi tych z zachowania. Procedura wygląda tak, że swoją propozycję dla każdego ucznia wystawia każdy nauczyciel, wystawia pedagog, sam uczeń, jego klasa poprzez głosowanie, a także wychowawca, który ma tu decydujący głos. Skala wygląda tak: naganne, nieodpowiednie, poprawne, dobre, bardzo dobre, wzorowe, przy czym realia (przynajmniej u mnie) są takie, że 'przecięty' uczeń ma bardzo dobre lub dobre, wykazujący zaangażowanie - wzorowe, a najwięksi klasowi rzezimieszkowie - poprawne, nigdy niżej.

Trwa godzina wychowawcza. Wystawiamy sobie wzajemnie oceny, głosując. Gdy wychowawczyni dochodzi do mnie, zatrzymuje się.
-O, @BoZrodloBoZrodloWciazBije... Na korytarzu zatrzymała mnie pani pedagog. Mówiła o tobie. Kategorycznie kazała wystawić ci zachowanie poprawne. Powiedziała, że uważasz się za najmądrzejszą w całej wsi, że jesteś okropną egoistką, bucem, myślisz że jesteś lepsza od innych przez ten status laureata w olimpiadzie, gardzisz wszystkimi dookoła i nikogo nie szanujesz.

Poczułam się, jakby mi przywaliła obuchem po łbie. Nie wiedziałam, o co chodzi. Nie myślałam wcześniej, że ludzie postrzegają mnie w taki sposób. Zrobiło mi się bardzo przykro, nawet oczy się przeszkliły - kurde, nie wiedziałam, że jestem odbierana w ten sposób. Dlaczego? Nie chcę być odbierana w ten sposób. Starałam się nie być.

-Ale nic się dziecko nie martw, powiedziałam jej, że chyba ją powaliło, bo jesteś ostatnią osobą w tej klasie, którą posądzilabym o zadufanie w sobie.

Ta bardziej przejmująca się moim losem część klasy zaczęła mnie pocieszać, przytulać i tak dalej, mówiąc nauczycielce, że przecież nie raz komuś pomagam (lubię pisać wypracowania, więc sprawdzanie ich komuś albo pomoc w napisaniu to chleb powszedni) albo pertraktuję w imieniu klasy. No i że pedagog jest walnięta.

Wychowawczni kazała mi zrobić sobie szybki rachunek sumienia w sprawie pedagożki, po przypomnieniu sobie tamtego epizodu streściłam jej historię o wyborze liceum, zaśmiała się i wystawiła mi ocenę z zachowania... wzorowe. Spytała klasę - zagłosowali tak samo. Wychowawczyni jako tę posumowującą ocenę wystawiła mi wzorowe. Mimo że gdy wcześniej ocenialiśmy siebie sami, wpisałam "dobre".

Może w ogólnym rozrachunku nie historia skończyła się dobrze, ale moim zdaniem pedagog nie zachowała się w porządku. Może nauczycielka w jakimś stopniu też, powtarzając tak oczerniające słowa przy klasie. Cóż robić... "Lecz czasem minie też i to, w przedszkolu naszym tak już jest, że zapomina się tu zło, tu troskom szybki kres". Zresztą i tak niedługo skończę tę szkołę. Tylko - jak to tu często piszą - niesmak pozostanie...

gimnazjum

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (25)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…