Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81232

przez ~trademark ·
| Do ulubionych
Niektóre szczegóły z historii zostały zmienione, lub powiedziane bardzo ogólnie z oczywistych względów, jednak sens ogólny zachowany.

Do niedawna pracowałem w pewnej firmie. Przymierzałem się, aby pójść do szefa i porozmawiać o podwyżce, gdyż przybyło mi trochę obowiązków, to raz, a dwa, że zdobyłem doświadczenie i kontakty, dzięki którym przynosiłem firmie większe zyski.

Pod koniec ubiegłego roku szef zajechał pod firmę nowym autem. Jego wartość to jakieś 400-500 tysięcy PLN (nie wiem jakie dokładnie wybrał wyposażenie, i jaki wynegocjował rabat, stąd taka rozbieżność). Uznałem, że to dobry moment na rozmowę o podwyżce, gdyż w sytuacji kiedy sprawił sobie taką zabawkę, będzie mu głupio odmówić. O ja naiwny!

Na moje argumenty (podane wyżej) odpowiedział w stylu: "Wiesz, teraz kiepska sytuacja, problemy kadrowe (wiem wiem, właśnie przez nie miałem więcej obowiązków), ten klient mi zalega z pieniędzmi, w ostatnim czasie ogólnie gorzej szło.." Ogólnie zafundował mi litanię, jak to źle się dzieje i jak to on jest na granicy bankructwa. Puentą było, że niestety, ale nie stać go na podwyżkę dla mnie.

Wyjrzałem przez okno, które wychodzi na parking, na którym stało jego nowe auto. Przypomniałem sobie także, że na przestrzeni ok. roku szef kupił sobie także 2 nieruchomości w dość atrakcyjnych turystycznie rejonach. Już miałem na nie wskazać i powiedzieć coś w stylu "no właśnie widzę", ale się powstrzymałem i postanowiłem inaczej działać.

Jeszcze tego samego wieczoru zacząłem przeglądać oferty pracy. Następnego dnia natrafiłem na jedną interesującą mnie, nawet byłem na rozmowie kwalifikacyjnej, lecz nadaje się ona na kolejną historią, podobną do tych które już się czytało na tej stronie. Szukałem dalej.

Podczas spotkania przy piwku z kolegą opowiedziałem o zaistniałej sytuacji i wymieniłem jakie oferty pracy widziałem, w tym podałem jedną, która zwłaszcza mnie zainteresowała, z firmy X. Kumpel jak usłyszał nazwę firmy to roześmiał się i powiedział "Pamiętasz Wojtasa, tego mojego kuzyna? On tam pracuje. Już dzwonię!". Zadzwonił, po wymianie krótkich uprzejmości powiedział ocb, i przekazał mi słuchawkę. Wypytałem Wojtasa o firmę X. Ogólnie chwalił sobie pracę tam. Pomyślałem, że spróbuję. Wysłałem CV, jeden etap rekrutacji, potem drugi, i wybrali mnie.

Kiedy szef zobaczył moje wypowiedzenie, zrobił klasycznego "karpika". Wziął mnie na rozmowę w cztery oczy.
- Ale dlaczego? Jak to? O co chodzi???
- No wie Pan, z tonącego okrętu się ucieka.
- O czym Ty mówisz?! Jaki tonący okręt?! Kto Ci takich głupot nagadał?!
- No Pan, jak byłem u Pana po podwyżkę. Opowiadał Pan, jak ciężka jest sytuacja firmy, a jeśli jeszcze podczas takiej sytuacji Pan kupuje taką furę... no to tylko patrzeć jak to pieprznie...
- To akurat nie Twoja sprawa jaki samochód ja sobie kupuję!
- Owszem, nie moja, ale ja nie mam zamiaru zasuwać, żeby Pan kupował sobie auta za takie sumy, że ja bym chciał mieć mieszkanie o takiej wartości, a pracując u Pana mogę tylko pomarzyć, bo nie mam takiej zdolności kredytowej.
- No ale co, zwolnisz się ode mnie i na bezrobocie pójdziesz, hm?
- Nie, mam już ugadaną pracę w drugiej firmie, prosto od Pana przechodzę tam.
- Czyli gdzie?
- A to już nieważne, moja sprawa.
- Hmm, no dobra słuchaj, jest ciężko, no ale... 200 złotych mogę Ci podnieść (powiedział to takim tonem, że patrzyłem, czy mi swojej ręki do całowania nie wyciąga).
- No cóż, niestety podziękuję, gdyż w nowej firmie na "dzień dobry" dają mi czterysta więcej.
- No to 300 (jakaś licytacja, czy co?),
- Jak już mówiłem, podziękuję.
- Oj no dobra, jak już aż tak chcesz zdzierać, to też Ci dam 400 więcej i zostań.
- Niestety. W drugiej firmie już jestem dogadany, i nie chcę teraz z gęby robić cholewy.
- To ile chcesz więcej, żebyś został?

Tutaj zaczęły się moje wątpliwości. Z jednej strony tu znam ludzi, robotę, firmę. Nie wiadomo co zastanie mnie tam. Z drugiej zaś, od jakiegoś czasu psuła się atmosfera w firmie, odchodziły osoby, z którymi się dobrze dogadywałem, i już od jakiegoś czasu myślałem nad zmianą pracy. Powiedziałem co mi pierwsze przyszło na myśl:
- Tysiąc.
- A w życiu! Zapomnij!
- Ok.

Na tym zakończyła się ta rozmowa. Później jeszcze próbował mnie przekonać do zostania. Kiedy jednak jego "lukratywne" propozycje mnie nie interesowały, zmienił strategię na "A idź sobie, nikt tu tęsknił nie będzie". Jednocześnie usilnie próbował się dowiedzieć, dokąd przechodzę. Ja jednak obawiając się lojalności współpracowników, trzymałem w tajemnicy szczegóły mojej nowej pracy. Kiedy zbliżał się koniec mojej pracy w jego firmie, to zaczął się robić coraz bardziej chamski.

Pewnego razu rzucił do mnie tekstem "Wiesz, ja mam dosyć rozległe znajomości..." chcąc mi tym samym dać do zrozumienia, że może mi narobić "koło pióra", i że mogę mieć problem ze znalezieniem pracy w naszym mieście. Bardzo mnie to wkurzyło więc odparowałem "Owszem, ma Pan, ale tylko wśród "byznesmenów" Pańskiego pokroju - takich którym słoma z butów wystaje, i którzy dorobili się dzięki fartowi i przekrętom. A ja idę do firmy z prawdziwego zdarzenia".

Myślałem, że mu para uszami pójdzie ze złości. Później, chyba w ramach zemsty za tamten tekst, szukał sposobu, aby na koniec wyrolować mnie choć na parę złotych. Kiedy zaczął go szukać coraz bardziej dociekliwie, to znowu się wkurzyłem, poszedłem do niego i powiedziałem coś w stylu. "Trudno, ja najwyżej stracę te kilka stów, ale Pan starci znacznie więcej. Bo jak wparują tu kolejne kontrole z kolejnych instytucji, to nie będą szukać na oślep, tylko zajrzą od razu w odpowiednie miejsca. Wolałbym jednak rozejść się w zgodzie, podać sobie ręce, a jeśli potem wejdziemy na siebie na ulicy, to również przywitać się i zamienić kulturalnie dwa zdania, zamiast skakać sobie do gardeł. Pytanie tylko, czy Pan też tego chce?"

Szef zaczął się strasznie rzucać o to, że mu się odgrażam, że on przecież tyle dla mnie zrobił (?), i że jak ja tak mogę. Powtórzyłem swoje pytanie. Przez zęby wycedził, że nie ma czasu ani ochoty na użeranie się ze mną. Potem zaprzestał już swoich chamskich sztuczek, z wyjątkiem mojego ostatniego dnia w pracy - nie zjawił się wtedy w ogóle w firmie, a wszystkie sprawy załatwiał przez telefon. Od kolegi z byłej już pracy dowiedziałem się, że kozaczył potem wśród pracowników "Kuuurła, jak bym chciał, to jeden telefon, i on by tam nie pracował!" Na pytania gdzie ja teraz pracuję, odpowiadał tylko "A nieważne". Taa, na pewno wiedział.

A ja nie mogę się doczekać jakiegoś spotkania z byłym pracodawcą, aby go bezczelnie zapytać, kiedy mój obecny pracodawca może się spodziewać telefonu od niego :)

szef burak

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (195)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…