Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#86202

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tę historię, zważając na pewne okoliczności, podzielę na dwie części. Właśnie tę drugą i dokladne wyjaśnienie, dlaczego tak postępuję, zostawię w komentarzu. I bez tego post będzie dosyć długi.

Wraz z rozpoczęciem nauki w gimnazjum, powstał w moim życiu dość istotny problem. Mianowicie, poprzednia nauczycielka, z którą miałem dodatkowe lekcje Angielskiego, odeszła w wir obowiązków zawodowych, więc powstał, że tak powiem, "wakat" na tym stanowisku. Sprawa się sama jednak rozwiązała. Panią Bożenę (imię zmienione), poleciła moim rodzicom wspólna znajoma. Rodzice zadowoleni, bo podczas krótkiego spotkania zrobiła dobre wrażenie.

Pani B była dość wymagającym belfrem i to czynnie wykonującym zawód. Ja, jako świeżo upieczony gimnazjalista, potrafiłem być dosyć krnąbrny w szkole, ale mając przed sobą wywołującego respekt nauczyciela, potrafiłem go uszanować. No może raz czy dwa mi się zdarzyło przegiąć, ale bez większych konsekwencji ;)

Z kolei lekcje z nią, miały polegać raczej na podnoszeniu umiejętności językowych w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie bezsensownym klepaniu tego, co klepaliśmy na zajęciach w szkole. No i w praktyce, nie klepaliśmy tego co w szkole, poza kilkoma godzinami przeznaczonymi na krótkie powtórki do sprawdzianów.

Z Panią Bożeną od samego początku nie układało się najlepiej. Bywają takie relacje, gdzie pomimo braku kłótni, po prostu nie ma chemii i ten "związek" właśnie taki był. Pochwał z jej strony raczej nie uświadczałem, błędy natomiast wytykane były z najwyższą skrupulatnością i dodatkiem dosyć chamskich docinków. Ciężko było mi to znosić bez riposty, ale jakoś mi się udawało. Od czasu do czasu prosiłem jedynie, by nie przesadzała, bo jeżeli czegoś nie rozumiem, albo nie zapamiętałem za pierwszym razem, to nie jej na złość. Ale nic nie docierało.

W przerwie od rozwiązywania ćwiczeń i docinków (mówienia po Angielsku z mojej strony było bardzo mało, czym byłem dość zawiedziony - nie da się mówić, gdy druga osoba strzela słowami jak z armaty, bez przerwy) wychwalała swojego kochanego syneczka. Rok starszy ode mnie Artur (imię zmienione) był w jej mniemaniu uosobieniem geniuszu, zaradności, mądrości i wszelkich cnót. O nim akurat opowiadała po Polsku. Prawda o jedynaku była zupełnie inna. Dobrze o tym wiedziałem, bo miałem znajomych uczęszczających z Arturem do szkoły, a potem sam miałem okazję się przekonać. Udałem się pewnego razu za potrzebą, nie widząc palącego się światła, wszedłem do łazienki i moim oczom ukazało się to genialne dziecko, z "fają" na wierzchu, w celu... No cóż, nie oddania moczu. Dodam, że mieszkanie było dość małe i siedzieliśmy z łazienką ścianę w ścianę, do tego nie było tam zamka. Takie z niego było "inteligentne" dziecko.

Po kilku miesiącach co raz większej męki, przyszedł ten dzień. Przyszedłem na zajęcia z jednym, nienapisanym zdaniem (do zrobienia często miałem przekształcenie zdań na inny czas i z około czterdziestu paru nie zrobiłem jednego) z pracy domowej, więc Pani Bożena była w jeszcze mocniej docinkowej formie. A po dwudziestu minutach zajęć, rozpoczęła mi dyktowanie zdań do przekształcenia na inny czas. Drugie zadanie złośliwa Belfer podyktowała zbyt szybko.

Przepraszam Panią bardzo, nie słyszałem, czy mógłbym prosić o powtórzenie? - pytam uprzejmie.
- Gdybyś zajmował się słuchaniem mnie, a nie myśleniem o głupotach, to byś teraz nie prosił - powiedziane wyjątkowo zjadliwym, pełnym wręcz agresji tonem.
Niby mi znanym, ale tym razem coś we mnie pękło.

Ja: Jedna sprawa. To, że Pani nie usłyszałem, wcale nie oznacza że Pani nie słucham.

Tyle. I skupiłem się na poprawieniu słówka, które niewyraźnie napisałem. W następnym momencie dobiega mnie jednak niespodziewana odpowiedź.

- Wychodź z mojego domu.
- Słucham? Dlaczego? - pytam kompletnie zdezorientowany.
- Z POWODU KWESTIONOWANIA MOICH POLECEŃ I DYSKUSJI ZE MNĄ!!! - wrzasnęła - NIE BĘDZIESZ ZE MNĄ DYSKUTOWAŁ! KOŃCZYMY ZAJĘCIA A O WSZYSTKIM POINFORMUJĘ TWOJĄ MATKĘ!
- Nie mam pojęcia o co Pani chodzi - odpowiadam - ale dobrze. Czyli już zajęć z Panią mieć nie będę?
- NIE! NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ W MOIM DOMU!!!
- Okej.

W tym momencie wstałem, zgarnąłem szybko książki do plecaka i czując na sobie jej pełen szału wzrok, udałem się do wyjścia. Na odchodnym jeszcze rzuciłem "do widzenia" i wyszedłem z jej mieszkania. Odpowiedziało mi tylko trzaśnięcie drzwiami.

Epilog tej historii jest taki, że po powrocie do domu całą sprawę przedstawiłem rodzicom zgodnie z prawdą. Potem usłyszeli relację Pani Bożeny, pełną szału i pretensji. I choć nie byli zadowoleni, że "straciliśmy" drugiego nauczyciela dodatkowego Angielskiego w ciągu kilku miesięcy, sprawa po paru dniach rozeszła się po kościach.

Do dziś nie wiem co w nią wstąpiło. Na szczęście, więcej tej kobiety (ani jej synalka) nie spotkałem :)

Lekcje dodatkowe

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (31)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…