Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82143

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu pracowałem w polskiej firmie, której właścicielem była zagraniczna korporacja. Była to moja pierwsza styczność z "korpo" i, poza znikającymi dobrami z lodówki i niezrozumiałą dla mnie rywalizacją różnych departamentów (walka o największy kawałek tortu zamiast grania do jednej bramki), niewiele piekielności mnie tam spotkało.

Wszystko się zmieniło, gdy korporacja postanowiła sprzedać firmę. Niepewność przyszłości towarzyszyła pracownikom przez wiele miesięcy, w związku z czym część kadry odeszła. Na jej miejsce zatrudniane były osoby o niższych kwalifikacjach, za to o porównywalnych bądź wyższych zarobkach. To oczywiście psuło morale, bo dochodziło do sytuacji, gdzie "świeżak" po studiach zarabiał na "dzień dobry" więcej niż jego kolega, jedna z najbardziej doświadczonych osób w zespole po kilku już podwyżkach.

Kiedy podano do publicznej wiadomości, kto i za ile kupuje naszą firmę, zaczęły się negocjacje związków zawodowych z dotychczasowym i z przyszłym właścicielem firmy. W rezultacie w tzw. okresie przejściowym zamrożona została część świadczeń socjalnych, bez zmiany regulaminu ZFŚS. Według wielu opinii nastąpiło to z naruszeniem prawa i wbrew interesom pracowników, z podziałem na pracowników mniej i bardziej uprzywilejowanych (jeśli ktoś przykładowo grał w zakładowym zespole sportowym, mógł liczyć na dofinansowanie do swojego hobby, natomiast ktoś kupujący lub remontujący mieszkanie na pożyczkę nie mógł już liczyć).

Koniec końców nastąpiło przejęcie firmy przez polskiego właściciela. Oczywiście wiązało się to z licznymi zwolnieniami. Przez wiele miesięcy na naszych oczach biurowiec opustoszał. Na niektórych piętrach zostały masy pustych biurek. Dość przygnębiający widok, jeśli się pamiętało tętniące życiem open-space'y.

Innym przejawem zmiany właściciela były kwestie sanitarne. Najpierw zorientowaliśmy się, że sprzątaczki nie zaglądają już tak często. Potem zaczęło regularnie brakować papieru toaletowego, z czym wcześniej w tej firmie się nie spotkałem. Często też dało się czuć smród z toalet (nie chodzi mi o to, że po czyjejś "dwójce" przez chwilę utrzymuje się ciężka atmosfera).

Nie obeszło się także bez szoku kulturowego. W pewnym momencie w miejsce zwolnionych całych departamentów pojawiały się przeniesione do nas zespoły nowego właściciela. Niestety zachowanie tamtych pracowników pozostawiało wiele do życzenia, wspomnę jedynie brak odpowiedzi na przywitanie.

Innym szokiem dla nas było to, że, przyzwyczajeni do procedur, bezpieczeństwa i jasno określonych kompetencji, musieliśmy się odnaleźć w czymś, co mogę określić jedynie jako ostra jazda bez trzymanki. Procedury? A na co to komu?! Bezpieczeństwo? Jak będzie pożar (i dosłownie, i w przenośni), to jakoś go ugasimy. Ponadto nikt za nic nie odpowiadał, uzyskanie jakiejś informacji czy pomocy nierzadko było niekończącym się ping-pongiem między 2-3 departamentami. Nierealne deadline'y - przykładowo jakiś projekt miał być ukończony na początku czerwca, podczas gdy prace nad nim mogły być rozpoczęte z przyczyn niezależnych od wykonawcy dopiero pod koniec lipca. Dochodziło do absurdów, gdzie zarząd był bezpośrednio odpowiedzialny (jakaś decyzja lub przeciągający się brak decyzji) za przekroczenie deadline'u, ale tan sam zarząd domagał się dotrzymania terminu.

Nasz pion, jako jedyny w firmie, miał nie być objęty zwolnieniami. Mieliśmy być w całości wchłonięci przez nowego właściciela. Niby dobrze, ale bardzo długo nikt nie wiedział, z czym to się będzie wiązać. No i zaczęły do nas dochodzić informacje z innych departamentów naszego pionu, jak to kolejne osoby otrzymują propozycje nie do odrzucenia. Faktycznie, chyba nikt nie został zwolniony, za to bardzo wielu pracownikom, w tym z mojego zespołu, zaproponowano rozwiązanie umowy za porozumieniem stron z motywującą odprawą. Niektórzy (w tym ja) otrzymali propozycję awansu - wyższe, bardziej odpowiedzialne stanowisko (w moim przypadku przeskok do zespołu o dwa szczeble w górę), więcej obowiązków za jakieś 60-70% dotychczasowych zarobków...

Podczas tych wielu miesięcy transformacji liczni pracownicy zostali oszukani, niezliczonych się w ten czy w inny sposób pozbyto. Jedne zespoły siedziały na tyłku i nie miały nic do roboty (zabrano kompetencje i narzędzia), podczas gdy inne, z okrojonym składem i bez możliwości zatrudnienia dodatkowych osób, nie wyrabiały się z pracą bieżącą, a dodatkowo otrzymywały absorbujące zadania związane z przekształceniem. Dotychczas przestrzegane prawo pracy było teraz notorycznie łamane. Podobnie jak gwarancje wywalczone przez związki zawodowe.

Tak oto wyglądały moje ostatnie 2 lata w firmie, która była z mojej perspektywy świetnym pracodawcą, dopóki nie przeszła z rąk zagranicznych w polskie...

P.S. W tej historii nie chodzi mi o to, że polskie jest złe, a obce jest dobre. Chciałem tylko pokazać, że w często opluwanym zagranicznym "korpo" nie zawsze jest tak źle, a w moim przypadku było zdecydowanie lepiej niż po przejściu w polskie ręce.

korpo

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (154)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…