Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81778

przez ~nazwijmniejakchcesz ·
| Do ulubionych
Krótka historia sprzed kilku lat.
Prawie całe życie mieszkałam z rodzicami, rodzeństwem i prababcią (dalej będzie po prostu babcia).

Babcia, jak to starszy człowiek, bardzo się cieszyła, że może pomóc w domu. Na przykład mi pomagała w lekcjach, zwłaszcza z języka polskiego, rosyjskiego i niemieckiego. A na prawdę dobrze znała słownictwo, gramatykę i ortografię we wszystkich tych językach. Poza tym robiła w domu i w ogródku to, co po prostu można robić. Gotowała obiad, pieliła grządki, sprzątała, pruła swetry i robiła nowe jeśli wełna się nadawała...

Moja babcia korespondowała z jedyną żyjącą siostrą (w sumie miała 10 rodzeństwa, ale pozostali już nie żyli). Choć babcia miała ponad 80 lat i problemy z pisaniem (jaskra i trzęsienie się rąk) to bardzo chętnie odpisywała na listy swojej siostry, której nie widziała przeszło 20 lat. Gdy telefony stacjonarne spowszechniały moi rodzice i mojej babcio-cioci wnukowie wymienili się numerami telefonów i babcie czasem rozmawiały ze sobą przez telefon. Zawsze jednak to dzwoniono do nas, bo babcio-ciocia nie mieszkała ze swoimi wnukami i nie miała telefonu. Listy mimo to wysyłane były 1-3 razy w miesiącu.

Któregoś razu jak zwykle zapukał do naszych drzwi znajomy listonosz. Wyjątkowo byłam w domu i otworzyłam. Powiedział "nie wiem, co mógłbym powiedzieć" i podał mi list... wysłany przez moją babcię do jej siostry tydzień wcześniej z adnotacją "adresat nie żyje".

Schowałam list pod sweter i gdy babcia zapytała kto to odpowiedziałam, że to ktoś się pomylił i szukał sąsiadów. Gdy moja mama wróciła z pracy podałam jej kopertę. Mama poszukała numeru do kuzynostwa. Okazało się, że pogrzeb był 2 tygodnie wcześniej. Zaraz po tym, jak siostra mojej babci odpisała. Moja babcia odpisywała na list do osoby, która już nie żyła... a nikt nie pofatygował się, żeby nas poinformować głupim telefonem...

Moja babcia bardzo rozpaczała nad śmiercią siostry. Bardzo długo. Nawet jej nie pożegnała, choć można było pojechać na pogrzeb, na złożenie kwiatów, na ostatnie widzenie i na powiedzenie "do zobaczenia po drugiej stronie". A kuzynostwo stwierdziło, że "nie warto informować, bo [moja] babka też niedługo umrze"...

Szczerze, po przeszło dekadzie wspominając to, jak moja babcia rozpaczała nad śmiercią siostry, nad śmiercią, o której nie wiedziała i nad rodziną, z którą się nie mogła pożegnać... trzymając ten nieprzeczytany list... i ja zwyczajnie ryczę. A ciężko jest po prostu opisać ten widok, te uczucia i tę gorycz i w żaden sposób nie znajdę na to słów. I choć moja babcia już nie żyje to nie potrafię się pozbyć żalu do tych obcych dla mnie ludzi, którzy wyrządzili jej taką krzywdę.

Zawsze chciałam im wykrzyczeć coś prosto w twarz... coś na zasadzie:

Walcie się, po prostu się walcie. Bo wy ani moją rodziną ani nawet ludźmi po prostu nie jesteście.
Tylko dużo mniej cenzuralnie...

A za błędy przepraszam. Ale łzy ciekną mi dalej niż po twarzy, bo nie nadążam ich wycierać. Zawsze chciałam to tu opisać i zawsze się hamowałam. Mam nadzieję, że może to otrzeźwi komuś umysł i nim skreśli uczucia innej starszej osoby wczuje się w jej sytuację i pozwoli jej na to, czego chce je pozbawić, bo "zaraz umrze". Choćby głupiego pożegnania się z bliską osobą.

babcia pożegnanie śmierć grób rodzina łzy list korespondencja

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (269)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…