Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83157

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedaleko pada... ale od początku.

Od kiedy pamiętam, nie znoszę aktorstwa. To znaczy - w moim wydaniu. Obojętnie, czy to była recytacja na apelu, przedstawienie ku czci czy inny teatrzyk szkolny, po prostu nie mogłem, nie chciałem i nie potrafiłem. I już. Trochę było z tego powodu problemów, bo miałem wychowawczynię z gatunku tych, którym się nie odmawia, o ile nie chce się być martwym. W każdym razie zmusić się nie dawałem - i nigdy nie dałem.

Pamiętam też, jak kiedyś już w liceum padł pomysł na przedstawienie, udział miała brać cała klasa. Każdy miał dostać rolę i to nie jako krzak w dekoracji, tylko dość zaawansowaną. A przynajmniej kilka zdań. Spiritus movens i reżyserem w jednej osobie była jedna z koleżanek, osoba pozująca na mocno uduchowioną, subtelną, marząca o karierze teatralnej, ale jednocześnie przekonana o swej nieomylności. Wypisz wymaluj młodsza wersja wychowawczyni z podstawówki. Zero sprzeciwu, bo kęsim.

Konfrontacja nadeszła szybko i nieubłaganie.

- To twoja rola, naucz się na pojutrze. Pamiętaj o treningu ekspresji, bo masz wymagającą scenę, musisz dać z siebie wszystko.
- Nie ma mowy. Nie będę grał, bo to dla mnie męka. Mogę dekoracje zrobić albo coś, ale na scenie mnie nie zobaczysz. Nie będę z siebie małpy robił.
- Czyli że ja, on i wszyscy - tutaj dramatyczny gest w kierunku klasy - robią z siebie małpy? Tak nas widzisz? Jakim prawem tak mówisz?! Każdy chce być aktorem, a ty co?! Myślisz że jesteś lepszy od innych?!!!
- Jeżeli się czujesz jak małpa, to owszem, ale w sumie nie wiem, jak tam u ciebie. Ja w każdym razie dokładnie tak się czuję, gdy mam udawać kogoś, kim nie jestem. Taka skaza charakteru.

Sprzeciw? Wobec niej? Niesamowite. Furia wypełzła najpierw na twarz, potem na język. Powtórzyć dokładnie już nie potrafię, w każdym razie dowiedziałem się kilku nieprzyjemnych rzeczy o swym pochodzeniu gatunkowym, braku duszy i jeszcze kilku rzeczach pobocznych, acz dotkliwych. Dołączyło też jej wierne stadko aktorów in spe. Nie dałem się zakrzyczeć, więc zrobiło się ciekawie. W końcu do dysputy włączył się anglista, pod którego światłym nadzorem miała się odbyć cała ta heca.

- Będziesz grał, nie wyłamuj się z kolektywu.
- Nie.
- Chcesz dostać ocenę niedostateczną?
- Go ahead, make my day, p... (przy "punk" już ugryzłem się w język).

Angliście po tym tekście oko nawet nie zadrżało, chociaż uszy spłynęły szkarłatem. Sytuacja oparła się o dyrekcję, bo uczeń twardo odmawiał wykonania polecenia. I tutaj zwarte teatralne szeregi doznały porażki, bo dyrektorka machnęła ręką: "Nie chce grać, to po co go zmuszać? Póki co kółko teatralne to zajęcia pozalekcyjne. Poza tym jesteście klasą mat-fiz, a nie teatralną, nie ten profil, dajcie mu spokój". Potem dowiedziałem się, że też szczerze nie cierpiała publicznych występów. Zwalała ten obowiązek na zastępcę.

A czemu w ogóle o tym piszę?

Dzisiaj córka przyniosła w dzienniczku wezwanie wzniosłej treści: "Uczennica odmawia udziału w przedstawieniu realizowanym wspólnymi siłami przez klasę. Twierdzi, że Pan na to pozwoli i nawet pochwali jej nieodpowiednie zachowanie. Proszę o interwencję i wytłumaczenie córce, że udział w przedstawieniu jest jej obowiązkiem, a także dobrą zabawą i pozwoli rozwinąć pozytywne cechy charakteru".

Konfrontacja w szkole umówiona na pojutrze, nie mogę się doczekać. Znowu czuję się młody.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 319 (363)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…